Indygo musi zamieszkać z ciotką, której dom został zbudowany na zgliszczach szpitala psychiatrycznego.
Dusze tragicznie zmarłych zostały na ziemi i przechadzają się po swoim dawnym terytorium, siejąc zamęt i strach.
Jak Indygo poradzi sobie w "Psy...
Jego oczy przypatrywały się jej, niczym dwa czarne węgielki wiszące na sznurku. Tylko je dostrzegała w ciemności. Śmierdział dymem i spalenizną, a dotyk jego przeszywał ją dogłębnie. Paznokciem przejeżdżał po jej skórze, zataczając kręgi.
Bała się.
Ponownie zamknęła oczy, chciała znów zasnąć i już się nie obudzić. Całe jej ciało drżało, chcąc odsunąć się od Baldrica, lecz ten trzymał ją w żelaznym uścisku. Jej prawą dłoń ułożył na meteorycie, by krew z zadanej rany spływała prosto w zagłębienia kamienia.
Nie miała pojęcia dlaczego to robi i czemu po prostu jej nie zabije.
Nie miała siły by się poruszyć, sparaliżował jej ciało. Nie czuła żadnego bólu, tylko jego obrzydliwą dłoń. Jego dotyk przyprawiał u nie dreszcze i brzydził tak, że mogłaby zwymiotować na niego. Czekała na koniec tego wszystkiego.
Po chwili ponownie utraciła przytomność.
Obudziła się pod ciepłą kołdrą, na jakimś wygodnym łóżku. Ociężale otworzyła oczy i przyjrzała się otoczeniu. Musiała przetrzeć oczy by uwierzyć że naprawdę tu jest . Jej własny pokój.
Była zdezorientowana i zaniepokojona. Nie wiedziała do końca co się w ogóle stało. Miała wielką czarną plamę w pamięci, nie potrafiła zapełnić jej niczym. Poszła do niego z przesyłką, potem rozmawiali ze sobą, a on ją uśpił. Potem nie wiedziała już co się z nią działo, aż do kiedy odzyskała na krótką chwilę świadomość. Pamiętała kamień, napełniony jej krwią.
Szybko odrzuciła z siebie kołdrę i przyjrzała się swojej prawej dłoni. Pod kciukiem widniała dość długa rana, a niej niebieskie szwy, spod których dostrzegała różowe mięso jej dłoni. Dotknęła jej ostrożnie, a z jej ust wyleciał syk bólu. Była ciekaw kto zszył jej ranę. Zaczęła badać swoje ciało, w poszukiwaniu jakiś zmian, ale na szczęście nie znalazła już nic.
Przetarła twarz, niedowierzając temu co się niedawno wydarzyło. To wszystko działo się tak szybko, nawet nie zdążyła mu uciec. I ta niewidzialna siła, która zepchnęła ją ze schodów. Zastanawiała się o co mu w tym wszystkim chodziło, bo przecież nie o jej bezwartościowe życie.
Przypomniała sobie jego słowa, o tym że są tacy sami, że są tej samej krwi. Nie wiedziała o co może mu chodzić. To wszystko co się wydarzyło w tym domu, było jedną wielką niewiadomą. Zastanawiała się kto ją tu przyniósł. Raczej Baldric nie byłby taki łaskaw.
Wstała z łózka, chwiejąc się lekko. Kręciło się jej w głowie i przez chwilę widziała czarne mroczki przed oczami. Stała przez chwile nieruchomo, aż jej ciało dostosowało się do nowej pozycji. Spojrzała na swoje ubrania, wcześniej nie zauważyła, że są poplamione krwią, a jej spodnie podarte na udzie. Chciała natychmiast pozbyć się tych ubrań, wyrzucić je i nigdy już na nie spojrzeć.
Zaczęła szarpać się z guzikami koszuli, gdy usłyszała głos z roku pokoju.
-Poczekaj - odwróciła się w stronę okna. Siedział tam jakiś mężczyzna w czarnych zaczesanych włosach i podniszczonych ubraniach. Przyłożył palec do ust, by nie odzywała się.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.