Prace nad albumem i ogólnie całym debiutem nabierały coraz większego tempa, o ile dało się pracować jeszcze szybciej i ciężej niż kiedykolwiek przedtem. Przy dobrych układach spałyśmy po 4 godziny i jadłyśmy dwa posiłki dziennie. Kilka razy wylądowałyśmy w szpitalu z przemęczenia i niedożywienia, ale manager i cały zespół pracujący nad nami wmawiał nam, że to bardzo dobrze o nas świadczy, że to efekt naszego wysiłku. Jakież to zabawne...
Leżałam na szpitalnym łożu podłączona do kroplówki wzmacniającej. Ostatnio bywałam w szpitalu coraz częściej, powinnam już była dostać jakąś kartę stałego klienta. Tym razem musiałam znowu zasłabnąć i stracić przytomność, bo nic nie pamiętałam. Genialnie. Podrapałam się pod nosem i ujrzałam na moich placach klejące czerwone ślady. Musiała mi jak zwykle pójść krew z nosa.
Znudzona wpatrywałam się w biały plaster na mojej dłoni i bawiłam się wenflonem. Poruszałam nim w przód i w tył, czując jak żyłka odbija się od ścianek mojej żyły. W końcu popchnęłam go zbyt mocno i wyleciał, a na jego miejscu ujrzałam pojawiającą się plamkę krwi. Zrezygnowana i rozczarowana wcisnęłam czerwony guzik, który był zamontowany na ścianie przy moim łóżku.
Po chwili w mojej sali pojawiła się pielęgniarka. Powoli wytłumaczyłam jej cichym ze zmęczenia głosem, że wypadł mi wenflon, pomijając wątek o mojej głupawej zabawie. Drobna starsza pani wyjęła z kieszeni fartucha nowy, zapakowany w przezroczystą, plastikową folię wenflon i włożyła go w miejsce poprzedniego. Sprawdziła stan mojej kroplówki i udała się do wyjścia. Stanęła przy drzwiach, położyła rękę na klamce i...
...do pokoju wpadł Jungkook, uderzając pielęgniarkę z całej siły drzwiami w twarz. Kobieta upadła na ziemię, odbijając się od ściany, a ja energicznie podniosłam się z łóżka.
- O mój Boże, nic pani nie jest?! - zawołał wystraszony Jungkook.
- Uważaj jak łazisz, chłopcze! - wrzasnęła oburzona pielęgniarka, pocierając obolałą głowę.
- Jezu, przepraszam. Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, chłopcze, przeżywałam gorsze upadki - odpowiedziała, śmiejąc się. - Pamiętam, gdy sama byłam taka młoda i miałam tyle energii...
Jungkook podał pielęgniarce rękę i pomógł jej wstać, a następnie odprowadził ją do dyżurki. Siedziałam na łóżku i, jak niedorozwinięta umysłowo, uśmiechałam się sama do siebie. Kilka sekund później Kook wrócił, tym razem nie robiąc takiego wejścia smoka tak, jak wcześniej.
- Brawo, Jungkookie. Takiego wejścia nie powstydziłby się sam Bruce Lee.
- Dziękuję, dziękuję - odpowiedział, kłaniając się teatralnie niewidzialnej widowni.
Wziął krzesło spod ściany, przysunął do mojego łóżka i usiadł na nim.
- Co ty tu w ogóle robisz? Przecież musisz trenować do comebacku - zapytałam i zaprotestowałam z lekkim wyrzutem w głosie.
- Zwariowałaś? Usłyszałem, że znowu padłaś na sali. Nie mogłem tak po prostu zostać i ćwiczyć dalej, nie mogłem się skupić, musiałem przyjechać i sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku.
- To urocze, ale comeback jest ważniejszy. Jeśli nie wypadniesz na nim dobrze, mogą cię wyrzucić.
- Nie obchodzi mnie to - wyszeptał i załapał mnie za rękę z wenflonem.
- Mówisz jak typowy bad-boy z typowego fan fiction - odparłam, śmiejąc się.
On też się zaśmiał. Lubiłam jego śmiech.
- Tyle, że ja nie jestem bad-boyem.
Ścisnęłam mocniej jego rękę. Przysunął się bliżej.
- Powinieneś już iść - powiedziałam. - Musisz trenować.
- Cholera, Hailey. Brzmisz jak mój manager.
- No widzisz, opętał mnie i przemawia przeze mnie. Nie uciekniesz przed nim.
Zapadała chwila ciszy. Wbrew pozorom nie była to niezręczna cisza.
- Przepraszam za moje ostatnie lunatykowanie - powiedziałam cicho, przerywając ciszę. - Nie chciałam wam robić kłopotu, nie wiem, co się ze mną dzieje.
- Przestań, przecież wiem, jak jest. Wiem, że nie masz na to wpływu, i że to dla ciebie męczące.
- Twoi koledzy o nic potem nie pytali?
- Nie.
Znowu zapadła cisza. Nie wiedziałam w jakim sposób ją przerwać, nie potrafiłam wymyślić żadnego nowego tematu. Popatrzyłam w sufit i przymknęłam na chwilę oczy. Dosłownie na chwilkę.
Sekundę później poczułam usta Jungkooka na moich. Otworzyłam szybko oczy. Byłam zaskoczona, ale nie odepchnęłam go. Było to w sumie całkiem miłe, więc postanowiłam, że odwzajemnię ten pocałunek. Wciąż trzymaliśmy się za ręce, Jungkook splótł swoje palce z moimi.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam, również szeptem. - Zresztą mówiłam ci to już wtedy na dachu.
- Nie wprost.
- A czy muszę zawsze mówić wprost?
Nie odpowiedział, zaczął mnie znów całować. Objęłam go wolną ręką i przyciągnęłam bliżej mnie. I wtedy stało się. Niechcący poruszyłam zbyt gwałtownie drugą ręką i znów wypadł mi wenflon.
- Cholera - powiedziałam, próbując go złapać.
- Co się stało? - odparł Jungkook. Dostał zadyszki.
- Nic, znowu wenflon mi wypadł.
- Iść po pielęgniarkę?
- A mógłbyś?
- No jasne. Zaraz wracam. - Wstał i wyszedł, puszczając mi oczko.
Byłam szczęśliwa. W końcu szczęśliwa. Jego obecność zawsze sprawiała, że czułam się, jakby ktoś podał mi dodatkową dawkę endorfin. Jego głos działał jak morfina na ból, który powodowała moja przeszłość, a jego dotyk sprawiał, że czułam się jak po dawce opium. Tamtego dnia odkryłam kolejną rzecz. Gdy mnie całował, działał na mnie jak heroina. Sprawiał, że całe zło znikało. I podobało mi się to; już zawsze chciałam się tak czuć.*****
Xoxo
martyn.
CZYTASZ
Hi, My Name Is..
FanfictionCzasami ucieczka wydaje się najlepszym rozwiązaniem, ale czy porzucanie starych problemów nie sprowadza na naszą głowę gorszych koszmarów? To fanfiction było pisane od stycznia 2016 do października 2016 Dnia 30 i 31.08.2017 edytowałam je, by pop...