Słońce odbijało się od maski samochodu i świeciło prosto w oczy Indygo. Zasłoniła je ręką i schowała się za Damonem.
Nie dowierzała w ten widok, czyżby Mitchel i Grace przyjechali błagać ją żeby wróciła? Nigdy by na to nie przystała, w końcu była na to zbyt dumna, nawet przypuszczała po kim. Zmrużyła oczy i obserwowała Grace, ściągającą okulary przeciwsłoneczne, po czym wyszła z samochodu przypatrując się okolicy. Była osobą którą wolałby w tym momencie nie widzieć. Mitchel zamknął auto i złapał żonę za ramię, razem podążali ku głównemu wejściu nie zauważając, Indygo kryjącej się w cieniu drzew.
-Czemu się chowasz? - zapytała Vivien, zakopując peta w ziemi.
-Nie chce żeby moi rodzice, mnie zobaczyli - szepnęła, oczekując aż znikną z jej pola widzenia, dopiero wtedy wyszła z ukrycia i zaczęła spoglądać w okna.
-Gdybym miał okazję rozmawiać z rodzicami, to od razu bym to zrobił - szepnął cichym głosem Damon, wiedziała do czego pił. On niestety będąc tu nie mógł ich spotkać, został uwieziony w tym domu na wieki. Była ciekaw czy jest jakakolwiek szansa, by móc uwolnić ich z tego domu, czy chcieliby zostać na ziemi? W końcu taka nędzna egzystencja, bez ciała, ale jednak materialna była namiastką normalnego życia. Mieli też w końcu siebie.
-Nie znasz ich - odpowiedziała zgryźliwym tonem. - Troskliwi rodzice nie pozbywają się dziecka jak zabawki, tylko dla tego że sprawia im kłopoty. Pożałowała że nie skorzystała z okazji do zapalenia, może Lekkiej by przyjęła rozmowę z nimi.
Na razie nie chciała z nimi rozmawiać, jeszcze nie dorosła do takiej decyzji, ale oni jak zwykle robili coś po nie jej myśli. Pieprzona rodzinka Millerów.
Teraz powinna zdecydować, czy pójść do domu, czy może schować się gdzieś i przeczekać ich pobyt. Damon na pewno znał tu jakieś ukryte miejsca, w końcu utknął tu na zawsze.
Zazwyczaj uważała się za odważną osobę, w końcu nie uciekła z krzykiem po tym wszystkich co ją tu spotkało. Rozmowa z rodzicami, nawet tymi znienawidzonymi na pierwszy rzut oka wydawała się banalna, ale wolała jeszcze raz stanąć na przeciwko Pani Fields niż spojrzeć w oczy matki.
-Idź, chociaż się przywitaj - nakłaniał ją Damon, patrząc groźnie na Vivien, zmuszając ją do potwierdzenia jego słów.
Postanowiła że to zrobi, nie rozpłacze się i wyjdzie z tego spotkania z podniesioną głową.
Odetchnęła, próbując dodać sobie otuchy. By dojechać do Breadford przebyli dość długą drogę, na pewno coś było na rzeczy. Pytanie tylko co?
Uśmiechnęła się do Damona i Vivien i ruszyła ku ścieżce, prowadzącej na podjazd. Ruszyła ku drzwiom, przesłuchując się jednocześnie głosom wewnątrz. Nie usłyszała nic.
Otworzyła powoli drzwi i weszła do środka. Głosy dochodziły z salonu, dość ciche. Poczuła się jakby znowu była dzieckiem i stresowała się pierwszym dniem szkoły. To tylko rodzice, uspokajała się.
Zaczęła podążać w kierunku dochodzących głosów. Wyjrzała za futrynę, zobaczyła tył głowy Grace.
-Dzień dobry- powiedziała chłodno wchodząc do salonu.
Pani Miller odwróciła się w jej stronę, nie mogła zinterpretować jej wzroku. Wydawała się ucieszona że ją widzi. W pierwszym odruchu chciała do niej podejść i przytulić, ale powstrzymała się i cofnęła ku ścianie.
-Indygo - powiedziała dość oficjalnie, dziewczyna wzdrygnęła się i usiadła na fotelu pod ścianą. -musimy porozmawiać.
Indygo podniosła brew do góry, oczekując wytłumaczenia.
-Kochanie - usłyszała męski głos należący do Mitchela Obróciła się w jego stronę, tęskniła za nim tak bardzo. Tylko on ukazywał jej uczucia i rozmawiał w trudnych chwilach, jednak ją zawiódł. Bez słowa sprzeciwu zostawił ją w tym miejscu bez pożegnania. Zawiódł ją wtedy niezmiernie, choć próbowała to ukrywać.
-Co? - burknęła wyczekując.
-Wróć z nami do domu - szepnął. Poczuła przyspieszone bicie serca i zalążek nadziei, że jednak nie wszystko stracone. Lecz nie mogła wrócić, chciała tu zostać. -Będzie dobrze, obiecuję.
-Nie.
-Jak to nie? - zbulwersowała się Grace, patrząc na nią groźnymi oczyma.
Pragnęła tu zostać, nie chciała wracać do miasta. Tutaj czuła się swobodnie i życie nie było tak monotonne jak dawniej.
-Mówiłam, że będzie chciała zostać - warknęła Angie, łapiąc się za głowę.-wasze starania padną na niczym - była wyraźnie zadowolona.
-Chcę zostać - powiedziała cicho, sama nie dowierzając swojej decyzji. Jakiś czas temu zrobiłaby wszystko by wrócić do domu. Jednak pociągała ją ciemna strona, chciała dowiedzieć się co lub kto powoduje, że ten dom jest tak niezwykły. A gruncie rzeczy, małe szkoły są o niebo lepsze niż te z tysiącami uczni. Jedynie musiała poradzić sobie z Angie i spróbować pozbyć się Reychal.
-Micheal słyszysz ją? - warknęła do męża - ona chce zostać. A ty wyciągnąłeś mnie tu by pastwić się nad nią, a ona chce zostać. - zrobiła się czerwona z gniewu.
-Zamknij się Grace - podniósł głos, patrząc ostrzegawczym tonem na żonę.
Indygo poczuła że zaraz nie wytrzyma, a z jej oczu polecą łzy. Przecież była jej matką jak mogła się tak zachowywać. Jak można być aż tak znieczulonym. Po co postanowiła mieć dziecko, jeśli nie umiała go pokochać.
Teraz naprawdę poczuła łzy w oczach, nie umiała ich powstrzymać. Wybiegła z pokoju i skierowała się na górę do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżku, a jej ciało zaatakował potworny sztorm. Ukryła głowę pod poduszką, drżała ze płaczu. Czemu to akurat ona musiała trafić na taką matkę. Obiecała sobie, że mimo wszystko nigdy tam nie wróci. Już nigdy.
CZYTASZ
Psycho House [Zakończone]
ParanormalIndygo musi zamieszkać z ciotką, której dom został zbudowany na zgliszczach szpitala psychiatrycznego. Dusze tragicznie zmarłych zostały na ziemi i przechadzają się po swoim dawnym terytorium, siejąc zamęt i strach. Jak Indygo poradzi sobie w "Psy...