12. Hangover

13.7K 1.1K 2.3K
                                    

Trzeci dzień wycieczki zapowiadał się strasznie nudno. Pan Donuts ogłosił poranny jogging na rozgrzewkę, ponieważ rano wszyscy byli zaspani i nieprzytomni.
No, prawie wszyscy. Ja, Liam i Erwin wydawaliśmy się w pełni sił i chęci do życia, w porównaniu do reszty. Wczorajszej nocy urządzili nocną schadzkę w lesie. Nie mam pojęcia skąd załatwili alkohol na takim pustkowi, ale kiedy Louis wrócił około 3 rano, był kompletnie pijany. Jedyne co zrobił to wymamrotał: 'żałuj, że nie przyszedłeś' i zasnął.

Rzeczywiście, Louis proponował mi, abym też tam poszedł, ale odmówiłem, bojąc się konsekwencji.
Jak widać, nie miałem czego, ponieważ żaden z nauczycieli nie zauważył ich zniknięcia w środku nocy; myśleli raczej, że późno poszli spać i teraz nie są wyspani. Naprawdę podziwiałem wszystkie osoby na kacu, które po czterech godzinach snu, stawiły się na miejscu zbiórki.

Rachel także tam poszła, ale z cichych szeptów jakie mi wysyła od rana, wynika, że wypiła tylko jedno piwo i nie jest na kacu.

Ona może nie, ale za to Tomlinson ledwo stał na nogach. Wykorzystał moje ramię jako oparcie i przysypiał podczas tego co mówił pan Donuts.
Podobnie reszta imprezowiczów; wszyscy praktycznie leżeli na sobie nawzajem.

- Tak, więc dwa kilometry wokół lasku, zieloną ścieżką - najwidoczniej nauczyciel hiszpańskiego był dziś w bardzo dobrej formie, bo miał już na sobie dres i przebierał nogami na rozgrzewkę.

- O nie - jęknął zbolały Louis - Harry, zabierz mnie stąd - wymamtotał sennie.
Wierzcie, czy nie, ale widok zaspanego Louisa był czymś idealnym. Włosy, które latały mu we wszystkich kierunkach przez lekki wiatr, dodawały mu takiego uroku, że musiałem powstrzymywać się, aby nie rzucić się na niego jak on ostatnio na mnie.

Wczorajszy dzień nie był zbyt interesujący, aby go opisywać. Nic praktycznie się nie wydarzyło, bo od rana chodzilśmy wokół jeziora grając w jakąś grę terenową, a popołudniu pływaliśymy kajakami.
Wieczorem, cóż... Była wcześniej wspomniana impreza.

- Lou, chodź pobiegniemy - zaśmiałem się na widok Zayna, który przebierał nogami w czymś na pozór truchtu.

- Nie - jęknął, przebierając oczy i po trzecim gwizdku z upomnieniem, wreszcie ruszył z miejsca. Kiedy wtoczyliśmy się do lasu, Louis rozejrzał się po okolicy, i kiedy nie dostrzegł nic niepokojącego, oparł się o drzewo, jęcząc głośno.

- Louis, dalej - mruknąłem - Mogłeś wczoraj tyle nie pić.

- Nie miałem zamiaru spędzić tego gówna na jakichś śmiesznych grach i śpiewaniu dennych piosenek rodem z podstawówki jak ty - warknął, na co odsunąłem się od niego.

- Świetnie - prychnąłem zirytowany. Kiedy byłem z nim sam na sam byłem odważniejszy. No... Dopóki znajdował się kilka metrów ode mnie.

- W takim razie siedź sobie tutaj sam, a potem tłumacz się, że byłeś na tak wielkim kacu, że...

- Dobra, przepraszam - westchnął - Zostań ze mną, proszę.

- Louis, Donuts albo Brown zaraz się zorientują, że nie biegamy.

- Myślisz, że patrzą na to kto biegnie? Brown przebiegnie pół kilosa i padnie - prychnął.

- A ty byś przebiegł? - spytałem i poddając się, usiadłem obok niego.

- Jakbym nie był na kacu, to z łatwością - pokiwał głową, kładąc głowę na moich wyprostowanych nogach.

Uśmiechnąłem się na ten widok i odruchowo sięgnąłem co do jego włosów, przeczesując je swoją ręką.

- Co robisz? - otworzył jedno oko, patrząc na mnie.

- N-Nic, przepraszam - spłoszony, chciałem zabrać dłoń, ale Tomlinson chwycił ją, kierując z powrotem na swoje włosy i odwrócił się twarzą do mojego brzucha, oplatając mnie rękoma w pasie.

Ha, gay! // larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz