17.

178 22 5
                                    

JACK

"Nie wiedziałem, że zakochani używają teraz w stosunku do siebie takich uroczych określeń jak 'pawian'. Może zamiast zdjęcia nad jego łóżkiem, powinieneś się znaleźć nad nim w łóżku?"

Otworzyłem kopnięciem bramkę prowadzącą na podwórko. Nie wiem kim jest ta przeklęta osoba, która wysyła mi smsy, ani skąd zna każdy szczegół mojej codzienności. Miałem ochotę posadzić ją na krześle elektrycznym. Najpierw jednak musiałbym wiedzieć kim ona jest. Musi się ciągle koło mnie kręcić, skoro słyszy wszystkie moje rozmowy z Kaiem. Żałowałem, że nie przyjrzałem się otaczającym mnie osobom w trakcie robienia zdjęć. Wykluczyłbym sporą część uczniów z kręgu podejrzanych. Wiadomość wskazywała na to, że to chłopak, nie miałem jednak pewności czy męska forma czasownika to nie zwykła przykrywka.

Otworzyłem drzwi domu i mocno nimi trzasnąłem. Czemu komuś tak zależy na dopieczeniu mi? Nie zrobiłem nic co mogłoby przysporzyć mi wrogów, oprócz sytuacji z Rebeccą. Wydawało mi się, że jestem niewidzialny w szkole, nie narzucać się i nie sprawiam jakichkolwiek problemów. Może mimowolnie powiedziałem coś co mogło kogoś zaboleć. W złości nie panuję nad plątaniną słów, które narzuca mi niewyparzony język.

-Jack, nie wchodzisz do obory.- Zwróciła mi żartobliwie uwagę mama niosąc tacę z dwiema filizankami herbaty do salonu.

-Przepraszam.- Mruknąłem.- Może jestem świnią.- Podniosłem głos.

-Stało się coś?- Zauważyła, że nie jestem w humorze. Trudno było nie zauważyć. Nie przyczepiła się przynajmniej, że nie wytarłem butów o wycieraczkę.

-Skądże, nic się nie dzieje, nastolatkowie nie mają problemow.- Burknąłem.

-Wiesz, że nigdy tak nie powiedziałam.- Nie zabrzmiało to jak zarzut. Bolało mamę to, że nie potrafię mówić jej o moich uczuciach, o tym co mnie dręczy.

-Nie gniewaj się, mam zły dzień.- Wyjaśniłem.- Potrzebuję trochę samotności, żeby nie zniszczyć wszystkiego na swej drodze.

-Przykro mi, ale chwilę sam nas sam musisz przełożyć na później.- Uśmiechnęła się lekko.- Ktoś na ciebie czeka w salonie.

Wystraszyłem się. Nikt nie zapowiadał swojej wizyty. Nie miałem pojęcia kto to może być ani jaką sprawę mógłby do mnie mieć.

-Nie daj na siebie dłużej czekać, ropucho.- Doszedł mnie ponaglający kobiecy głos z salonu. Złość natychmiast zniknęła.

Szybkim krokiem wpadłem do salonu wprost w otwarte ramiona Grace. Mocno ją przytuliłem.

-Co ty tu robisz, gąsieniczko?- Byłem zaskoczony obecnością zapracowanej siostry z córką na głowie i traumą związaną z wypadkiem męża.

-Tęskniłam za tobą, braciszku.- Odsunęła się trochę.

-Ja za tobą też. A teraz mów czego chcesz?- Uśmiechnąłem się szeroko. Usiadła pierwsza na kanapie, ja obok niej.

-Potrzebuję opiekunki dla Lily.- Zaczęła.

-O nie, męska wersja opiekunki to nie dobry pomysł.- Zarzekłem.

-Nie mówię o tobie, głąbie.- Klepnęła mnie rozbawiona w ramię.- Tobie bym nawet mrówki pod opiekę nie dała.

-Ej!- Zaprotestowałem.- Lil mnie uwielbia, jestem jej ukochanym wujkiem.- Przypomniałem.

-To prawda, nie wiem co ona w tobie widzi. Może jej żal, że nikt cię nie lubi.

-Straciłaś szansę na jakąkolwiek pomoc z mojej strony.- Miałem wstać, ale mnie zatrzymała.

Kryzysowy chłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz