LUNA
Cały wieczór słuchałam wspomnień matki z balu. Rick udając zaciekawionego patrzył się na matkę trzymając mnie za rękę. Nie mogłam wybrać lepszego życia niż mojego. Zazdrościli mi inni, nie wiedziałam czego. Rick miał w oczach znudzenie.
Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Moi mili muszę do kogoś przedzwonić.- Powiedziała i wyszła.
-Luno, myślisz, że będziesz taka jak ja zapraszając mnie tu? Nie potrzebujemy czarnej owcy, kochanie. I wiesz co? Niedługo twój chłoptaś cię zdradzi ze mną.- Uśmiechnęła się szepcząc mi na ucho.- Chociaż to gej.
COOO? Skąd ona to wiedziała?!
-Skąd wiesz?
-Ojej musisz się dużo nauczyć. Po pierwsze nikt by cię nie pokochał, ani nie kocha tak jak twoja matka.- Teraz nie mogłam wytrzymać. Puściłam rękę Ricka. Bolało mnie to, że miała rację. Prawda zawsze bolała. Przypomniałam sobie słowa matki, kiedy chciałam się zapytać co z moim ojcem. Powiedziała mi, że mnie nie kochał i dlatego odszedł. Zawsze wspominam te słowa na dowód, że jestem nikim. Chciałam się wybudzić z koszmaru. Wiedziałam, że zobaczyła moją słabość. W tych momentach chcę zacząć płakać by wylać moje żale. Rick poszedł do łazienki. Nie mogąc powstrzymać wybuchu wstałam.
-Wynoś się!!- Krzyknęłam płaczliwie.
-Nie.- Zaśmiała się.- Dopóki ty żyjesz nie zostawię cię w spokoju.
Rick zatrzymał się w pół kroku.
-Odwołaj to.- Powiedział ostrzegawczo przez zęby.
-Nie.- Nie wiedziałam co robię, gdy na oczach matki uderzyłam pięścią w twarz Rebecci. Chciała oddać cios. Na jej idealnym policzku pojawił się czerwony ślad. Dotknęła dłonią skórę. W jej oczach pojawiła się nienawiść.
Przemknęłam szybko obok niej. Trzaskając drzwiami wybiegłam z domu, płacząc przy każdym kroku. Pierwszy raz kogoś uderzyłam. Łkając zatrzymałam się przy drzewie. Zmęczona usiadłam wspominając wszystko po kolei.
JACK
-Wszystko w porządku?- Spytała mama wychodząc z kuchni. Musiała słyszeć odgłos otwierania drzwi, ale zdziwiło ją, że nie nastąpił po nim stukot kolejnych kroków. Od kilku minut po przekroczeniu progu domu nie ruszyłem się z miejsca. Stałem jak sparaliżowany.
-Co?- Wzdrygnąłem się, przywracając się szybko do normalnego stanu.- A tak, wszystko dobrze.- Starałem się uśmiechnąć na potwierdzenie moich słów, ale wyszedł z tego jedynie grymas. Kobieta wyglądała na zmartwioną, a ja czułem mdłości i wiedziałem, że moja twarz jest nienaturalnie blada. Nie potrafiłem jej okłamywać. Miała instynkt, który zawsze wykorzystywała, żeby wiedzieć, kiedy nie jestem z nią szczery.
-Zakręciło mi się w głowie. To pewnie przez ten okropny zapach, sąsiedzi wystawili cały stos śmieci.- Próbowałem ją uspokoić. Podszedłem bliżej.
-Zrobię Ci herbatę, na pewno pomoże.- Nie wyglądała na przekonaną.- Wiesz, gdzie mnie szukać, gdybyś zdecydował się porozmawiać.- Nie dążyła tematu, za co byłem jej wdzięczny.
-Dziękuję, mamo.- Pocałowałem ją w policzek.
-Stara matka czasami może pomóc.- Uśmiechnęła się do mnie lekko. Widziałem, że wzruszyła się na ten nieznaczny gest z mojej strony. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz dałem jej buziaka, nie licząc składania życzeń na urodziny czy imieniny.
-Chyba nie mówisz o sobie. Mam na myśli to, że nie jesteś stara, a nie to, że nie możesz mi pomóc.- Plątałem się.- Zawsze będziesz mi potrzebna.- Wyznałem.