Rozdział 1/1

6.8K 171 75
                                    

Wtorek...

Kolejny dzień zaliczany do tych deszczowych.
Siadam na zagrzaną przez kota kanapę trzymając w dłoniach kubek gorącej kawy. I pomyśleć: Jak ja mogłam kiedyś nie lubić tego napoju? Przyglądam się idącym wzdłuż deptaka przechodniom, których ku mojemu zdziwieniu jest dość dużo jak na tak słotną pogodę.

Ach! Zapomniałam. Dziś wtorek i nowy towar w lumpeksie Art clothes. Dlatego tyle ludzi. Wielkie szczęście, że cały dzień mogę przesiedzieć w domu oglądając Pretty little liars na laptopie.
Zaszyta w swojej twierdzy. Ukochanej twierdzy, której mogłabym nigdy nie opuszczać.

Kropelki deszczu swobodnie bębnią o szybę, a otaczająca mnie cisza powoli staje się nieznośna.
Brak pracy... cholerny brak pracy.

Odkładam kubek na ławę i ruszam w stronę łazienki.
Przyglądam się w lustrzanym odbiciu swojej zmęczonej twarzy.

Chwytam w prawą dłoń szczotkę i przeczesuję nią kilka razy kasztanowe włosy robiąc to dosyć energicznie. Potem zaplątuję w nich czerwoną frotkę upinając je w niechlujny kok.

Następnie maluję oczy czarnym tuszem do rzęs. Jeszcze szminka, bez której nigdy się nie ruszam.

Teraz wyglądam świetnie.

Wcześniej wręcz nie mogłam na siebie patrzeć.

Dźwięk dzwoniącego smartfona wydobywa się z salonu. Wpadam do niego niczym burza i chwytam telefon odwracając go ekranem do siebie. Na wyświetlaczu widnieje napis: Margaret. Widocznie moja przyjaciółka ma mi do przekazania ważną wiadomość, ponieważ dobijała się do komórki siedem razy. Jak mogłam nie usłyszeć!

Odbieram.

Po drugiej stronie stronie rozlega się wesoły okrzyk.

- Miriam! Myślałam, że już nie odbierzesz! -krzyczy. Mimo, że jej nie widzę, czuję, że szczerzy się jak dziecko do lizaka.

- Więc co to za dobra wiadomość? -uśmiecham się do okna, przez które nadal widzę przechodniów.

- Okej. Jeśli stoisz, to usiądź. A jeśli siedzisz, to uważaj, żebyś nie zemdlała. - mówi opanowanym tonem, który w głębii umysłu jest krzykiem szczęścia.

Według jej polecenia powoli siadam na sofie i przez przypadek usadawiam swoje cztery litery na mojej ukochanej kotce - Melody.

Przestraszona w ramach przeprosin głaszczę ją kilka razy po głowie (tak, jak robiłam to, gdy miałam cztery lata).

- Siedzę. -odpieram z uśmiechem nie odstawiając telefonu od ucha.

- W takim razie...

- Nie trzymaj mnie w napięciu! -przerywam jej.

- Szef firmy, w której pracuję szuka asystentki do spraw faktur. - moje serce zaczyna wybijać szybsze rytmy. - I już zapisałam cię na rozmowę kwalifikacyjną! -wrzeszczy.

I tak jakby nagle zabrakło powietrza w pokoju. Mój mózg ściska się do minimalnej objętości, a ja sama wyszczerzona do bólu macham swoją dłonią przed twarzą niczym śmigło helikoptera.

- Boże! - łapię się za usta.

- Cieszysz się? -pyta podekscytowana Margaret.

- Cieszę się to mało powiedziane! -piszczę.

- Zaraz u ciebie będę! -krzyczy i rozłącza się.

Natomiast ja wydaję z siebie głośny okrzyk szczęścia. Kładę się na całej sofie i zaczynam wymachiwać nogami jak niedorozwinięty czterolatek, który właśnie dostał wymarzoną zabawkę.

♡ {ukończone} 50 shades of Styles ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz