Rozdział 44

1.5K 122 10
                                    

2013.

Angie miała tylko jeden cel w życiu, a bowiem musiała pilnować duchów. Byli dla niej jak rodzina, a ona nigdy nie pozwoliłaby skrzywdzić swojej rodziny.

Wszyscy po kolei ją zostawili: siostra, mąż, a nawet syn, który był dla niej oczkiem w głowie. Zostały jej już tylko duchy i demony w jej głowie.

Wjechała na podjazd domu i wysiadła by otworzyć bramę, która oddzielała życie innych od jej własnego. Nikt nie miał prawa wiedzieć co się dzieje za granicami jej posesji, to teren zamknięty na wszystkich i wszystko.

Ponownie wsiadła do busa i wjechała wybetonowaną drogą wprost pod drzwi garażu. Sięgnęła po pilota do schowka, jak zwykle leżał pomiędzy mapami, a jakimiś tanimi energetykami, którymi zabijała zmęczenie. Dzięki nim mogła poświęcić wiele godzin na jazdę i nie musieć wstawać na nocleg. W jej pracy, było to przydatne. Potrafiła zrobić nawet dwudziestu godzinne kursy, dzięki którym zdarzało, się że dostawała jakąś ekstra kasę. Ludzie ją cenili jako kierowce i mogła sama wybierać w ofertach. Zawoziła swoich klientów w wyznaczone miejsca, a gby była już sama robiła robiła rzeczy, o których lepiej żeby nie wiedzieli.

Zazwyczaj wybierała kursy w miejsca, gdzie jeszcze wcześniej nie była. Ułatwiało to nie pozostawienie po sobie żadnych śladów czy poszlak. Jedna zaginiona dziewczyna, nie robiła takiego szumu, jak gdyby miało być takich pięć z jednego stanu. Od razu zapewne zainteresowało by to federalnych, a z nimi nie wolno igrać. Musiała, więc dobrze wybierać ofiary, w różnym wieku, innym wyglądzie, a także różnym stanie majątkowym. Tak, aby ich porwania nie tworzyły żadnego schematu.

Jej metoda sprawdzała się, miała na swoim koncie już osiem ofiar i jeszcze żaden policjant nie zapukał do jej drzwi z nakazem przeszukania samochodu. Wiedziała, że jest dobra w tym co robi i chciała to robić do końca życia.

Nacisnęła odpowiedni przycisk na pilocie, a elektryczne drzwi do garażu podniosły się do góry, pozwalając tym wjechać jej do własnego królestwa. Do miejsca gdzie może być sobą.

Zamknęła za sobą drzwi i wysiadła z samochodu, rozglądając się tym samym czy nic się tutaj nie zmieniło. Zawsze istniało jakieś prawdopodobieństwo, że jakiś wścibski sąsiad będzie chciał sprawdzić co tutaj trzyma, czy ta nie wyżyta młodzież, która szuka miejsca gdzie może spędzić czas ze swoimi ohydnymi pisemkami. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu i mogła odetchnąć z ulgą. Nikt nie miał wstępu do jej królestwa, nikt.

Gdy otwierała bagażnik, usłyszała jak tylne drzwi otwierają się, odwróciła wzrok, ale na szczęście był to Gary. Oficjalnie był zatrudniony jako ogrodnik, a nieoficjalnie był jej kochankiem i współpracownikiem. Byli jak Bonnie i Clyde, miała tylko nadzieje, że ich historia będzie miała szczęśliwe zakończenie, całkiem inne niż ich.

 Byli jak Bonnie i Clyde, miała tylko nadzieje, że ich historia będzie miała szczęśliwe zakończenie, całkiem inne niż ich

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Hej - nachylił się by pocałować ją w czoło, niewielki gest, ale sprawiał, że poczuła przyjemny ucisk w podbrzuszu.

Uśmiechnęła się do niego, a potem włożyła kluczyki do zamku bagażnika. Od wczoraj czekała na ten moment, uśmiechnęła się na samą myśl, tego co ich czeka.

Odkluczyła zamek i podniosła klapę do góry, ukazując tym młodą dziewczynę leżącą w pozycji skulonej. Bała się, to i nawet dobrze. Lubiła oglądać strach w oczach innych.

Jasmine, bo tak miała na imię, zamknęła oczy przed rażącym ją słońcem. Minie chwila zaczym przyzwyczai swoje oczy do jasności. Na szczęście już nie krzyczała, już podczas jazdy, zrozumiała, że piski i jęki w niczym jej nie pomogą. Jej życie było skończone.

- Ładniutka - skomentował Gary, nachylając się nad jej zakneblowaną twarzą. Jasmine zaczęła przesuwać się w głąb bagażnika, jak najdalej od rąk mężczyzny.

Angie nie mogła się doczekać, aż spróbuje jak smakuje. Oblizała usta i przesunęła dywan, pod którym mieściło się wejście na dół. Gary, złapał ją jak pan młody swoją nową żonę i zaczął nieść ją w kierunku bunkra. Jasmine szarpała się, zapewne wyczuwając co z nią zrobić. Angie wolałaby już żeby przestała się bać, zaczęła więc nucić jej kolysankę, tą samą którą niegdyś śpiewała Kevinowi, kiedy nie mógł zasnąć. Zawsze działała.

Mieli jedną regułe w robieniu tego co kochali, ich śmierć musiała być powolna, a nie gwałtowna. Jeśli ktoś nagle umiera, nie będąc w pełni świadom tego, zostawia swoją duszę na ziemi. Tak właśnie stało się z pacjentami szpitala, nie spodziewali się tego że odejdą, wszystko stało się tak nagle, nie mieli pojęcia, że umrą.

Psycho House [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz