Rozdział 15

172 10 1
                                    

Luke

Ogólnie wszystko wróciło do normy, niedługo kolejny koncert, zapowiada się nieźle. W sumie wszyscy są szczęśliwi ja i Ashton bardzo się kochamy, Calumowi i Lily też się układa, a Mike twierdzi, że dopóki ma nas to jest okej, a na spotkanie tej jedynej zawsze jest czas, tak więc kupił sobie chomika. Swoją drogą Lily to świetna dziewczyna, jest naprawdę miła i dobrze gotuje, a to się ceni. Plusem jest też to, że jest naturalna i potrafi docenić nas jako ludzi, nie tych sławnych, a tak po prostu.

Postanowiłem zrobić dzisiaj Ashowi niespodziankę, za pół godziny porywam go tylko dla siebie.

Ash

Jadę z Lukiem już od około 40 minut gdzieś za miasto, to miłe z jego strony, że chce zrobić coś tylko dla nas, przyda nam się. Wpatruję się w piękny krajobraz za oknem i tak rozmyślam. Co by było gdyby? Gdybym wtedy w studiu nie wyznał nic, gdybym nie poszedł po tę głupią kawę? Czy przeżywałbym tak piękne chwile i czy byłbym szczęśliwy? Tak wiele pytań, ale nie żałuję. Byłbym głupi gdybym żałował, jestem najszczęśliwszym człowiekiem, mam to o czym niektórzy mogliby sobie tylko pomarzyć: sławę, pieniądze, przyjaciół, miłość. W sumie jebać sławę, jebać pieniądze, to reszta jest najważniejsza, ludzie, którzy sprawiają, że moje życie ma sens, wypełniają je takim radosnym światełkiem, które cholernie motywuje i do tego Luke, moja gwiazdka i oczko w głowie, bo przecież jakże pusty byłbym bez niego. Tak cholernie go kocham i tęsknię za jego subtelnym dotykiem, pięknym zapachem i całym nim nawet jeśli tylko wychodzi na 5 minut, nie wyobrażam sobie co by było gdyby mi go teraz ktoś miał odebrać. A co najlepsze? Wiem, że on czuje do mnie to samo i naprawdę współczuję tym, którzy nie mogą się przekonać jak piękne jest to uczucie, ale wierze, że ich czas także nadejdzie. Nagle samochód się zatrzymał, a drzwi z mojej strony otworzyły się.

- Hej kotek coś się tak zamyślił? Idziesz?- wyciągnał w moją strone dłoń, którą pewnie ująłem i wysiadłem z samochodu. Lukey dalej trzymając mnie za rękę prowadził powoli w bliżej nieznanym mi kierunku. Doprowadził mnie na skraj jakiegoś lasku, po czym wchodziliśmy pod średniej wielkości górkę, oj Ashton trzeba wziąć się za siebie, bo Twoja kondycja nie domaga. Kiedy weszliśmy, a w moim wypadku wspiąłem się ujrzałem przed sobą polankę, a kawałek dalej dziką plażę, na której oprócz nas nie było nikogo, to całkiem urocze. Zostawiliśmy buty i zbędne rzeczy przy wejściu na plażę i udaliśmy się na brzeg oceanu bez obawy o nie. Spacerowaliśmy brzegiem trzymając się za ręce i rozmawialiśmy o nieważnych rzeczach odcinając się całkowicie od problemów tego świata, przyjemnie. Wzięliśmy jeszcze z samochodu koc, a Lukey jak się okazało koszyk pełen pysznego jedzenia, przysiedliśmy na wzniesieniu i obserwowaliśmy zachód słońca, tzn nie tak do końca, bo siedziałem owszem, ale wtulony w moje kochanie tak bardzo jak to tylko było możliwe, a on od czasu do czasu czule całował mnie w czoło, bądź gładził moje plecy cudnie się uśmiechając, może być lepiej?

-Ashty?

-hmm?

-Kocham Cię- spojrzał mi w oczy

- Ja Ciebie też słoneczko- po czym złączył nasze usta w czułym pocałunku, a trzeba przyznać całował idealnie, jakby nasze wargi były dla siebie stworzone. W pewnym momencie pogłębił pocałunek, przez co całowaliśmy się z większą zachłannoscią, pasją i pożądaniem. Pocałunek został przerwany dopiero w momencie, kiedy zabrakło nam powietrza, wtedy jeszcze Lukey spojrzał na mnie, przygryzł wargę, po czym jeszcze raz skradł mi buziaka i przygryzł moją wargę, na co cicho jęknąłem w jego usta, na co uśmiechnął się.

Zaczęło się ściemniać, siedzimy tu już sporo czasu, ale ani nam się myśli wracać. Leżymy na kocu wtuleni w siebie i obserujemy gwiazdy, które świecą tak jasno, jakby były tu tylko dla nas i chciały ukazać naszą przyszłośc. Kto wie, może rzeczywiście jest ona zapisana w gwiazdach? Może wskażą nam kiedyś drogę, którą powinniśmy podążać.

Poison / LashtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz