.7. Blessed With a Curse

1.3K 84 2
                                    

   Stoję na krawędzi wysokiego klifu. Patrzę w dół. Nie ma tam nic, oprócz bezgranicznej ciemności. Oddycham głęboko i skaczę.
   Lecę w dół, czekam aż moje stopy dotkną dna, lecz to nie następuje. Mam silne zawroty głowy. Zamykam na chwilę oczy, a gdy je otwieram, znajduję się w szpitalu. Siedzę na niewygodnym krzesełku w pustej poczekalni. Chociaż w sumie nie jest ona do końca pusta - na drugim końcu siedzi jeszcze jakiś mężczyzna. Słyszę ciężkie kroki. Odwracam się i widzę lekarza. Na jego białym kitlu widnieją wielkie plamy ciemnoczerwonej krwi. Patrzę na jego twarz i zamieram. Już tyle razy widziałam te puste, czarne oczy. Tyle razy nawiedzały mnie w snach, tyle razy od nich uciekałam.
Lekarz wykonuje kilka kroków w moją stronę, a ja kulę się na krześle. Podchodzi bliżej, tym razem zdecydowanym krokiem, a ja podrywam się z krzesła i biegnę przed siebie. Szukam wyjścia, lecz ono jakby zniknęło. Jest coraz bliżej, czuję jego obecność, słyszę jego oddech. Biegnę, nie czując nóg. Czuję, jak tracę oddech i widzę coś, co sprawia, że całkowicie przestaję oddychać - ślepy zaułek. Staję i bezsilnie opieram się ręką o ścianę. Ciężko oddycham, próbując przywrócić bicie mojego serca, do normalnego tempa. Kroki ucichły, biorę głęboki wdech i znów czuję na ramieniu ten stalowy uścisk. Odwracam się i wydaję z siebie zduszony krzyk...

   Obudziłam się zlana zimnym potem, na klatce schodowej. Na ramionach miałam zarzucony stary koc. Moje bose stopy były aż sine z zimna. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Znów lunatykowałam. Usiadłam na schodku i schowałam twarz w dłoniach.
   - Co jest ze mną, do cholery, nie tak? - wyszeptałam sama do siebie.

   Podniosłam się i zaczęłam moją wspinaczkę po schodach na górę. Okazało się, że zeszłam aż do piwnic, więc czekała mnie żmudna wyprawa z powrotem na czwarte piętro. Gdy weszłam na odpowiednie piętro, nacisnęłam klamkę, lecz drzwi się nie otworzyły.
   - Kurwa - przeklęłam cicho pod nosem. Zaczęłam walić w drzwi pięściami, kopałam w nie, aż w końcu wyszedł do mnie mój sąsiad.
   - Co pani, u licha, wyprawia? - zapytał zaspanym głosem.
   - Próbuję wejść do domu?
   - Ale, po kiego chuja, wali pani w te drzwi jak opętana?
   - Pomyślmy... Może dlatego, że nie mam kluczy?
   - Przecież zostawiła je u mnie pani zeszłej nocy.
   - Słucham?
   - Zapukała pani do mnie jakoś o trzeciej nad ranem i wręczyła mi klucze.
   - M-mówiłam coś?
   - Bredziła coś pani, że musi pani uciekać, że ktoś panią goni. Nie dzwoniłem po policję, bo wyglądało na to, że była pani na haju.
   - Och... Mógłby pan oddać mi te klucze?
   - Oczywiście. - Podał mi pęczek kluczy, zawieszonych na czerwonej smyczce z Coca-Coli.
   - I czy mógłby pan nie mówić nic nikomu o tym incydencie?
   - Ma się rozumieć - powiedział i zasalutował, po czym zniknął we wnętrzu swojego mieszkania.

   Była 12:34. Zarzuciłam na siebie czarny płaszcz i ciepłą czapkę z pomponem na głowę. Upewniłam się, że mam klucze i wyszłam z domu.
   Odtwarzałam w pamięci całą drogę do wytwórni Franka. Kilka razy się zgubiłam i musiałam zawracać, więc zrezygnowana złapałam taksówkę, którą dojechałam do celu. Wysiadłam z pojazdu, wciskając kierowcy kilka zwiniętych banknotów do ręki i podeszłam do wejścia. Pchnęłam szklane drzwi i przekroczyłam próg.
Wewnątrz panowała cisza, przerywana co jakiś czas krokami dobiegającymi z wyższych pięter. Podeszłam do blatu recepcji i odchrząknęłam, by zwrócić na siebie uwagę siedzącej za nim kobiety.
   - Dzień dobry. Chciałabym spotkać się z Frankiem Iero, czy jest tu może? - powiedziałam najmilszym głosem, na jaki było mnie stać.
   - A kim pani jest?
   - Jestem jego przyjaciółką. Na imię mi Hailey Winterson.
   Kobieta szybko przewertowała stertę papierów.
   - Niestety, ale nikogo takiego nie ma na liście gości pana Iero. Jeśli jest więc pani jakąś psychofanką, to radzę pani opuścić to miejsce zanim wezwę ochronę.
   - To raczej nie będzie konieczne - westchnęłam. - Czy mogłaby pani tylko przekazać mu ode mnie tę wiadomość? - powiedziałam, przesuwając do niej po blacie maleńki kawałek papieru.
   - Może - odpowiedziała oschle, zgniatając karteczkę i chowając ją do kieszeni jej czerwonego kardiganu.
   - W takim razie do widzenia. - Pomachałam ironicznie na pożegnanie.
   - Żegnam.

   Siedziałam wtulona w kąt kanapy z pilotem w ręku. Znużona, skakałam bez celu po różnych kanałach, gdy nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. Moje serce przyspieszyło, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
   - Halo? - zapytałam roztrzęsionym głosem.
   - Hailey! Jak miło znów cię słyszeć! - W słuchawce rozbrzmiał głos Franka. W moich oczach wezbrały łzy szczęścia.
   - Frank! Nie spodziewałam się, że zadzwonisz!
   - Jak mogłaś się nie spodziewać? Zostawiłaś przecież w recepcji swój numer.
   - Tak, ale nie spodziewałam się, że ta suka przekaże ci tą kartkę.
   - Sarah wbrew pozorom jest całkiem miła. Wybacz jej to wredne zachowanie. Jest po prostu przewrażliwiona na punkcie psychofanek, które codziennie tłumami schodzą się do wytwórni.
   - W porządku. Boże, mam ci tyle do opowiedzenia - powiedziałam, kładąc głowę na miękkiej poduszce i wlepiając wzrok w biały sufit.
   - Hej, co powiesz na jakiś wypad na miasto? - rzucił nagle Frank.
   - Brzmi nieźle.
   - Za dziesięć minut po ciebie podjadę.
   - Okay, w takim wypadku idę się przebrać.
   W słuchawce zalegała już tylko głucha cisza.

_____

   Siedzieliśmy z Frankiem w KFC i jedliśmy wszystko, co zawierało w sobie tłuszcz, tłuste mięso i sól.
   - A więc, co u ciebie? - zapytał, odgryzając duży kęs już drugiego burgera.
   - Wynajmuję mieszkanie w jakiejś starej kamienicy, znalazłam pracę w ekskluzywnym hotelu i ogólnie jakoś leci. A co u ciebie?
   - Wszystko się pieprzy - rzucił, maczając frytka w ketchupie.
   - W jakim sensie?
   - Nie możemy się dogadać z chłopakami. A konkretniej ja, Mikey i Ray nie możemy dogadać się z Gerardem.
   - Coś z nim nie tak?
   - Wszystko z nim nie tak! Album już prawie skończony, a on znów popada w alkoholizm.
   - Ale po co? Ma zespół, rodzinę, przyjaciół.
   - Ostatnio pokłócił się trochę z Lindsay i od razu sięgnął po alkohol. Idiota...
   - Trzeba mu pomóc.
   - Hailey, ja nie wiem czy cokolwiek mu pomoże. Lata temu był na odwyku, wyszedł z tego gówna, a teraz z własnej woli do tego wraca. Pieprzy jeszcze, że rozwiąże zespół, bo to wszystko go przerasta.
   - Przejdzie mu. Musicie tylko go wspierać, nie pozwolić mu upaść.
   - Staramy się. Ale mów, co się stało, bo miałem wrażenie, że chciałaś mi powiedzieć przez telefon o czymś ważnym.
   - Nie, nie chcę cię niczym martwić.
   - Hay...
   - Okay - westchnęłam, poddając się. - Znów lunatykowałam.
   - Co?! - Zakrztusił się colą.
   Opowiedziałam mu o wszystkim, co wydarzyło się rano. Siedział w milczeniu.
   - Hailey...  - powiedział po chwili ciszy. - Musisz pogadać z jakimś lekarzem.
   - Nie, wszystko w porządku. Przecież to nie dzieje się regularnie, tylko raz na jakiś czas. Mam to pod kontrolą, Frank.
   Chyba niezbyt go przekonałam, bo tylko potrząsnął głową i wrócił do jedzenia frytek. Popatrzyłam na swoją tackę i odsunęłam ją od siebie.
   - Muszę się zbierać, Frank - oznajmiłam. - Jutro muszę być wcześniej w pracy.
   - Odwiozę cię - powiedział, podnosząc się z krzesła.
   - Nie, nie. Wracaj spokojnie do domu, ja złapię taksówkę.
   - Skoro tak chcesz... - Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. - Cokolwiek złego dzieje się w twojej głowie, jakiekolwiek kreatury próbują nad tobą zapanować, never let them take the light behind your eyes, Hailey - wyszeptał.
   - We'll carry on, Frank. We'll carry on - odpowiedziałam i wyszłam z lokalu.

*****

   Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, wybaczcie mi. Po prostu w ostatnią sobotę byłam na koncercie Ellie Goulding i cały zeszły tydzień poświęciłam na przygotowania do niego, omg. Nie wierzę, że ją widziałam. To nie czas na fangirl, wiem, ale BYŁAM W 3 RZĘDZIE OD SCENY I NA JEJ ZDJĘCIU NA INSTA WIDAĆ MOJĄ RĘKĘ!
   Już mi lepiej XD Po prostu umieram ze szczęścia, bo widziałam moją królową.
Btw zapraszam Was do mojego drugiego opowiadania "The Diary Of Jane". Nie jest to ff, jest to coś na zasadzie normalnej książki ^^
To by było na tyle. Do zobaczenia
Xoxo
martyn.

Hi, My Name Is..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz