LUNA
Znów ludzie patrzyli się na mnie i na matkę. Czułam wzrok na całym ciele. Nie mogłam wstrzymać łez. Biegłam do staruszki. Wątpiłam w to już czy jestem szczupła. Możliwe, że ludzie byli obrzydzeni mną, a nie zainteresowani kłótnią. Widziałam wzrok ludzi kiedy wybiegłam szybko ze sklepu. Matka zaczęła wołać, pewnie znów mi coś chce zrobić.
Zmęczona stanęłam na progu drzwi staruszki. Próbowałam się uspokoić. Nie udało mi się, gdyż drzwi otworzyły się z hukiem. Rick wybiegł nie zauważając mnie. Był w dziwnym stanie. Nie zdołałam go zawołać, bo zniknął. Otworzyłam niepewnie drzwi.
- Babciu!!- Krzyknęłam.
Nastała cisza. Czyżby nie było nikogo? Zajrzałam do środka kuchni. Siedziała tam zapłakana babcia.
- Co się stało?- Złapałam jej ciepłe dłonie.
- Rick zerwał z chłopakiem i zaczął mnie winić za wszystko. Może ma rację.- Westchnęła.
- On na pewno nie mówił by cię zranić. On babcie kocha jak matkę, emocje robią swoje.- Uśmiechnęłam się.
-Przyszedł cały zdenerwowany i wszystko zaczął rozwalać.- Powiedziała normalnym głosem.
- Będzie dobrze.- Przytuliłam ją.
- Znalazłaś pracę?
- Tak.- Spojrzałam się na stół.
- Zadzwoniłaś?
- Nie.- Mruknęłam.
- To zadzwoń! Ale już!- Krzyknęła z smutnym uśmiechem.
JACK
Wracając do domu z supermarketu miałem zamęt w glowie. Miałem wyrzuty sumienia, że nie stanąłem w jej obronie.
Nie, to nie moja sprawa. Nie mogę wtrącać się w życie obcych mi osób. Powinna sama sobie poradzić.
A jednak wiedziałem, że nie była w stanie nic zrobić poza wysłuchaniem każdego słowa matki ociekającego jadem.
-Krawat dobrany już do jej sukienki?- Syknął Chris. Nie zauważyłem go dopóki się nie odezwał. Zatrzymałem się przy wózkach na zakupy. Temu o co znów chodzi?
-Myślałem, że należą mi się jakieś wyjaśnienia po wczorajszym.- Zmieniłem temat.
-Zauważyłem znajomą.- Uciął krótko.
-Niezła sprinterka z niej.- Parsknąłem na wspomnienie uciekającej dziewczyny.- Chyba nie chciała cię spotkać.
-Odnowiliśmy relacje i wszystko jest dobrze.- Nie wyglądał na pewnego swoich słów. Po chwili tajemniczo się uśmiechnął.- Na mnie nie można się długo gniewać.- Kłóciłbym się.
-Idziecie razem na bal?- Dopytywałem.
-Czemu to robisz?!- Krzyknął nagle. Wpatrywałem się zaskoczony jego wybuchem.
-Christian, ostatnio dziwnie się zachowujesz.- Mam wrażenie, że wszystko zaczęło się, gdy poszliśmy na tę pamiętną imprezę, a było jeszcze gorzej, kiedy pojawiła się Margo. Nie znamy się długo, mimo to w momencie zapoznania miałem o nim inne zdanie. Był miłym chłopakiem, na którego mogłem liczyć. To dzięki niemu poznałem sporo osób w szkole i udało mi się w niej odnaleźć. Czemu nagle zamienił soecw dupka, egoistę i wybuchowego chama?
-Odbieracie mi to na czym mi zależy.- Burknął.- Może powinienem się odwzajemnić.- Dodał ciszej.
-Dowiem się o co ci chodzi?
-Nie przejmuj się mną, nie jestem dziś w humorze.- Powiedział już spokojnie. Uśmiechnął się lekko, ale nie był to szczery uśmiech.- Do jutra?- Wskazał na sklep.
-Tak. Trzymaj się, Chris.- Wszedł do budynku. Czasami sam się zastanawiam kogo trudniej zrozumieć- kobiety czy mężczyzn?
LUNA
- Dzień dobry.- Usłyszałam kobiecy głos.
- Dzień dobry ja dzwonię w sprawię ogłoszenia. Czy to nadal jest aktualne?
-Tak a pani jak rozumiem jest zainteresowana opieką nad dzieckiem?
- Tak.- Odpowiedziałam krótko. Zapanowała cisza.
- Czy to pani numer?- Zapytała się oficjalnym głosem.
- Tak.
- To proszę czekać na kolejny telefon, skontaktujemy się z panią. - I się rozłączyła.
Czy to znaczy, że moja szansa na zdobycie pracy jest nierealna? Westchnęłam. Usiadłam na fotelu. Muszę zdobyć tą pracę inaczej będę zawsze popychana. Schowałam twarz dłońmi. Jestem w kropce.
- Luna?- Pojawił się przerażony Rick.
- Dlaczego tak na nią naskoczyłeś?- Niemal krzyknęłam z nerwów.
- Jesteś zdenerwowana -stwierdził chłopak.
- Nie kurde! Moje życie zależy czy znajdę prace czy nie, a ty ranisz wszystkich bo zrobiłeś błąd życiowy ?!- Prychnęłam zła. Otarłam łzy. Będę żałowała tych słów.
JACK
-Cześć braciszku.- Grace była w naprawdę dobrym humorze.
-Hej, nie za często ostatnio nas odwiedzasz?- Uśmiechnąłem się szeroko siadając obok niej przy dtole w kuchni.
-Mam coś dla ciebie.- Podała mi czekoladę.- A to dla Kaia.- Podała drugą.- To chyba jego zasługa, że zgłosił się chętny do opieki nad Lily.
-Kto by pomyślał, że można mu ufać?- Roześmiałem się.
-To twój przyjaciel.- Wytknęła mi.
-I co w związku z tym?
-Powinieneś mu ufać.
-Komuś kto wyżera ci każdego dnia śniadanie nie można ufać. Ale ma pewne zalety, które sprawiają, że lepiej trzymać to blisko.- Poszerzyłem uśmiech.
-Będziesz ze mną przy spotkaniu z kandydatką na nianię? Nie mam głowy do tego. Potrzebuję doradcy, nawet, jeśli ma nim być mój głupi braciszek.- Rozczochrała mi włosy.
-Wiesz, że Kai nie odpuści?- Skoro to on znalazł kogoś zainteresowanego pracą to zrobi wszystko, żeby ją zdobyła. Przy okazji będzie trochę rozrywki.
-Weź go ze sobą, dam wam znać, kiedy to będzie.- Wzdychnęła.