.2. End Of The Beginning

3.7K 155 2
                                    

   Usłyszałam warkot silnika i podniosłam głowę. Przede mną zatrzymał się stary, lekko zardzewiały autobus z kołaczącą o okno tabliczką z napisem "New Jersey". Złapałam za plecak i pospiesznie wskoczyłam po schodkach do pojazdu. Rozprostowałam bilet i podałam go otyłemu, zarośniętemu kierowcy. Wyrwał mi go z ręki, popatrzył na niego przez chwilę, po czym przerwał go na pół i oddał z powrotem.
   - Siadaj panienko, bo chcę ruszać. Miłej podróży życzę - powiedział i wytarł swój wielki nos kawałkiem brudnej szmaty.
   Skrzywiłam się w wyrazie obrzydzenia i poszłam zająć jakieś miejsce. Nie musiałam szukać długo, prawie cały autobus był pusty. Usiadłam na samym tyle przy oknie. Położyłam torbę na ziemi i oparłam głowę o szybę. Zaczęłam rozmyślać o przeszłości i o przyszłości. Bolesne wspomnienia i nieznane wydarzenia tak bardzo mnie zmęczyły, że położyłam się na obydwu siedzeniach i po chwili zasnęłam.

_____

   Obudziłam się w pozycji siedzącej ze zwisającą bezwładnie głową. Coś było nie tak, przecież zasnęłam w całkowicie innej pozycji. Uchyliłam lekko oczy. W autobusie było pełno ludzi. Szybko się otrząsnęłam i wyprostowałam. Na kolanach miałam moją torbę, a obok mnie siedział chłopak w czarnej kurtce i czapce w granatowo-czerwone paski. Miał czarne, sięgające do ramion włosy i niesamowicie zielone oczy. Popatrzyłam na niego, a on uśmiechnął się szeroko.
   - Witamy w New Jersey - powiedział, a ja zauważyłam, że w wardze ma srebrny, okrągły kolczyk. - Zaraz wysiadamy, więc zbieraj powoli swoje rzeczy.
   - Kim ty jesteś? - zapytałam niezbyt miłym tonem.
   - Jestem Frank. A ty Hailey. Miło poznać.
   - Skąd ty...?
   - Masz podpisaną torbę - powiedział i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
   - A, faktycznie.
   - To twój pierwszy raz w Jersey?
   - Skąd ty to wszystko wiesz?
   - Po prostu pierwszy raz widzę cię w tym autobusie.
   - Czyli często nim jeździsz?
   - Tak. W sumie to co dwa tygodnie. Przyjeżdżam tu do rodziny z LA. Gdzie wysiadasz?
   - A ty? I co robisz w LA? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
   - Gram tam w zespole. I wysiadam w Belleville.
   - Też tam wysiadam - odpowiedziałam pospiesznie. Nie miałam pojęcia, gdzie chciałam wysiąść, więc postanowiłam, że wysiądę z "nieznajomym" Frankiem.
   - Brzmi nieźle. Co gracie?
   - Punk rock? Chyba można naszą muzykę zaliczyć do tego gatunku.
   - Będę musiała w takim razie kiedyś posłuchać waszej twórczości.
   - Mhm. A teraz bierz torbę, bo wysiadamy na tym przystanku.

   - To cześć! - powiedziałam, odwracając się od Franka.
   - Gdzie idziesz? - zapytał. - Odwiedzasz jakąś rodzinę tutaj?
   - Nie... Nie do końca - odrzekłam cicho.
   - Aa... - Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. - Zwiałaś?
   - Powiedzmy - odparłam, wywracając oczami.
   - W takim razie nie ma mowy, żebym cię zostawił. Chodź, możesz u mnie się zatrzymać, a potem poszukamy dla ciebie jakiegoś hotelu.
   - Nie, daj spokój. Mam pieniądze, mogę od razu iść do hotelu.
   - Nie, idziesz ze mną. I nie sprzeciwiaj się. Znam to miasto lepiej od ciebie. Odłożymy rzeczy i wszystko ci pokażę.
   - Okay... - powiedziałam z rezygnacją.

_____

   Wdrapałam się po trzech schodkach na werandę niewielkiego domku jednorodzinnego.
   - Jezu, padam z nóg - wysapałam. - To miasto jest większe niż myślałam.
   - Nikt nie mówił, że będzie łatwo - zaśmiał się Frank. - Wchodzimy do środka, czy chcesz tu jeszcze posiedzieć?
   - Posiedźmy tutaj. Jest dość ciepło jak na listopad, więc chcę się nacieszyć taką pogodą, póki jeszcze mogę.
   - W porządku. Chcesz piwo?
   - Co?
   - Idę po piwo do domu i pytam, czy też chcesz...
   - A, tak. Pójść z tobą?
   - Nie, siedź. Ja przyniosę.

   Po chwili Frank wrócił z dwiema butelkami piwa, z czego jedną wręczył mi.
   - A więc... Czemu uciekłaś?
   - Długa historia.
   - Mamy dużo czasu.
   - Jedna butelka piwa nie wystarczy na całą historię - powiedziałam, odwracając głowę w drugą stronę, by nie patrzeć w jego oczy.
   - Nie ma problemu, w piwnicy jest cała skrzynka.
   Uśmiechnęłam się lekko.
   - Chyba mnie przekonałeś.
   - W takim razie zaczynaj i daj znać, jak będziesz potrzebować kolejnej butelki.
   - Ekhem - odchrząknęłam. - Wszystko zaczęło się w sumie wraz z momentem, w którym się urodziłam. Zawsze byłam buntowniczym dzieckiem, robiłam swoje, nie zważając na uwagi innych. Rodzice mieli dość tego, że codziennie musieli chodzić na dywanik do dyrektora i odpowiadać za moje wybryki. Mimo wszystko dawaliśmy radę i udawaliśmy, że nic się nie dzieje. Jednak dawali mi za dużą swobodę. W wieku czternastu lat zaczęłam pić i palić "w sekrecie" przed nimi oraz chodzić na potajemne imprezy. Zdawali sobie z tego wszystkiego sprawę i ignorowali to. Ostatnio jednak przesadziłam.
   W oczach zebrały mi się łzy.
   - Piwo?
   - Nie... - wyszeptałam. - Po prostu nie umiem tego ubrać w słowa.
   - Jeśli nie chcesz o tym mówić, to nie mów.
   - Muszę to powiedzieć, muszę to z siebie wyrzucić - powiedziałam i upiłam z butelki duży łyk alkoholu. - Teraz lepiej, mogę mówić.
   - No to słucham.
   - A więc ostatnio pewna grupa moich znajomych zaprosiła mnie na imprezę u punków. Oczywiście była organizowana w jakimś starym lokalu w slumsach, miało być dużo alkoholu i w ogóle. Zgodziłam się, lecz wzięłam ze sobą też moją przyjaciółkę. Zabawa była przednia, dobra, ciężka muzyka, dużo ludzi. W pewnym momencie ktoś zaproponował mi skręta. Pomyślałam, że czemu nie, wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Zapaliłam jednego, drugiego. Później nawet coś sobie wstrzyknęłam. - Wzdrygnęłam się na tę myśl. Spojrzałam na Franka, lecz on nadal z uwagą słuchał. - Resztę pamiętam jak przez mgłę. Wzięłam broń z tylnej kieszeni jakiegoś umięśnionego chłopaka, zaczęłam krzyczeć, że zaraz rozkręcę tę imprezę i zaczęłam strzelać. Pech chciał, że trafiłam w moją przyjaciółkę. Wszyscy ucichli i wyszli z lokalu. Ktoś musiał zadzwonić po pogotowie, bo chwilę później przyjechała karetka. - Ucichłam.
   - I co dalej? - zapytał Frank.
   Spojrzałam w jego cudne, zielone oczy, a po policzku spłynęła mi łza.
   - Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Przyłożyłam pistolet do mojej głowy. Zaczęłam się drzeć, żeby na mnie patrzyli, że zaraz będę latać. - Schowałam twarz w dłoniach. - Już miałam palec na spuście, gdy złapało mnie kilku ratowników, posadziło na wózku inwalidzkim i związało pasami. Teraz tak mi za to wszystko wstyd.
   - A co na to twoi rodzice? - zapytał spokojnie Frank.
   - Zapisali mnie do psychiatry, a ten chciał mnie zamknąć w wariatkowie. Dlatego uciekłam tutaj.
   - Jesteś popieprzona - powiedział cicho Frank. Popatrzyłam na niego ze strachem w oczach. - Już cię lubię - wyszeptał i poklepał mnie po plecach. - A teraz wstawaj, bo robi się chłodno i ściemnia się.
   - A opowiesz mi coś o sobie?
   - Tak, ale to już w środku. No i musimy iść po kolejne piwa.

   Dopiłam resztkę napoju z butelki i wyrzuciłam ją do dużego, czarnego kosza stojącego przed domem. Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Myślałam, że będę się błąkać bez celu po Jersey, a tymczasem poznałam kogoś, z kim od razu się zaprzyjaźniłam.

*****

   Okay, kilka słów ode mnie. Będę się starała dodawać rozdziały w miarę regularnie, mniej więcej co 2-3 dni (w zależności od tego, na ile pozwoli mi szkoła). Oczywiście moje ff nie mogło obejść się bez muzyki, każdy rozdział zawiera utwór odpowiadający tytułowi rozdziału.
Stay tuned & healthy
Xoxo
martyn.

PS tak, w tym ff chodzi o Franka Iero z MCR. Niedługo wprowadzę wątek kpopowy, cierpliwości.

Hi, My Name Is..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz