22.

118 19 6
                                    

JACK

-Jack, skarbie użycz mi swojego łącza ze światem.- Zaatakował mnie jeszcze zanim do niego podszedłem. Stał przestępując z nogi na nogę niezwykle podekscytowany.

-Ciebie też miło widzieć, Kai.- Prychnąłem stając naprzeciwko chłopaka.

-Proszę misiu tylko na moment.- Zrobił minę szczeniaczka.

-Nie masz swojego telefonu?- Byłem podejrzliwy.

-Mam, ale nie mam nic na koncie. Muszę pilnie zadzwonić.- Naprawdę
mu zależało.

-No dobra.- Podałem mu telefon.- Skoro któraś wreszcie zgodziła się z tobą umówić.- Wyszczerzyłem się do blondyna.

-To nie to co myślisz, nie odważyłbym się zdradzić ciebie. Chcę ci tylko pomóc.- Zapewnił.

-Mi?- Dopytywałem. Co ten głąb znowu wymyślił?

-No wiesz, szczęśliwy Kai to i Jack jest szczęśliwy.

-Zabrzmiałeś jak egoista.- Podejrzliwie na niego patrzyłem.

-To tylko jedna rozmowa. Chyba chcesz, żeby twoja żabcia złapała muszkę.

-Cokolwiek to znaczy.- Skwitowałem. - Idź zadzwoń zanim się rozmyślę.- Popchnąłem go.

-Wynagrodzę ci to w dzieciach.- Rzucił na odchodne.

Pasowało mi to, że się go pozbyłem, bo zamierzałem iść po wiadomość od "L". Teraz to ja byłem podekscytowany. Zastanawiałem się czy nieznana osoba mi wybaczyła. Chyba naprawdę zaczęło mi na niej zależeć. Nie na niej. Po prostu chciałem jej pomóc. Nic więcej.

Ostatni odcinek dzielący mnie od dębu pokonałem biegiem. Nie zwracałem uwagi czy ktoś nie kręci się w pobliżu. Liczyło się tylko szybkie odczytanie liściku. Wytarłem spocone dłonie w spodnie. Denerwowałem się, a przecież to tylko kilka słów napisanych przez kogoś, kogo nawet nie dane mi było widzieć. Nawet jeśli spotykałem tę osobę każdego dnia to i tak nie miałem pojęcia kim ona jest.

Liścik był starannie złożony na pół.

" Jesteś jedyną osobą, która prosi mnie o kolejną szansę, więc ją dostaniesz. Mam nadzieję że to nie są żarty. -L"

Odetchnąłem z ulgą widząc, że przyjęła wyjaśnienia. Z mojej strony to zdecydowanie nie były żarty. Zamierzałem udowodnić, że naprawdę chcę pomóc i stać się jej bliski. Potrzebuje mnie, nie odbiorę jej szansy na przyjaźń.

LUNA

Dziś z powrotem postanowiłam być grzeczną Luną. Spódniczka w kolorze muszli z falbanami i bardzo cienki pudrowy sweterek. Niezadowolona kroczyłam delikatnie na moich zniszczonych tenisówkach.

Brakowało mi siły by walczyć miałam tylko jeden cel. Być szczęśliwa. Chciałam zadzwonić do tej matki potrzebującej opieki nad dzieckiem. Westchnęłam. Nie mam telefonu a jeśli zadzwonię od kogoś innego to znów mi coś zepsują.

Złapałam gałązkę na którą by zadrapałam twarz.

Poprawiłam na ramieniu czarną torebkę. Zza rogu ujrzałam znany budynek. Zauważyłam Kaia. Stał przed szkołą w jeansowej kurtce i czarnych spodniach.

Był skupiony na telefonie. To ten niszczyciel który mi rozwalił telefon. Uśmiechnęłam się wiedząc, że będę miała telefon.

- ktoś ci dał telefon ?- parsknęłam. Strasząc go.

Uśmiechnął się widząc mnie.

- Czołem kruszyno zabieram Cie na wino.- Zaśmiał się idąc.

- Że co?- Zaśmiałam się.- Masz mój telefon?

- A mam.- Wyciągnął z drugiej kieszeni. Działał. Zaczął coś wpisywać.

- Co robisz ?- Zapytałam.

- Zapisuję ci mój numer.- Przygryzł wargę. Pokiwałam głową.

- Dziękuję, że przez ciebie nie miałam telefonu.- Zaśmiałam się.- Ale naprawiłeś mi go!

- Proszę kruszynko.- Podał mi go.- Służę pomocą, wiesz znów mogę na ciebie wpaść.- Puścił do mnie oko.

JACK

Stałem w dziale ze słodyczami w supermarkecie nie mogąc się zdecydować na żelki. Przeszkadzało mi również grono osób zasłaniających większość półek. Przesunąłem się do ciastek w oczekiwaniu na zniknięcie tłumu.

LUNA

- Jedziemy na zakupy.- Krzyknęła siedząc w samochodzie.- A ty ze mną!

Wsiadłam do auta. Poprawiłam moją spódniczkę. Nie zauważyła nawet co mam ubrane. Wiedziałam, że chce się pokazać ze mną bo długo razem nas nie widzieli ludzie. Oparłam głowę o szybę. Jadąc autem zawsze mam ochotę płakać. Matka powoli jechała, nie śpieszyło się jej. Nagle auto zatrzymało się. Zauważyłam supermarket. Wysiadłam czekając na nią. Uśmiechnęła się profesjonalnie do mnie.

- Uśmiechnij się.- Szepnęła.

Nikogo nie było, ale zrobiłam to. Nienawidziłam jej za to co mi robi. Zanim się obejrzałam jakaś kobieta przytuliła moją matkę.

- Cześć kochanie, długo cię nie widziałam.- Powiedziała podniosłym głosem.

- To jest moja córka Luna.- Przedstawiła mnie jej.- A to Suzi moja koleżanka z pracy.

Czyli dlatego jest taka wystrojona. Uśmiechnęłam się witając z kobietą.

- Masz śliczną córkę.- Powiedziała do matki.

- Śpieszymy się, do zobaczenia.- Pokiwała dłonią i szybko pociągnęła mnie.

Weszłyśmy do pomieszczenia. Wisiały różne propozycję na zakup produktów. Między regałami stali ludzie, którzy zastanawiali się jakie żelki wybrać. Starsza pani próbowała cukierki. Matka zabrała koszyk.

- Nie mamy płatków.- Powiedziałam.

Ruszyłam na półki z płatkami. Szybko wybrałam czekoladowe. Włożyłam je do koszyka. Matka spojrzała się na mnie z obrzydzeniem. Miała zły humor.

- Weź jakieś ciastka.- Burknęła.

Nie chciałam być tu. Wzięłam najzwyklejsze ciastka.

- Wiesz ile mają kalorii?! Jesteś już i tak grubą świnią.- Krzyknęła na cały sklep.

Chciało mi się płakać jak ludzie mnie spojrzeli. Od lat matka mnie zmusza do głodówki. Odstawiłam ciastka na miejsce.

-Nigdy nie będziesz piękna z twoim podejściem.- Mruknęła.

JACK

- Wiesz ile mają kalorii?! Jesteś już i tak grubą świnią.- Usłyszałem krzyk kobiety. Nie zwracała uwagi na zgromadzonych wokół ludzi. Kojarzyłem ją, mieszkała w sąsiednim domu do tego, na którym malowaliśmy graffiti.

Biedna dziewczyna, która musiała znosić te wszystkie komentarze ze strony matki. Stała do mnie tyłem, była szczupła. Nie mogłem zrozumieć dlaczego ta wredna żmija wmawia jej, że jest gruba.

-Na bal dalej nikogo nie masz?!- Zabrzmiało to jak oskarżenie a nie pytanie.- Nawet nie myśl, że znajdziesz kogoś z takim ciałem.- Patrzyła na córkę jak na oślizgłe, ohydne stworzenie.

Chciałem zareagować, ale stałem jak wryty. Nie mogłem się ruszyć, ani nic powiedzieć. Nie potrafiłem się wtrącić do tej kłótni. Byłem na siebie wściekły. Pozostali ludzie też jedynie przyglądali się zszokowani sytuacją.

-Zobacz, jesteś tak gruba, że zwracasz na siebie uwagę w sklepie.- Pokazała dłonią tłum gapi. Nie dostrzegała, że to ona tworzy sensacje. Dziewczyna stała przygarbiony z głową spuszczoną w dół. Wziąłem z półki przypadkowe żelki i paczkę ciastek i szybko się oddaliłem. Nie mogłem słuchać tego ataku, a nastolatka nawet nie próbowała się bronić.

Kryzysowy chłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz