Rozdział 50

1.1K 111 15
                                    

- Dlaczego, chciałeś mi to pokazać? - stali w tunelu czasoprzestrzennym, zatrzymani pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością. Dookoła ich głów, latały niebieskie drobinki, iskrzące się jasnym światłem.

- Chciałem, żebyś wiedziała, że jesteś potomkinią złego człowieka. Zasłużyłaś na śmierć, jednak nie mogę cię zabić.

Ulga w jej ciele była ogromna. Jeśli dojdzie do momentu, gdzie będzie miała okazję do wyniesienia kamienia z domu, on w akcie odwetu nie pozbawi jej życia. Była połączona z nim jakąś niewidzialną linią, która sprawiała, że czerpał z niej siły. Zapewne momentem zapalnym było, wlanie jej krewi do kamienia. Dobrze wiedziała, że sama była sobie temu winna.

- Wróćmy do domu - poprosiła go, bojąc się utknąć tu na dłużej. 

  Uśmiechnął się cierpko i mrugnął do niej okiem. Poczuła ucisk w podbrzuszu, a świat wokół niej zawirował.

  Tym razem udało się jej wylądować na nogach, zapewne dzięki temu, że Baldric sztywno trzymał ją w objęciu. Odsunęła się od niego w szybkim tempie i rozejrzała się po okolicy. 

  Nie rozpoznała miejsca, w którym się znajdują, to musiało być kolejne wspomnienie, którym postanowił ją pomęczyć i ukazać jakie trudne miał życie. Westchnęła, nie on pierwszy miał pod górkę, a mówi o tym jakby był jedyny na świecie. 

  Znajdowali się w małym pokoju o ciemnym i obskurnym wnętrzu. Po środku znajdowała się mała kołyska, w której leżało małe dziecko, które musiało mieć około roku. Mały Baldric, szczebiotał coś do siebie i zabawiał się swoimi małymi stópkami. Miał na sobie brudne ubranko, które było na niego o wiele za duże. 

  Gdzieś za ściną, słyszała ciche pojękiwanie mężczyzny i uderzanie czegoś o ścianę. Wyobraźnia od razu podstawiła jej obrazek, tego co się tam dzieje. 

 Baldric, przez chwilę popatrzył się na dziecko i z nieodgadniętym wyrazem twarzy pociągnął ją w stronę drzwi. Otworzył je szybkim ruchem i nawet nie zawahał się gdy jego dawne wcielenie zaczęło cicho popłakiwać, zapewne znudził się leżeniem w kołysce. 

Wyszli na wąski korytarz, na którym walały się jakieś męskie ubranie i czarne lakierki. Na końcu korytarza, znajdowało się wejście do kuchni, do którego zaczął ją prowadzić. Szarpnęła za swoje ramię i odsunęła się od mężczyzny na długość ramienia. 

- To jest bez sensu, ukarałeś mnie już wystarczająco, co chcesz jeszcze osiągnąć? - zapytała wypluwając włosy z ust. - Rozumiem, że twoje  życie nigdy nie  było kolorowe i  za  wszystko odpowiada mój dziadek, ale  ja  nim  nie  jestem i  nie  możesz mnie  karać za  coś co  on  uczynił  Baledricu.

  Chciała do  niego dotrzeć, pokazać że rozumie jego  sytuacje, że niczym  nie  zasłużył na  takie  życie.

- Nic  nie  wiesz, to  ja  wychowywałem  się na  ulicy, a  nie  twój ojciec. W  czym jest  lepszy  ode  mnie, że miał  dom i  obu rodziców, możesz  mi  to  wytłumaczyć?

- Cholera  Balrdic  nie  potrafię, nie  jestem  moim  ojcem, czy dziadkiem, kiedy  w  końcu to  zrozumiesz? - była zdenerwowana, ostatkiem  cierpliwości  powstrzymywała się przed użyciem mocy, chciała by  w  końcu ucichł, a  jęki  jego  matki zniknęły.

- Mam  dla  ciebie  propozycję. - podniósł swoją elegancką twarz  do  góry- umożliw  mi  spotkanie z  twoim  ojcem, chce  z  nim  porozmawiać, a  to wszystko się skończy- widziała w  jego  oczach strach.

Psycho House [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz