15.

221 23 6
                                    

LUNA

Wczesnym rankiem musiałam wyjść jako gość z domu. "Babcia" zapraszała mnie na ciasto za tydzień. Wiedziałam, że będę przechodziła przez piekło w domu. Matka nie da mi spokoju dopóki nie będę poukładaną i grzeczną córką, czyli nigdy. Rick zawiózł mnie pod szkołę. Odpięłam pasy bezpieczeństwa niezbyt szybko.

-Dziękuję ci za wszystko- uśmiechnęłam się jak tylko mogłam w tej chwili.

-Nie denerwuj mnie- zaśmiał się- przepraszałaś mnie tyle razy że mam dość. Idź, bo się spóźnisz.

Otworzyłam drzwi mówiąc " do zobaczenia". Nie łudziłam się, że będę miała przyjaciela, ale trzeba mieć nadzieje. Głowę pochyliłam na moje niebieskie buty z kwiatkami. Nie lubiłam omijać ludzi patrząc się w oczy, a tym bardziej uciekać wzrokiem. Lekki wiatr rozwiewał moje włosy, że nie widziałam nic oprócz moich kosmyków włosów. Co dzień przed szkołą modliłam się, żeby nie spotkałam chłopaka z imprezy. Pewnie wszyscy jego znajomi się śmieją ze mnie a on wyzywa od "łatwych".

Wybierałam takie trasy, które nie były pamiętane przez uczniów. Gdzie mogłam podnosić głowę nie obawiając się złośliwych uśmieszków. Zdjęłam płaszcz chowając go głęboko do czarnego plecaka. Nie lubiłam nigdzie go zostawiać. Na myśl o tłumie dziewczyn chwalących się swoim nowym autem robiło mi się źle. Czułam brak bezpieczeństwa, tego nie da się określić.

Jedyne lekcje kazały mi z kimś siedzieć lub rozmawiać na temat projektu, ale z każdej strony byłam przygotowana na ośmieszenie. Profesor otworzył drzwi w tym samym czasie gdy podeszłam blisko drzwi. Pomrukując ciche "dzień dobry" przesunęłam się.

Zanim weszłam do pomieszczenia zauważyłam tego samego chudego chłopaka z którym się zderzyłam parę dni temu. A zapewne ten sam chłopak z imprezy jest niedaleko znając mój pech. O mało co nie przewracając się weszłam do sali jak najszybszym krokiem. Usiadłam lekko obolała tym wszystkim. Stukając palcami zaczęłam się nudzić. Gdy powoli zbierali się ludzie do sali siadając nagle profesor wstał z swojego miejsca.

-Moi kochani- westchnął- niestety dziś macie wolną godzinę. Moja żona jest w szpitalu. -Pozbierał swoje książki i wyszedł jak najszybciej. Podał klucze czerwonowłosej, która miała za wszystkimi zamknąć. Jak najszybciej znalazłam się obok drzewa. Usiadłam odpinając kartkę. Bałam się wiadomości. Odwróciłam ją czytając.

"Nie dziwię się, że nie masz przyjaciół. Wrogością sobie ich nie zjednasz ~J"

Ze złością i brakiem zrozumienia zaczęłam odpisywać.

JACK

Nie wiedziałem jak doszło do tego, że Kai nocował u mnie. Wcale nie byłoby to takie dziwnie, gdyby jego ubrania i plecak wypełniony książkami nie znalazł się w moim pokoju. Musiał szybko pobiec do domu, kiedy się kąpałem, bo był to jedyny moment, gdy spuściłem go z oczu. Był na tyle bezczelny, że zajął moje łóżko i walczył o równouprawnienie domagając się, albo wspólnego spania w łóżku, albo na podłodze. Nie odpuściłem, mój dom, moje warunki. Spał, więc tam, gdzie jego miejsce- u moich stóp. Rodzice zdawali się nie być zaskoczeni widokiem blondyna w piżamie podczas śniadania. Mama nie byłaby sobą, gdyby nie zasugerowała, że jesteśmy razem. Czy wszyscy nagle bawią się w "Jack jest gejem" czy to ja mam paranoje?

Idąc razem do szkoły Kai masował się po brzuchu i głośno śpiewał spotykając się z wściekłymi spojrzeniami okolicznych mieszkańców.

-Nie doceniają mojego talentu.- Oburzył się chudzielec.

-Nie ma czym się zachwycać. Wycie zarzynanego kojota nie należy do atrakcji wysokiego rzędu.- Szurałem butami po asfalcie.

-Wszystko może być sztuką. To, że im nie odpowiada moja barwa głosu, nie znaczy, że nie znajdą się zwolennicy mojej muzyki.- Tłumaczył mi.

-Z pewnością.- Prychnąłem.- A ja jestem twoim fanem numer jeden.

-Twoja zniewaga świadczy o zazdrości i nieznajomości rynku muzycznego.- Palec wskazujący skierował na mnie jakby był jego tajną bronią.

-Zgadzam się z tobą, pączusiu, tylko już nie śpiewaj.- Poprosiłem.

-To była dopiero rozgrzewka.- Uśmiechnął się chytrze. Uwielbiał mieć nade mną przewagę i robić wszystko, aby czas spędzony z nim był niezapomniany. Zdecydowanie każda chwila z Kaiem była jak połączenie dramatu z komedią.- Gdzie jesteś miła czyżbyś się w lesie zgubiła?- Znów rozpoczął śpiewać.

-Trzymaj się Jack.- Wzdychnąłem zrezygnowany współczując samemu sobie męki. Była to najdłuższa droga do szkoły w moim życiu.

LUNA

Odkluczyłam zamek w drzwiach z napięciem. Czułam zapach papierosów, czyli mama jest na mnie strasznie zła. Paliła tylko w nagłych wypadkach.

Nie raz widziałam ją w takim stanie. Ukrywała przed wszystkimi, że nie jest taka idealna jak się wydaje.

Cicho zamknęłam drzwi. Gdy podniosłam jedną nogę poczułam twardy upadek. Westchnęłam szybko łapiąc się szafki. Łapiąc za serwetkę. Wazon zaczął się chwiać. Zanim mogłam go złapać rozbił się lądując na wszystkie strony.

-Cholera -mruknęłam do siebie. Usłyszałam kroki.

-Ładnie się wraca do domu po dniach.- Mruknęła władczo.- Gdzieś ty się podziewała?! Co miałam powiedzieć sąsiadom?! Ty myślisz tylko o sobie!

-Mhm..

-Co ty do cholery masz na policzku?!- krzyknęła zła. Nie widząc o co chodzi popatrzyłam w lustrze na swoje odbicie. Zauważyłam krople krwi na policzku. Pięknie. Wazon.

JACK

-Możecie się do siebie w końcu odezwać?- Myślałem, że zostawiając Andrew i Chrisa samych w centrum handlowym dam im czas na pogodzenie się. Oni jednak, mimo, że stali obok siebie mierzyli się wrogimi spojrzeniami nie wypowiadając żadnego słowa.

-Nie.- Odpowiedzieli jednocześnie.

-Zachowujecie się jak dzieci. Jesteście przyjaciółmi, nigdy nie powinniście pozwolić, żeby dziewczyna was poróżniła.- Próbowałem przemówić im do rozsądku.

-To nie wina Margo.- Bronił swojej drugiej połówki szatyn.

-Skądże.- Prychnął rudzielec.- Bo przecież to nie ona zamieniła mnie na ciebie. Nie spodziewała się, że jej były i aktualny chłopak mogą się znać, a tu niespodzianka, świat jest taki mały.

- To nie powód, żeby być złym na mnie, nie wiedziałem, że byliście razem.- Chłopcy robili postępy. Nieważne, że się kłócili, ważne, że w ogóle rozmawiali.

-Nie jestem zły na ciebie, jestem wściekły na wybór jakiego dokonałeś. Kiedy tobą też się znudzi, dopisze cię do swojej listy porzuconych.

-Wcale nie musi do tego dojść. Nie pasowaliście do siebie, a ona nie potrafiła z tobą zerwać, więc uciekła się do kłamstwa. Nie postąpiła dobrze, ale żałuje.- Andrew chciał uspokoić Christiana.

-Z tobą też zerwie w taki sposób, to ten typ dziewczyny.- Obstawał przy swoim.

-Jeśli do tego dojdzie usłyszę od ciebie "a nie mówiłem". Mimo wszystko pozwól mi uczyć się na własnych błędach. A jeśli zależy ci na moim szczęściu zaakceptuj mój związek z Margo.- Chris po tych słowach jedynie westchnął.- Proszę, Chris.

-Nie oczekuj ode mnie, że będę spokojnie patrzył jak marnujesz swój czas.- Szatyn chciał coś wtrącić, ale rudzielec uniósł palec na znak, że nie skończył.- Jestem twoim przyjacielem, a skoro chcesz w to brnąć to proszę, masz moje wsparcie. Będę trzymał kciuki, żeby wasza historia miłosna nie skończyła się tak jak moja.

-Dziękuję.- Andrew klepnął z wdzięcznością chłopaka w ramię.

-Rodzinka znów w komplecie.- Podsumowałem koniec sporu. Uśmiechnąłem się szeroko i objąłem ich ramionami.

-Jeszcze ja.- Znikąd pojawił się Kai i wyskoczył na mnie.

-Czarny baran zawsze na miejscu.- Przewróciłem oczami.



Kryzysowy chłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz