Spojrzałam na mój but. Sznurówki znów się rozwiązały, na mój pech nadepnęłam na nie. Ległam na ziemię.
Zdyszana i zła próbowałam wstać i dalej biec. Odwróciłam się, widząc tego samego chłopaka. Zanim szybko wstałam z zamiarem ucieknięcia, złapał mnie mocno za nadgarstek.
Z moich ust wydobył się cichy krzyk. Nie patrzyłam się na niego. Bałam się go. Zaskoczony puścił mój nadgarstek.
Rudy chłopak nie wyglądał, jakby pamiętał, o co mnie prosił. Miał tupet ten kretyn. Bałam się, a jednocześnie wystrzeliła we mnie odwaga. Oddaliłam się na krok od jego osoby. Stałam się silniejsza, bo przez tę ulicę bardzo dużo ludzi chodzi.
- Przepraszam.- Prychnęłam ze złością.
- Masz tupet chłopie.- Mruknęłam.
- O co ci chodzi?- Spytał się ze złością.- Przeprosiłem cię do cholery!!
- Nawet jeśli by mi coś zrobiłeś to, to słowo nie ma większego znaczenia.- Warknęłam, patrząc na podłogę.
- Nic ci nie zrobiłem.- Mruknął.
- Każdy tak mówi.- Uleciała ze mnie odwaga, widząc jego niebezpiecznie złe oczy.
- Chciałem cię przeprosić! Bo wiem, że źle zrobiłem,
- Dlaczego tak się zachowałeś wobec mnie?- Zapytałam spokojniej.
- Miałem chwilowe załamanie i nie miałem zamiaru cię wystraszyć.- Wydawało się, że chce, bym uwierzyła.
- Wybaczam.- Uśmiechnęłam się.
Miałam dość tego, że każdy mnie wykorzystuje. Teraz czas na grę z mojej strony. Każdy chciał mnie zniszczyć. Nie pozwolę, żeby znów ktoś moim kosztem się zabawił. Chris mnie chciał wykorzystać, to teraz musi być zemsta.
Kiedy pomyślę sobie, o przepłakanych łzach chce mi się jeszcze raz płakać, bo jestem za dobra. Chciałabym, by ojciec by był ze mnie dumny kiedyś. A trzeba mieć blisko wrogów. Będę żałowała tego. Pozytyw tego, że się czegoś dowiem.
JACK
-Halo?- Niepewnie odezwałem się do słuchawki telefonu. Numer, który wyświetlił się na ekranie komórki nic mi nie mówił. Spacerowałem po parku nadal oszołomiony zachowaniem Chrisa. Zmarnowałem dla niego czas, gdybym mógł przewidzieć, że pobiegnie za przypadkową dziewczyną nie zgodziłbym się go odprowadzić. Poszedłbym inną drogą czy nawet zaryzykowałbym spotkanie z Rebeccą.
-To ja.- Nie wiem kto z nas ciszej mówił. Kobieta nic więcej nie dodała.
-Przepraszam, ale to chyba pomyłka.- Powiedziałem do dziewczyny po chwili ciszy. Kręciłem się w kółko spoglądając na otaczające mnie drzewa. Większość kojarzyłem z nazwy. Czekałem aż to ona się rozłączy przyglądając się klonowi i zastanawiając czy lekki wiatr zrzuci kilka liści z potężnych gałęzi.
-Jack, to ja Margo. Mam twój numer od Chrisa.- Wyjaśniła juz pewniej.
-Nie rozpoznałem Twojego głosu.- W moim głosie brzmiało poczucie winy.- Zazdrosny Andrew stoi obok i dlatego tak cicho mówisz?- Zażartowałem, jednak nie było jej do śmiechu. Może była świadoma nieufności chłopaka. Nawet przed nią nie potrafił ukryć swoich podejrzeń, a może właśnie szczególnie przed nią. -O co chodzi?
-Ogłoszenie twojej siostry dalej jest aktualne?- Miała nadzieję, że tak. Chyba naprawdę potrzebowała pracy.
-Zdecydowanie.- Uśmiechnąłem się, zapominając, że dziewczyna nie może tego zobaczyć. Odetchnęła z ulgą. Wyobrażałem sobie radość siostry, gdy dowie się, że ktoś zdecydował się podjąć opieką nad Lily.