Rozdział 30

2.4K 175 12
                                    

   Jej dłoń na jego ramieniu, jego usta dotykały jej szyi. Miał ten obraz przed oczami każdego dnia. Każdego pieprzonego dnia wracały wspomnienia, jego Magdalene.

Aidan uchylił się przed promieniami słonecznymi, które raziły go w oczy. Nie lubił słońca, przyzwyczaił się do ciemnego i ponurego otoczenia. Tam czuł się na bardziej komfortowo.

  Zneutralizował swoje ciało i już nie widoczny, wyszedł z małego pokoju, który mieścił się na strychu.  Miał tu swój azyl i spokój. Jego współlokatorzy woleli piwnice, zapewne by być bliżej Baldrica, a będąc blisko niego wiedziało się różne rzeczy przed czasem.  Gdyby mógł objawić się tej młodej dziewczynie, opowiedział by jej o planie Baldrica i Reychal, ale nie mógł. Wiedział, że za takie ryzyko mógł ponieść wielką kare. Mając wieczność przed sobą chciał ją przetrwać w miarę bezpiecznie i bez strachu że będzie ją musiał odbyć w zamknięciu.

Zszedł stromymi schodami na dół, włócząc się powoli i rozglądając się na skupowiska pajęczyn na schodach. Kiedyś było to piękne i zadbane miejsce, teraz była to ruina, która z każdym nowym rokiem cierpiała co raz bardziej. Kiedyś ktoś ulży temu domowi i zawali jego mury, a wtedy on  zostanie bez bezpiecznej przystani. Był ciekaw jakby wyglądało jego życie, gdyby ten dom przestałby istnieć, Baldric jednak nigdy by na to nie pozwolił. 

 To on władał domem, a Helen będąc nawet sędzią i przewodniczącą zgromadzeń, nie miała nic do gadania. Zawsze liczyło się zdanie Baldrica, a kto był temu przeciwny był głupcem. Budząc strach w innych, wytworzył wokół siebie jakiś rodzaj legendy i kultu. Nikt oprócz jego nie miał żadnych zdolności.

 Baldric był wybrańcem. 

  Zszedł na dół i skierował się ku jego dawnemu pokoju. Miał sentyment do tego miejsca, to tutaj był zamykany przez całe dnie, otoczony czterema ścianami i wspomnieniami dni spędzonych z Magdalene. Wszedł do przytulnego pokoju, niegdyś zamieszkanego przez syna Angie, lecz ten zabił się jakiś czas temu. Jako ducha, widział go tylko parę razy. Zazwyczaj spędzał czas gdzieś z tą małą Reychal, a od niedawna z nową lokatorką. 

  Miał nadzieję, że usiądzie sobie pod oknem, a wspomnienia przybędą wraz ze znajomym otoczeniem, lecz w pokoju na łóżku leżał młody Johnson wraz z Indygo. Postanowił usiąść gdzieś z boku i poczekać, aż sobie pójdą. To było jego miejsce i nie zamierzał z niego zrezygnować.

Ułożył się delikatnie, nadal nie widoczny. Naprzeciw niego była ta sama ściana, którą niegdyś znał dokładnie na pamięć. W wielkim pożarze, udało się uratować piwnice i parter, piętro dobudowali już Cobenowie w nadziei, że spędzą tu spokojnie swoje życie jednak znudzone duchy sporządziły im niezły cyrk. Nie wytrzymali i pozostawili ten dom na straty. Potem byli nowi mieszkańcy, aż do teraz.

-Reychal, jest dość specyficzna - mówił Kevin, zwrócony wzrokiem w sufit. Indygo słuchała go uważnie, przypatrując się mu kątem oka.

-Zdążyłam zauważyć - wtrąciła dziewczyna.

Aidan nie widział żadnego podobieństwa między nią, a jeszcze normalną twarzą Baldrica. Musiała przejąć geny od strony matki.

Spojrzał się w dół na obluzowaną deskę, miał nadzieję że w końcu zainteresują się nią. Ukrył tam największy skarb tego domu. Zapisane tajemnicę, które każdy mieszkaniec chciałby poznać. Jego detektywistyczna natura, nie pozwoliła na nie spisanie mocy tego domu i jego historii. Wszystko co wiedział zapisał tam i ukrył przed innymi duchami. Miał nadzieję, że trafi to kiedyś w kogoś ręce i pozna całą historię. Nikt jednak go jeszcze nie odkrył, a lata mijały i Baldric rósł w siłę.

Czy powinien wziąć to w swoje ręce i skończyć z tym raz na zawsze?  Czy byłby gotów zostawić to miejsce za sobą, swoją bezpieczną przystań?

-Znalazłaś już ten meteoryt?  - zapytał ją, dziwnie szepcząc.

-Jutro prawdopodobnie przywiezie go kurier. Będę musiała spotkać się z Baldricem.

  Nie mógł pozwolić by Baldric go dostał, wtedy będzie jeszcze gorzej. Tylko co mógł zrobić? Był tylko nędzną kreaturą, która bała się wychylić. Życie zbyt dużo go nauczyło, by teraz tak po prostu zaufać dwójce dzieciaków. 

  Złapał swoje włosy w między palce i zaczął ciągnąć je, by móc odczuć jakikolwiek ból. To było takie ludzkie odczucie, tęsknił za człowieczeństwem. Gdyby mógł jeszcze raz swoimi ludzkimi dłońmi dotknąć skóry Magdalene. Tęsknił za nią każdego dnia. 

  Jednocześnie cieszył się że nie było jej w szpitalu podczas pożaru. Miał nadzieje, że ułożyła sobie prawdziwe życie poza granicami tego miejsca.  Zapewne dawno już nie żyła, lecz chciał dowiedzieć się czy miała jakiegoś męża, a może nawet dzieci. Wiele by dał za takie informacje. 

-Mam nadzieje, że nie zrobisz tego sama - spojrzał na nią groźnie. 

-Baldric mi nic nie  zrobi - na jej miejscu nie byłby tego pewien - Dam mu ten kamień i dowiem się o co mu chodzi. 

  Aidan dobrze wiedział, co tej kreaturze chodzi po głowie. Chciał się zemścić, za przeszłość. 

 Na pewno nie chciał zagłębić ich rodzinnych więzi, chciał jej życia. Zemsta za czyny jej dziadka. 

Psycho House [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz