JACK
-Stary!- Krzyknął głośno Kai w czasie lekcji. Odwrócił się do mnie podekscytowany.- Stary, no nie!- Wstał, a właściwie skoczył jeszcze bardziej zwracając uwagę wszystkich w sali. Siedział w pierwszej ławce, ja w ostatniej.- Nie wierzę!- Wykonał swój taniec radości wywołując ogólny śmiech.
-Co jest?- Uniosłem pytająco brew. Zaraz pewnie cała klasa usłyszy, że ma zapalenie pęcherza.
-Kai, usiądź na miejscu.- Upomniała go nauczycielka. Była przyzwyczajona do niekontrolowanych zachowań chłopaka. Wszyscy byli.
-Pani też musi się dowiedzieć. Nawet nie wyobraża sobie pani jakie mam szczęście.- Podszedł do biurka, chwycił starszą kobietę za ręce i uściskał uśmiechnięty.- Wiedziałem, że mnie kocha! Kto by się mógł oprzeć takiemu przystojniakowi.
-Wróć na miejsce, Kai.- Roześmiała się na tę reakcję.
-Ma pani piękne oczy.- Rzucił niby mimochodem.- Powiem tylko jemu.- Wskazał mnie palcem. Przewróciła oczami.- On mnie zrozumie, bo na wasze wsparcie nie mogę liczyć. Nie cieszycie się moim szczęściem.- Rozejrzał się po twarzach kolegów.
-Skarbeńku, pośpiesz się.- Ponaglała go uśmiechając się. Nawet gdyby chciała być wkurzona na jego zachowanie, to nie było możliwe. Miała do niego słabość, do jego nieustannych żartów i ciągłych komplementów.
-Patrz.- Podszedł szybko i rzucił mi na stolik małą zgiętą kartkę.- Możesz rybciu kontynuować.- Rzucił zalotne spojrzenie nauczycielce siadając na swoim miejscu.- Pani rybciu.- Poprawił się widząc karcące spojrzenie nauczycielki.
Rozwinąłem zawiniątko. Nie rozpoznawałem pochyłych liter. Ktoś donosił, że Rebecca ma zamiar zaprosić chudzielca na bal.
Nic z tego nie rozumiałem. Ona nim gardziła. Uważała się za królową, a jego za plebs. Mogła co najwyżej się zgodzić, żeby wyrzucił za nią śmieci po śniadaniu. Niejednokrotnie widziałem jak rzucała mu pełne obrzydzenia spojrzenie. Patrzyła na niego tak jak kobieta wczoraj na swoją córkę w sklepie.
Coś się święciło. Niemożliwe, żeby nagle jej się spodobał. Bałem się, że to źle się dla niego skończy. Kai od początku był w nią zapatrzony jak w obrazek. Nie poradzi sobie z tym diabłem w dziewczęcej skórze. Jest zbyt naiwny. Będzie na każde jej skinienie, zrobi dla niej wszystko. Ona na pewno o tym wie. Specjalnie go wybrała wiedząc jak na niego oddziałuje. W życiu nie uwierzę w jej czyste intencje.
Nie mogłem pozwolić, żeby wpadł w te ruchome piaski, z których nie będzie mógł się wydostać. Nie mogłem pozwolić, żeby odebrała mi przyjaciela. Nie mógł utracić tego co w nim najlepsze. Nie mógł zamienić się w jej mściwą maszynę.
Jej determinacja kontra moja.
Zdawałem sobie sprawę, że Kai może być na mnie zły za odwodzenie go od pomysłu pójścia z nią na bal. Wiedziałem jak mu zależy, by spędzić z nią ten dzień. Marzył o tym.
To tylko jeden dzień, może nic złego się nie stanie. Jeden wieczór. Z królową piekieł.
Może to tylko głupi żart. Może ktoś po prostu go zwodził, robił mu złudną nadzieję. Nie zaprosiła go przecież jeszcze. Liścik był anonimowy.
LUNA
Lekki powiew wiatru z okna nastawił mnie w pochmurny nastrój. Siedziałam zmieszana z jedynką w dzienniku, a przecież matka nie toleruję tej cyfry. Znów będę musiała pomagać sąsiadce w zasianiu kwiatów. Ta kobieta wykorzystywała mnie kiedy nadarzała się okazja, stała nade mną rozkazując, gdzie mam wykopywać ziemie i zmieniała decyzję, że cały ogródek musiałam zasiać nową trawą. Westchnęłam opierając się na dłoni. Nie umiałam odpyskować jak inni lecz i tak wszystko im przechodziło płazem. Gdzie tu sprawiedliwość?