Rozdział 9

3.6K 266 11
                                    

  Indygo opadła na łóżko, zagłębiając się w miękkiej kołdrze i przytulając kolorową poduszkę. Nie miała już siły by zrobić cokolwiek, bo długim spacerze po mieście i ciężkiej pieszej wędrówce przez las do domu, ponieważ  przegapiła ostatni autobus , czuła się wypompowana.

Po rewelacjach sąsiadki, czuła się jak dziecko,  dostrzegające nowe rzeczy, o których istnienia nie wiedziała. Mimo jej zapewnień,  nie uwierzyła że duchy naprawdę tu krążą. Musi myśleć racjonalnie, a to do racjonalnego myślenia nie należy.

  Zastanawiała się jak mogłaby wrócić do domu,  nie dając satysfakcji Grace i nie umniejszając swojej dumie. Jak na razie nie znalazła sposobu, więc musiała tu wytrzymać chociaż do osiemnastych urodzin, a później ucieknie stąd jak najdalej. Może ukończyła by szkołę w rodzinnym mieście, a potem wyjechała na studia jak najdalej się da. Nie musiałaby widzieć już nikogo  z tej felernej rodziny. Najgorsze będą te wakacje, kiedy to całe dni musi siedzieć w domu, a kiedy przyjdzie szkoły chociaż połowę dnia będzie miała zajętą.  

   Poczuła ostry metaliczny zapach dochodzący gdzieś z kąta pokoju, odwróciła się i zobaczyła ponownie tą młodą dziewczynę o zakrwawionych zębach. Miała chyba na imię Reychal. 

-Nie śpij dziwko - wydarła się podchodząc do łóżka Indygo i nachylając się nad jej twarzą, nie mogła wytrzymać smrodu wychodzącego z jej gardła, miała ochotę wymiotować. 

-Czego chcesz? - zapytała podnosząc się z łóżka, przesunęła się od niej na skraj materacu, gdzie mogła swobodnie oddychać.  

 - Dlaczego przeniosłaś moje krzesło na strych?! Przeszkadza ci w czymś?  - krzyknęła zbulwersowana, łapiąc się jednocześnie za barki.

 -Mogłabyś nie krzyczeć? - przetarła oczy i wstała z łóżku, nie  miała pojęcia dlaczego ta dziewczyna, przebywała w tym miejscu, czyżby duchy naprawdę nawiedzały te miejsce, nie miała bardziej racjonalnego wytłumaczenia na to co się działo w tym domu. -Kim jesteś ? - spytała podchodząc do okna.

 - Dobre pytanie. Zapytaj tej suki, której mnie wydałaś  - przypomniał sobie o kobiecie w starej sukni, które rano była w kuchni i te jej słowa z wczorajszego wieczoru "nie daj się zabić ".

  Jedyne czego ostatnio nie chciała to na pewno zginąć, ale czuła że ma marne szanse. Wystarczy pomyśleć o tym co mieszkanie w tym domu zrobiło z jej kuzynem. Biedak powiesił się parę lat temu.

  -Mam ja zawołać? Ostatnio nie tryskałaś entuzjazmem, kiedy nas ostatnio odwiedziła - przypomniała sobie że Pani Fields chciała by Reychal zażyła jakieś lekarstwa, była ciekaw o jakie leki chodziło i czemu dziewczyna, tak bardzo nie chciała ich zażyć. -  To miejsce to istny dom wariatów.  - dodała zaciągając rolety na okna, zasłaniając pełnie księżyca.

  - Forest Street 24, Breadford Site Asylum. To był istny dom wariatów - złapała się za głowę odganiając wspomnienia. - A teraz przynieś mój fotel! - rozkazała, ukazując groźnie krwawe zęby.

-Czy nie tak nazywał się ten psychiatryk, na którego fundamentach, zbudowano ten dom? - dociekała Indygo, zaciekawiona tą historią.
 
- Jaki psychiatryk? - jej oczy rozszerzyły się ukazując niebieskie tęczówki. - Nie wierz tym ludziom, to żaden psychiatryk. To było więzienie - Reychal złapała się za włosy wyrywając garść brudnych, blond kłaków. Zdenerwowała się że Indygo każe jej myśleć o tym strasznym miejscu.

  Na korytarzu usłyszeli odgłos obcasów, ktoś z każdą sekundą był coraz bliżej, aż w końcu w drzwiach ujrzały kobietę w średnim wieku, w ciemniej garsonce i czarnym kapeluszu. Kobieta weszła do środka, trzymając w ręku papierosa oparła się o ścianę i odetchnęła z ulgą.

  -Reychal, w końcu się znalazłaś - mówiła z ulgą w głosie, zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym w kierunku korytarza. - Już myślałam że ten okropny babsztyl znowu zamknął cię w komórce - zaśmiała się z własnych słów.

  Indygo patrzyła na nią z zaciekawieniem. Kobieta była piękna o kruczo czarnych włosach i cerze bladej jak mleko. Ten dom miał wielce ciekawych mieszkańców i są... te słowo nie chciało przejść jej przez myśl. Pragnęła wrócić do domu, tam nigdy by nie zastanawiała się nad jestestwem takich stworzeń jak duchy. Yh,  w końcu wymówiła te słowo w myślach, wypróbowując jego brzmienie.

-Dzisiaj mnie nie znalazła - odpowiedziała uśmiechając się z dumą.

  Kobieta skierowała swój wzrok na Indygo mierząc jej sylwetkę i twarz, zapewne oceniając w myślach jej wygląd.

-Gdzie moje maniery - powiedziała w końcu, podeszła do Indygo podając jej dłoń -Jestem Helen - słyszała już te imię od Reychal, chyba wczorajszego wieczoru.

  Posłusznie ujęła jej dłoń, była przeraźliwie zimna.

-Jestem Indygo - odpowiedziała

Helen zabrała dłoń i wytarła o mankiety spódnicy. Zaczęła obrażać dziewczynę lustrując każdy kawałek jej ciała.

- Za chuda - powiedziała w końcu, drapiąc podbródek w zastanowieniu. Indygo czuła się osaczona, będąc pod bacznym spojrzeniu czarnowłosej kobiety. Zgasiła papierosa, wrzucając go do doniczki - Nie to jak moja Reychal - uśmiechnęła się do dziewczyny stojącej w kącie, ta odwzajemniła uśmiech z dumą ukazując czerwień na zębach. -Ale dobrze, chyba czas na nas, musimy przecież jeszcze zrobić obchód po domu.

  Helen podeszła do niej, łapiąc ją pod ramię i prowadząc do wyjścia.

-Pamiętaj o fotelu - Reychal odwróciła się i zrobiła groźną minę do Indygo. - A i pamiętaj:  nie ufaj tym, którzy chcą dobrze - zaśmiała się gromkim śmiechem, ale po chwili została uciszona przez kobietę.

Indygo zrobiło się zimno i wyczerpana tym dniem położyła się na łóżku. Co się z nią działo? Pewnie każdy po takich spotkaniach uciekał by  gdzie pieprz rośnie, choć Indygo miała już dość i pragnęła wrócić do domu,  to zaciekawiła ją historia tego domu i ich szalonych mieszkańców.

 



Psycho House [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz