Rozdział 20, trochę świątecznie.

116 6 2
                                    

Michael

Jutro Wigilia, zaczynamy ogólne przygotowania. Ustaliliśmy, że ściągamy rodziców do naszej willi i obchodzimy święta wszyscy razem. Kocham rodzinną atmosferę świąt, zapachy dochodzące z kuchni, lecz chyba jak każdy najbardziej czekam na prezenty. Może i mam swoje lata, ale to nic, wciąż jestem dzieckiem.

Ubieramy z chłopcami choinkę, o dziwo zawsze na czas świąt jest spokojnie. Staramy się nie kłócić, nie wyzywać i ogólnie zachowywać się jak na ludzi dorosłych przystało.

Właśnie! Co do prezentów, mam dużo pomysłów, lecz żadnego zrealizowanego. Chyba zaraz wybiorę się do sklepu na konkretne zakupy.

Jak przypuszczałem wcześniej Cal także był w tyle ze świątecznymi zakupami dlatego zabrał się ze mną. Pomogłem mu wybrać prezent dla jego rodziców. Chłopak postawił na klasykę i zakupił ojcu zegarek, a mamie bransoletkę. A żeby było także tradycyjnie do każdego prezentu dobrał parę skarpetek. Natomiast ja zafundowałem rodzicom wczasy na hawajach, mama kiedyś mówiła, że to jej takie malutkie marzenie, no to od czego ma się Michaela prawda? Z prezentami dla reszty było równie łatwo.

Po zakończonych powodzeniem zakupach poszliśmy w ramach obiadu na kebaba, a w drodze powrotnej pojechaliśmy jeszcze po Lily.

Calum

Po przekroczeniu progu domu do moich nozdrzy uderzył cudowny zapach piernika pieczonego przez Luka, przez co wszystko nabrało jeszcze bardziej świątecznego nastroju, do tego ogromna, żywa choinka pięknie prezentowała się w rogu salonu szczycąc się swoim zapachem.

Mamy jeszcze trochę czasu na ostatnie porządki, ponieważ rodzice zapowiedzieli się na wieczór. W zasadzie wszyscy chodzimy jak na szpilkach i nie możemy się doczekać, przecież tak długo się nie widzieliśmy. Owszem mamy siebie, jesteśmy jak bracia, ale tak wyjechać i zostawić rodzinę gdzieś na końcu świata, no niby mamy kontakt Skype, telefon, ale to nie to samo co zasiąść przy jednym stole, razem i móc porozmawiać twarzą w twarz z rodzicielami. Do tego będę miał idealną okazję, aby przedstawić siostrze i rodzicom mój skarb.

Lily

Dom jest perfekcyjnie wysprzątany i wystrojony, normalnie jak nigdy. Zazwyczaj panuje tu jeden wielki chaos, lecz muszę przyznać, że chłopcy przeszli samych siebie. Nawet nie chcieli żadnej pomocy czy to przy porządkach, czy w kuchni.

Nie mogę sobie tutaj jakoś dzisiaj znaleźć miejsca. Nie wiem czy to przez wygląd domu zachowuję się jakbym bała się stąpać po podłodze, aby przypadkiem nigdzie nie nanieść odrobiny nieporządku, czy to przez ogromny stres, który wywierca mi dziurę w żołądku na samą myśl, że mam dzisiaj poznać rodziców Caluma. Niby nic takiego, ale przecież zawsze mogą mnie nie polubić prawda? A nie dość, że mam poznać rodziców mojego chłopaka to jeszcze jego siostrę, a żeby było mało to jeszcze rodzeństwo i rodziców pozostałych.

Michael

Dojeżdżamy do lotniska, oczywiście każdy jedzie swoim samochodem, gdyż inaczej nie pomieścilibyśmy się. Samolot z Sydney, którym lecą nasi rodzice ma wylądować za jakieś 10 minut, dlatego ubieramy ciemne okulary, a na głowy naciągamy kaptur, po czym próbujemy dostać się na lotnisko z jak największą dyskrecją. Taa, bo przecież to takie normalne, z pewnością nie przyciągamy tym większej uwagi. Na nasze szczęście ludzie są tak pochłonięci swoim życiem, nadchodzącymi świętami i nie wiadomo czym jeszcze, że nie dostrzegają nas, a my możemy ze spokojem oczekiwać rodziny.

Ashton

Usłyszeliśmy właśnie, że samolot z Sydney wylądował. Luke stał obok mnie i stąpał z nogi na nogę. Już ostatnio mówił jak bardzo się cieszy z tego spotkania, a w jego oczach dostrzec można było iskierki podekscytowania, które nie opuszczały go także w tej chwili. Oczywiście nasi rodzice wiedzą, że jesteśmy razem, no siła wyższa jakby nie patrzeć.

Ujrzeliśmy nasze rodziny po kolejnych kilku minutach, które swoją drogą okropnie się dłużyły. Od razu rzuciliśmy się sobie w ramiona, standardowo nie obyło się bez łez wzruszenia naszych matek. Po jakże czułym przywitaniu zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy do domu.

Luke

Jestem bardzo szczęśliwy. Mogę świętować wraz z całą rodziną, no może pomijając akurat moje rodzeństwo, które nie chciało nam się już zwalać ze swoimi partnerkami itd, ale dojada do nas na sylwestra, także wszystko super. Rozmawiałem z rodzicami całą drogę dosłownie o wszystkim nie pomijając tematu mojego związku, który moi jak i Ashtona rodzice zaakceptowali. Stwierdzili, że jeśli ich dzieci są szczęśliwe, to oni też. Swoją drogą ciekawe jak tam Lily, która została w domu. Biedna nawet dzisiaj ze stresu nic nie zjadła, a przecież to głupie, bo wszyscy ją pewnością bardzo polubią.

W końcu dojechaliśmy do domu, rozdzieliliśmy sypialnie, po czym goście poszli się odświeżyć. W tym czasie nakryliśmy do stołu, w końcu kolacji nikt nie omija.

Gdy siedzieliśmy wszyscy już przy stole, no prawie wszyscy, bo brakowało Cala i Lily, która pewnie w tym momencie przeżywa zawał, a Cal ją jakoś namawia do zejścia. Albo robią coś innego, no nigdy nie wiadomo. Oni są naprawdę nieprzewidywalni, kiedyś gdy wszedłem do kuchni Lily na blacie... to może innym razem, nie w święta. W pewnym momencie dało się słyszeć zamykanie drzwi na piętrze i kroki na schodach. Do kuchni wszedł Calum z ogromnym uśmiechem prowadzący u swego boku Lily, która bawiła się nerwowo rąbkiem swojego sweterka, po tym jak wszystkie pary oczu skierowały się prosto na jej osobę.

- Dobra, to jest moja dziewczyna, ma na imię Lily- ogłosił dumny Hood- i wcale się nie denerwowała przed spotkaniem z Wami, a tym bardziej wcale nie stresuje się teraz, gdy wszyscy się tak na nią gapicie. - upomniał.

- Kochana nie ma co się denerwować- pani Hood podeszła do niej i podała rękę uprzejmie się uśmiechając, co dziewczyna odwzajemniła.

-Właśnie, lepiej powiedz jak to zrobiłaś, że mój syn zachowuje się jak zakochany kundel, co swoją drogą jest dobre? - tym razem głos zabrał pan Hood, na co Lily zachichotała i było widać, że się rozluźniła, a Calum objął ją od tyłu i coś szepnął do ucha, na co ona twierdząco kiwnęła głową.

Po tym poznała resztę towarzystwa i w miłej atmosferze zjedliśmy kolację, naprawdę dużo żartowaliśmy i wspominaliśmy czasy dzieciństwa. Czasem aż się łezka zakręciła. Około 23 poszliśmy spać, jeszcze tylko doczekać jutra, prezeenty! Chcę już widzieć minę Asha, gdy zobaczy co mu kupiłem.



~~~

Okey tak więc kontunuuję !

Wybaczcie tak długą przerwę, musiałam się pozbierać.

A teraz życzę Wam moi drodzy dużo zdrówka, kasy, żebyście spełnili marzenia, a przede wszystkim szczęścia! Wspaniałych prezentów i cudownie rodzinnej, świątecznej atmosfery i żeby uśmiech nie schodził Wam z pyszczków! Weny i cierpliwości :D

A następny już jutro :)


Poison / LashtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz