Jechaliśmy czarnym czterodrzwiowym Chevroletem Impalą Deana. Bracia zajmowali dwa przednie siedzenia, ja zaś siedziałam z tyłu. Mknęliśmy przez opustoszałe drogi Meksyku, a w tle grała Metallica.
- Z którego roku jest to auto? - zagadnęłam, gdy znudziło mi się podziwianie widoków za oknem.
- '67 - odparł z widoczną dumą Dean.
- Skąd ją wytrzasnąłeś? Mamy 2016 rok, raczej już ich nie produkują.
- Dostał ją po ojcu - powiedział Sam. - Traktuje to autko jak swoje dziecko, więc lepiej nie zniszcz tapicerki, bo inaczej on zniszczy ciebie - dodał szeptem.
Zaśmiałam się cicho.
- Dean, czy mógłbyś włączyć normalną muzykę? Zawsze słuchamy tych dinozaurów rocka, zlituj się...
- Jestem kierowcą, a kierowca jako jedyny ma prawo decydować o tym, czego wszyscy będą słuchać. No chyba, że mam włączyć Taylor Swift.
- Dobra, lepiej nie. Zostańmy przy tym.Mijała szósta godzina jazdy. Zrobiliśmy tylko dwa postoje, na których wszyscy kupiliśmy zapas kawy i batoników.
- Ile jeszcze zostało nam do Lawrence? - zapytał Deana Sam.
- Nie mam pojęcia, ale musimy kierować się nadal na północ - odparł Dean, spoglądając na mapę rozłożoną na kolanach. - Jesteśmy mniej więcej gdzieś tu. - Pokazał palcem na losowe miejsce na mapie.
- Dużo mi to mówi... - Sam przewrócił oczami. Aż zrobiło mi się ciepło w serduszku, a w oczach wezbrały mi łzy. Szkoda, że nigdy nie miałam rodzeństwa.
- A, właśnie, Hailey. Obiecałaś mi opowiedzieć o tym, jak to znalazłaś się w Meksyku z grupką seksownych Azjatek.
Uśmiechnęłam się i szybko odgoniłam od siebie melancholijne myśli.
- Ach, tak. Faktycznie, obietnica to obietnica. - Wzięłam łyka zimnej kawy. - A więc wszystko zaczęło się jakiś rok, może półtora roku temu. Mieszkałam sobie spokojnie z rodzicami na przedmieściach jakiejś pipidówy w Delaware. Byłam zbuntowanym dzieckiem i, w wielkim skrócie, uciekłam z domu po tym, jak prawie zabiłam moją przyjaciółkę pod wpływem narkotyków.
- Whoa! - zaśmiał się Dean. - Serio mówisz?
Poczułam się podniesiona na duchu tym, że podchodził do tego z humorem.
- Tak. No więc postanowiłam, że ucieknę do New Jersey. Nie wiedziałam, co będę tam robić. Ale w autobusie do Jersey spotkałam Franka, który, jak się okazało, gra w punk-rockowym zespole. Zaprzyjaźniłam się z nim i razem polecieliśmy do LA, gdzie miałam zacząć na nowo.
- Jeszcze nie doszłaś do momentu z Azjatami, a ta historia już jest nieźle popieprzona - zauważył Sam, uśmiechając się.
- Na czym to ja skończyłam? Aha. Wynajęłam w LA jakieś mieszkanie i zaczęłam pracować w wyjebanym w kosmos hotelu, w którym mieszkali sami snobistyczni i bogaci ludzie. Byłam tam co prawda sprzątaczką, ale płacili mi nieźle. Pewnego dnia, gdy poszłam sprzątać w wielkim apartamencie, zaczęłam sobie śpiewać podczas pracy i wtedy okazało się, że nie jestem sama w pokoju. Za drzwiami stał lokator mieszkanka - młody Azjata - który wszystko słyszał i zaproponował mi pracę w Korei. Miałam śpiewać w jakimś girlsbandzie. No, ale dobra. Przystałam na to, bo ponoć mieli dużo mi płacić. W międzyczasie rodzice zaczęli mnie szukać, więc ucieczka do Korei była super pomysłem.
- To ty byłaś w zespole?! - zdziwił się Dean.
- No a w jakich okolicznościach się poznaliśmy? Na moim koncercie!
- O cholera, chyba wypiłem o jedno piwo za dużo. Miałem iść do klubu, a tymczasem wylądowałem na jakimś koncercie... wow.
- Więcej nie pijesz, braciszku. - Sam poklepał ironicznie Deana po ramieniu. - Ale daj Hailey skończyć.
- Dobra, to czemu uciekłaś teraz?
- I tu się zaczyna najlepsza historia. Otóż moja relacja z tym Azjatą... jakby to powiedzieć... zgłębialiśmy naszą znajomość i zostaliśmy parą. On był w koreańskim boysbandzie i oba nasze zespoły miały mieć wspólną trasę najpierw po Meksyku, a później po Stanach. Niestety, przyłapałam mojego, już teraz byłego, chłopaka ze swoim kolegą na pewnej rozmowie. W skrócie - okazało się, że mój ukochany jest gejem. Nie mogłam znieść myśli, że przez cały czas mnie oszukiwał, więc poszłam do pubu z zamiarem schlania się w trzy dupy, ale trafiłam tam na was. Koniec.
- Jezu, chciałbym mieć tak interesującą biografię - powiedział zaszokowany Sam.
- Twój były jest gejem. No nieźle. Ja na twoim miejscu najpierw włożyłbym mu w nocy kija w dupę, a potem uciekł.
Mimowolnie się zaśmiałam.
- Nie przejmuj się tym dupkiem. W Kansas znajdziesz sobie lepszego.
- A tak w ogóle, to co będę robić w Kansas?
- Będziesz pomagać Ellen w barze dla łowców. Na pewno przyda jej się pomoc, bo Jo ma dość siedzenia w domu i wbrew wszystkiemu pcha się na polowania. Wiesz, będziesz musiała przez cały czas znosić podpitych świrusów i lać im alkoholu, dopóki za niego płacą. To chyba nie jest zbyt wymagające, co?
- Nie, luzik arbuzik. Dam sobie radę._____
Siedzieliśmy przy barze Harvelle's Roadhouse i sączyliśmy tequilę, której nalała nam Ellen. Wyglądała ona na nieugiętą i zaciętą kobietę, ale naprawdę była miła i bardzo sympatyczna. Tak jak przewidywał Dean, niezmiernie się ucieszyła na wieść o tym, że przyjechałam pomagać jej w prowadzeniu przydrożnego pubu.
- Dzięki Bogu, że Sam i Dean na ciebie trafili - powiedziała, przewieszając sobie przez ramię zabrudzoną ścierkę. - Widzisz, moja córka - Jo - wyfruwa mi z gniazda. Marzą jej się polowania na demony. Wiesz, jej tata też polował. On i ojciec Winchesterów znali się. Niestety, Harvelle zginął, a jego córka chce dokończyć to, co zaczął. Nie dociera do niej to, że może skończyć tak jak on, czyli trzy metry pod ziemią. Jej ambicje sprawiły, że zostałam sama z barem i powoli nie daję sobie z nim rady.
- Nie ma problemu, pani Harvelle...
- Mów mi Ellen - przerwała mi. - Po prostu Ellen.
- ...Ellen. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracować.
- Jedno piwo korzenne, Ellen! - zawołał ktoś od progu.
- Robi się, Bobby!
- Kto to? - zapytałam szeptem Deana.
- To jest Bobby. Bobby Singer. Opiekował się nami, gdy tata chodził na polowania. W sumie jest dla nas takim drugim ojcem. Nie zawsze się z nami zgadza, prawie zawsze nas krytykuje, ale mimo to w jakiś sposób go kochamy.
- Co to za dziewoja tam, przy barze? - zapytał Bobby.
- Siemasz, Bob. To jest Hailey, nasza koleżanka z...
- ...z Delaware. Przyjechałam tu z Winchesterami, by pomóc Ellen w barze. Potrzebowałam pracy, a tak się złożyło, że się poznaliśmy.
- Bobby jestem - powiedział i podał mi rękę. - A ty...?
- Hailey. Hailey Winterson. - Uśmiechnęłam się.
Bobby minął mnie i poszedł do schowka, który znajdował się w korytarzyku za barem.
- Chyba cię polubił - powiedział przyciszonym głosem Sam.
- A gdzie on poszedł?
- Do schowka, ale nie mam pojęcia po co.
Nie trzeba było długo czekać. Bobby wrócił dosłownie dwie minuty później z czymś w ręce.
- Witaj w rodzinie - powiedział i rzucił mi czymś w twarz.
- Co to jest? - spytałam, oglądając ową rzecz.
- No, przyjrzyj się. Co to jest? - Na twarzy Bobby'ego rozkwitł szeroki uśmiech.
- Dres?
- Owszem. Ale to nie byle jaki dres. Będziesz pracować w barze, więc otrzymujesz ode mnie ten oto Wspaniały Pomarańczowy Dres Wpierdolu.
Dean, Sam i Ellen parsknęli śmiechem.
- Nie rozumiem. Czym on się różni od zwykłego dresu?
- Ma moc rzucania rasenganami - powiedział przez śmiech Dean.
- To taki znak, że oficjalnie dołączyłaś do naszej nadnaturalnej społeczności.
Zaczęłam się śmieć razem z resztą. Chyba faktycznie odnalazłam nową rodzinę.*****
Wróciłam! Niby mam wakacje, a jednak dopiero teraz - pod koniec sierpnia - jestem w domu. Czas nadrobić zaległości!
Xoxo,
martyn.
CZYTASZ
Hi, My Name Is..
FanfictionCzasami ucieczka wydaje się najlepszym rozwiązaniem, ale czy porzucanie starych problemów nie sprowadza na naszą głowę gorszych koszmarów? To fanfiction było pisane od stycznia 2016 do października 2016 Dnia 30 i 31.08.2017 edytowałam je, by pop...