1954 rok.
W tle rozbrzmiała cicha muzyka, dochodzącą z małej świetlicy na rogu szpitala. Mała wariatka Blaze znowu zaczęła grać na starym pianinie, było to jedynym formatem rozrywki w tym.wariatkowie, choć dla Freda była to męka, nienawidził tej małej suki.
Wstał z łóżka i nachylił się by spod materaca wyjąć mały nóż, którego udało mu się przeszmlugować z kuchni, podczas jego ostatniego dyżuru w pracy. Usiadł przy małym okienku zakrytym kratą i zaczął przyglądać się ostrzu, które zmieniało barwę zależnie od padanego promienia słońca. Palcem wskazującym zaczął głaskać jego brzeg, rozpływając się nad strukturą jego rękojeści. Idealnie dopasowywał się do jego dłoni, złapał go i schował do kieszeni, był mu potrzebny do pewnego istotnego planu, który chciał wcielić za chwilę w życie.
Uklęknął przed oknem i zaczął się modlić słowami, które nauczyła go matka w dzieciństwie. Dostał znak od Boga że może już wcielić plan w swoje życie, a że nie chciał przeciwstawiać się swojemu Panu ukradł kuchenny nóż i oczekiwał dogodnego momentu by wkońcu wykonać powierzone zadanie.
Przeżegnał się i wstał poprawiając włosy, które idealnie były podzielone na srodku jego głowy. Otworzył drzwi, które z niemiłym dla uszu dźwiękiem uchyliły się do połowy. W ośrodku nadal słyszał granie antychrystki Blaze,przymrużył powieki próbując wymazać tą melodię z głowy.
Idąc starym i zniszczonym korytarzem, który dawno nie był już dawno biały, przypatrywał się mieszkańcom, którzy z ponurymi minami wpatrywali się w ścianę. Sporadycznie krzyk pewnej kobiety zagłuszał granie za co dziękował jej w duchu.
Otworzył drzwi prowadzące do świetlicy, pierwsze co rzuciło mu się w oczy to ta mała antychrystka zagłębiona w graniu piosenki, stworzonej przez uznawanego pożal sie Boże ateisty.
-Bóg jest miłością - zaśpiewał, wydając najgłośniejsze dźwięki, by wszycy w pomieszczeniu usłyszeli go wyraźnie i dosadnie.
-Daj sobię spokój drogi Freddy - zwróciła mu uwage Blaze, przerywając na chwile granie -Boga w tym szpitalu nie ma, gdyby istniał dawno już by nas wydostał z tego piekła.
-Dostałem zadanie, zobaczysz że jednak się z stąd wydostaniesz - włożył rękę do kieszeni zaciskając dłoń na rękojeściu. Podszedł do niej siadając na ławce obok i zamknął klawisze pianina. -Bóg przebaczył ci grzechy - spojrzał w jej oczy, uśmiechając się. - Idź w pokoju - te słowa wykrzyczał wyjmując nóż z kieszeni i patrząc na jej przestraszoną twarz jednym ruchem przeciął jej tętnice szyjną, a wyraz twarzy Blaze zastygł w zaskoczeniu, a jej ciało spadło na ziemie bruzgając krwią na wszystkie strony -Amen.
Mały Freddy się zaśmiał, wkońcu wykonał powierzone mu zadanie.
CZYTASZ
Psycho House [Zakończone]
ÜbernatürlichesIndygo musi zamieszkać z ciotką, której dom został zbudowany na zgliszczach szpitala psychiatrycznego. Dusze tragicznie zmarłych zostały na ziemi i przechadzają się po swoim dawnym terytorium, siejąc zamęt i strach. Jak Indygo poradzi sobie w "Psy...