14.

203 20 13
                                    

LUNA

Zwykły podmuch wiatru wydawał się taki wyjątkowy. Poczułam jedwabistą miękkość pościeli. Leżałam w ciuchach przykryta kołdrą. Ściany przypominały kość słoniową. Lekko zaskoczona pokojem wstałam rozumiejąc dlaczego tu jestem. Rick mnie tu przywiózł wiedząc, że potrzebuję odpoczynku. Uśmiechnęłam się na wsparcie od tej obcej rodziny.

Gdy moja skóra poczuła chłód od razu położyłam się do łóżka. Nie chciałam wstawać. Czekało mnie dużo niespodzianek z matką. Drewniane drzwi powoli się otwierały, zobaczyłam męską dłoń zamykającą drzwi. Otworzyłam szerzej oczy. Brunet wskoczył na moje łóżko i tak odwrócił głowę by mnie lepiej widzieć. Zakryłam się bardziej kołdrą. Był gejem ale nadal chłopakiem. Zaczęłam przypatrywać się tatuażom Rick'a.

-Co one oznaczają?- Spytałam się ospałym głosem.

-Za dużo by tu opowiadać, moja przeszłość jest ukryta w nich i tyle.- Wzruszył ramionami. Spojrzałam na jego tors pokryty różnymi rysunkami. Jeden do mnie przemówił, ptak owinięty szalem, a nad nim inne ptaki.

-Podoba mi się ten.- Nie dotykając jego skierowałam palec na tatuaż. Popatrzył się szybko na tatuaż i opadł bezwładnie na łóżko.

-Zrobiłem go, gdy zakochałem się w chłopaku i czułem, że jestem uwiązany czymś miękkim a jednocześnie różniącym od wszystkich.

-Dlatego ptak jest uwiązany szalikiem a inne są bez?

-Poniekąd tak.- Wydawał się zamyślony.- Nie wiedziałem co powiedzieć mojemu ojcu, dlatego zacząłem się buntować.

-To znaczy?- Zapytałam się niepewnie.

-Nie chce mówić o tym. -Westchnął.

-Jak się czułeś wtedy?

-Gdy robiłem coś złego nie miałem pojęcia o tym. Chciałem poczuć nieznane uczucie i ekscytacje, szukałem tego czego nigdy nie poczułem. -Jego głos stał się płynny jakby był na jakieś jawie.- Gdy widzisz sygnały policji to żałujesz...- Zamilknął.

-Jak się dowiedziała twoja mama, że- przerwałam- lubisz chłopaków?

-Byłem roztrzęsiony tak, że sam się przyznałem, nie miałem nic do stracenia.- Przytuliłam się bardziej do poduszki.

-Będzie teraz dobrze.- Westchnęłam, pocieszając samą siebie.

JACK

-Pobudka śpiochy!- Obudził mnie donośny głos.- Nie ma spania, czas śniadania!- Rozpoznałem głos Kaia, który głośno pukał do drzwi wejściowych. Przepraszam, on nie pukał, on walił w nie pięściami jak słoń wywołujący chwilowe trzęsienie ziemi. Rozważałem założonie zatyczek do uszów i powrócenie do łóżka, jednak wiedziałem, że chłopak nie odpuści, dopóki wszyscy nie wstaniemy, a przy okazji cała okolica. Zegarek na szafce obok łóżka wskazywał 6:50. Wstałem pośpiesznie, planując zemstę za tak wczesną pobudkę w niedzielny poranek. Chwyciłem butelkę wody leżącą na biurku, następnie otworzyłem okno.

-Cześć, kociaku.- Zawołałem wychylając się przez okno.

-Zejdź do mnie Julio.- Chłopak przestał uderzać w drzwi, oddalił się od nich i stanął tuż pode mną. Wykorzystałem dogodny moment i oblałem blondyna zimną wodą.

-Poranny prysznic zaliczony.- Śmiałem się widząc zmokłą kurę spoglądającą na mnie złowrogo.

-Nie daruję ci tego.- Zagroził.

-Nie wpuszczę cię do środka i nie zjesz śniadania.- Użyłem najsilniejszego argumentu.

-Wycofuję moje słowa na czas śniadania. A teraz mógłbyś mi otworzyć te cholerne drzwi i użyczyć ręcznika?

-Dla ciebie wszystko, miss mokrego podkoszulka.- Zamknąłem okno. Wziąłem z łazienki jaskraworóżowy ręcznik wiedząc jak przypadnie do gustu Kaiowi. Zbiegając po schodach zobaczyłem rodziców wyglądających przez drzwi. Mama w rozczochranych włosach i z niedokładnie zmytym makijażem wyglądała jakby właśnie wyszła z kanałów.

-Obiecuję, że kiedyś wsadzę do kominka tego chłopaka i wyleci przez komin jako szary dym.- Tata stał w korytarzu, był jednocześnie wkurzony i rozbawiony ciagle dochodzącymi do nas krzykami Kaia.

-Nie przeszkodzę ci w tym, tatku.- Uniosłem ręce w obronnym geście.- Wreszcie ktoś zrobi z nim porzadek.

-Może powinien się do nas przeprowadzić, skoro i tak spędza w naszym domu więcej czasu niż we własnym.- Mama byłaby zachwycona mając pod swoim dachem kolejną osobę zachwalającą jej kuchnię.

-Nie wypowiadaj tych słów przy nim, bo w ciągu 5 minut stanie przed drzwiami z walizką i zamieszka w naszej lodówce.- Ostrzegłem.

-Po moim trupie. Tyczka jest ostatnim dzieckiem, które byłbym gotowy zaadoptować. Już nigdy nie zje mojej golonki. -Wtrącił tata.

-Pójdę go wpuścić zanim zamieni ogrody sąsiadów w stumilowy las.

-Parówko ja cię kocham, wpusć mnie, bo tu szlocham.- Nieudolnie śpiewał.- Dam ci pomidorki jak wpuścisz mnie do swej norki.- Otworzyłem gwałtownie drzwi i chłopak opierający się o nie wpadł do środka upadając na podłogę.

-Nie musisz tak podkreślać moją wyższość nad tobą.- Śmiałem się do rozpuku, gdy chłopak masował obolały tyłek.

-Zrobiłeś to specjalnie, glizdo.- Oburzył się.

-Odwróć się i odejdź skąd przyszedłeś.- Rzuciłem w niego ręcznikiem.

-Naprawdę? Z księżniczką nie było?

-Myślałem, że nie gustujesz w dziewczęcych rzeczach.

-A ten różowy ręcznik miał być symbolem męskości?- Prychnął.

-Równouprawnienia, mój drogi.

LUNA

Usiadłam na kanapie po wspólnym śniadaniu. "Babcia" zrobiła nam herbatę. Aromat uspokajał mnie. Tata Rick'a siedział obok staruszki a ja z brunetem. Panowało ciepło i nie tylko dlatego, że w kominku się paliło. Uśmiechnęłam się do staruszki. Czułam się tu jak w domu. Nieważne, że przypadkiem ich wszystkich poznałam. Otuliłam się kocykiem.

-Luno, opowiedz nam o twoim dzieciństwie.- Powiedział mąż staruszki. Kobieta spojrzała się na niego spod byka.- Tylko się zapytałem.- Podniósł dłonie w geście obronnym.

-Nie musisz nam o tym mówić.- Iśmiechnęła się do mnie.

-Zawsze na urodzinach musiałam się ładnie ubrać i starać się nie odzywać, bo matka uważała, że mój głos jest zbyt denerwujący, a prezenty sprzedawała i mówiła, że jestem taka dobra i oddaje dzieciom za darmo, bo oni bardziej potrzebują tego
-Uśmiechnęłam się smutno.

-Nie mówmy już o tym.- Rick złapał mnie za dłoń.

-Masz nas i nieważne, że nie jesteś z nami powiązana ważne, że jesteś dla nas rodziną, a dla mnie siostrą.- Uśmiechnął się do mnie czując w sobie opiekuńczość. -Poznasz mojego chłopaka niebawem.

Jego ojciec się uśmiechnął do niego i do mnie.

-Prawda, kochanie jesteś oficjalnie naszą słodką Luną.

JACK

-Ma pani naprawdę kształtne bułeczki.- Powiedział z pełnymi ustami Kai do mamy. Pochłaniał kolejną drożdżową bułkę upieczoną przez kobietę.

-Uważaj chłopcze.- Zwrócił mu uwagę tata.- Te bułki są już zajęte.- Blondyn się zakrztusił, a rodzice nie mogli pohamować śmiechu.

-I już nie pierwszej świeżości.- Dodała mama, co pogłębiło czerwień na policzkach mojego kolegi.

-Czy moglibyśmy cofnąć się do czasu, gdy te słowa nie zostały wypowiedziane?- Załamany położyłem głowę na stole.

-Nie powinieneś się krępować tym tematem, w końcu to z nich mleko piłeś.- Tata klepnął mnie w ramię.

-Dość.- Zaprotestowałem.- Pójdziemy już do mnie.- Pociągnąłem Kaia z krzesła, zaczął protestować i w ostatnim momencie chwycił tyle drożdżówek ile zdołał.



Kryzysowy chłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz