W drzwiach sali konwersacyjnej ukazuje się niebieskooka brunetka z wyraźnie zmartwionym wyrazem twarzy.
Za nią wychodzi elegancko ubrana blondynka z włosami związanymi w ciasny kok.
- Dziękujemy pani. -zwraca się do brunetki. - Mamy nadzieję, że uszanuje pani decyzję pana Stylesa.
Ciemnowłosa spuszcza wzrok i jeszcze ciaśniej zaciska dłonie na swojej skórzanej torebce.
- Rozumiem. -odpowiada. Układa usta w wąską linię, by stłumić łzy.
- W takim razie bardzo nam miło.
O nie! Ta wredna blondynka ma tak nienawistny wyraz twarzy, że mam ochotę udusić ją własnymi rękoma. Brunetka opuszcza piętro. Stres wzmaga się coraz wyżej. Jeszcze chwila, a zemdleję.
Spoglądam na zegarek. Mój czas.- Pani Miriam Blake. -spogląda na mnie zimnym spojrzeniem. Jej twarz nie wyraża ani krzytny uczuć.
- To ja. -odpowiadam wstając z miejsca. Czuję się, jakbym szła pod gilotynę.
- Proszę za mną. - zadziera nos z ciągle tym samym, kamiennym wyrazem twarzy, po czym szerzej uchyla drzwi do sali konwersacyjnej.
Za chwilę go zobaczę. Za chwilę zobaczę być może mojego przyszłego szefa. Niepewnym krokiem stawiam stopę za progiem sali.
Jest ogromna. Wszędzie panuje stonowana szarość, a ściany pokryte są przeróżnymi obrazami - dziełami sztuki nowoczesnej.
Po mojej prawej stronie rozpościera się ogromne okno z widokiem na cały północny Londyn. Zaś przed nim siedzi ciemnowłosy mężczyzna w czarnym kapeluszu. Tajemniczy. Odwrócony do mnie plecami spogląda na panoramę miasta. W końcu odwraca się w naszą stronę i nieznacznie podskakuje w miejscu.
- Merony. Mówiłem ci, że masz pukać, zanim wejdziesz. -mówi zachrypniętym głosem.
Szczególnie duże wrażenie robią na mnie jego długie loki swobodnie opadające mu na ramiona.
- Przepraszam. -mówi blondynka. Jej wyraz twarzy w końcu zmienia się na nieco smutniejszy.
Styles lustruje mnie wzrokiem. Niezwykłym spojrzeniem dwóch szamaragdowych tęczówek prowadzi po całym moim ciele.
- Wyjdź, Merony. - przenosi je na blondynkę. - Zostaw nas samych.
Po chwili kobieta wychodzi pozostawiając po sobie echo stukoczących szpilek w całej sali.
Przez chwilę Styles znów wodzi po mnie wzrokiem. Byłoby to dosyć krępujące, gdyby nie fakt, że jest bardzo przystojny.
- Usiądź. - ruchem głowy wskazuje na stojący po drugiej stronie czarnego biurka fotel.
Posłusznie podchodzę i (mam nadzieję z klasą) usadawiam się na siedzeniu. Mężczyzna nadal nie spuszcza ze mnie wzroku. Staram się nie patrzeć w jego oczy, więc przenoszę spojrzenie na moje palce, ktorymi nerwowo się bawię.
- Miriam Blake? -pyta. Jego cholernie cudny głos. Piękny głos. Głęboki i niezwykle ciepły. Kiedy wymawia moje imię, od razu robi mi się przyjemniej na sercu.
- Tak. -odpowiadam nie przerywając poprzedniej czynności.
- Hej, spójrz na mnie. -marszczy brwi. Od razu podnoszę głowę i zauważam, że stoi. Boże! Jaki on jest wysoki!
Delikatnie przejeżdżam kciukiem po poręczy fotela.
- Masz CV? -spuszcza ze mnie wzrok i przenosi go na moją torebkę.
CZYTASZ
♡ {ukończone} 50 shades of Styles ♡
FanfictionWyśnione cele, do których nikt nie zdołał sięgnąć. Najpiękniejsze sny spełniane w jego ramionach. Nikt nie spodziewał się, że z piasku może coś wykiełkować... a jednak. ♡♡♡ Opowiadanie 18+! (sceny erotyczne) ♡♡♡ Nie jest parodią znanej historii "50...