.5. New Americana

1.6K 93 0
                                    

   Taksówka zatrzymała się przed ogromnym wieżowcem.
   - Tutaj kończy się nasza podróż - oznajmił Frank pozbawionym emocji głosem.
   Wyjrzałam przez okno na zatłoczoną ulicę. Pomyślałam, że nie ma sensu przeciągać i wyszłam z pojazdu. Frank zrobił to samo. Wzięliśmy nasze bagaże i stanęliśmy przed obszernym, oszklonym wejściem do budynku.
   - Tak, to już koniec - powiedziałam, poprawiając ramiączko plecaka.
   - Chodź tu - powiedział i wyciągnął ręce w moją stronę.
   Przytuliłam się do niego. Staliśmy tak, obejmując się, gdy nagle ktoś zawołał Franka po imieniu.
   - Hej, stary! Jesteś jeszcze przed czasem - oznajmił wysoki, szczupły chłopak, chociaż pewnie miał już też z trzydzieści lat, jak Frank. - A to kto...?
   - Ach, tak! - powiedział Frank lekko zmieszany, puszczając mnie. - Gerard, to Hailey. Hailey, to Gerard, mój przyjaciel z zespołu.
   - Miło cię poznać, Hailey. - Gerard uśmiechnął się i rzucił Frankowi badawcze spojrzenie.
   - Później ci wyjaśnię - rzucił cicho. - Hailey, muszę już iść. Dasz sobie radę?
   - Tak, jasne, że dam sobie radę. Nie przyjechałam tu po to, żeby teraz się wycofywać.
   - Okay. W takim razie do zobaczenia. - podał mi rękę. Uścisnęłam ją, a on wcisnął mi w dłoń pięćdziesiąt dolarów.
   - Hej..! - Ale nie zdążyłam go zatrzymać. Zniknął już za szklanymi drzwiami w towarzystwie Gerarda.

   Byłam zdana tylko na siebie. Zaczęłam rozglądać siė na boki, próbując ogarnąć teren. Zdecydowałam się ostatecznie na zapoznawczy spacerek.
   Chodziłam ulicami, oglądając wystawy butików. Dookoła mnie błyskały różnymi kolorami neonowe szyldy i dekoracje. Wiedziałam, że dam radę, to miasto dodawało mi niesamowitej energii do pracy.
Wędrując bez celu, mój wzrok przyciągnęło ogłoszenie, wywieszone na drzwiach jednego z drogich hoteli. Było to ogłoszenie o naborze nowych pracowników. Nie tracąc ani chwili, weszłam przez obrotowe drzwi do środka. Wnętrze zapierało dech w piersiach. Bogato zdobione kolumny, diamentowe żyrandole i perskie dywany. W lobby na czerwonych, skórzanych fotelach siedzieli elegancko ubrani ludzie, popalając cygara lub pijąc wino. Lekko zszokowana, podeszłam niepewnym krokiem do recepcji.
   - Dzień dobry, chciałabym zapytać, czy to ogłoszenie o naborze pracowników nadal jest aktualne - powiedziałam trochę roztrzęsionym głosem.
   - Tak, jak najbardziej - odpowiedziała chłodnym głosem koścista kobieta. - Wypełnij ten dokument - podsunęła mi arkusz papieru - a kiedy skończysz, powiem ci, co możesz tu robić.
   Dokument nie był zbyt skomplikowany, w sumie wyglądał jak zwykłe CV. Imię, nazwisko, wykształcenie, data urodzenia i doświadczenie, jeżeli takowe posiadam. Wypełniłam wszystko i oddałam papier recepcjonistce.
   - Dobrze... - powiedziała, poprawiając na głowie swojego ciasnego koka. - Wygląda na to, że ledwo co ukończyłaś szkołę.
   - Zdałam maturę - poprawiłam ją trochę zbyt pretensjonalnym tonem, za co zmierzyła mnie wzrokiem mordercy.
   - Kontynuując. Możemy ci tu przydzielić co najwyżej posadę sprzątaczki.
   - Ile wynosiłaby moja wypłata?
   - Oczywiście najniższa krajowa - prychnęła.
   - Cóż... W takim razie biorę to.
   - Witamy w gronie pracowników naszego hotelu. - Uśmiechnęła się wrednie. - W kanciapie sprzątaczek, to znaczy na lewo, zaraz za tymi drzwiami, dostaniesz swój fartuszek i sprzęt. Zaczynasz od jutra.

   Zgodnie z poleceniem przemądrzałej recepcjonistki poszłam do kanciapy. Sprzątaczki akurat miały przerwę, więc wszystko mi objaśniły, pokazały i dały niezbędne rzeczy. Pracowałam codziennie (oprócz niedziel) od ósmej do czternastej, więc nie było źle. Zapoznałam się mniej więcej z moimi współpracowniczkami, zabrałam rzeczy i poszłam dalej w poszukiwaniu mieszkania.

   Zatłoczone ulice nie były bezpiecznym miejscem. Dwa razy ktoś próbował wyjąć mi portfel z plecaka, kilkoro ludzi namawiało mnie na kupno jakichś lewych zegarków czy telefonów. Chodziłam od jednej tablicy ogłoszeniowej do drugiej, aż w końcu znalazłam to, czego szukałam. Tanie, małe mieszkanko do wynajęcia w centrum miasta. Spisałam szybko numer i udałam się do najbliższej budki telefonicznej, bo telefon musiałam wyrzucić. Za bardzo obawiałam się, że namierzą go i wtedy mnie znajdą.
Oferta nadal była aktualna, dostałam dokładny adres, a właściciel czekał na miejscu. Złapałam taksówkę i chwilę później byłam już na miejscu. Stałam pod niewielkim blokiem, z którego sypał się tynk i w pewnych miejscach brakowało cegieł. Na klatce schodowej wcale nie było lepiej - śmierdziało zgnilizną i wilgocią. Mimo to, nie zraziłam się. Weszłam na czwarte piętro i zapukałam do mieszkania numer 23. Otworzyła mi starsza kobieta. Siwe włosy opadały luźno wokół jej twarzy, a na nosie spoczywały malutkie okulary z grubymi szkłami.
   - To ty dzwoniłaś w sprawie wynajmu? - zapytała cichym, lecz wyraźnym głosem.
   - Tak, to ja.
   - Wejdź, dziecinko - powiedziała, szerzej otwierając drzwi.
   Weszłam i oparłam się o ścianę, obłożoną kwiecistą tapetą.
   - Siadaj, siadaj. Herbaty?
   - Nie, dziękuję.
   - Dobrze... - Odetchnęła z ulgą, siadając na zielonym fotelu, naprzeciw mnie. - A więc, jak się nazywasz?
   - Hailey Winterson.
   - Dobrze. Dlaczego chciałabyś wynająć to mieszkanie?
   - Ponieważ dopiero przyjechałam do LA i muszę gdzieś mieszkać...
   - W takim razie oprowadzę cię. - Podniosła się z fotela.
   Staruszka pokazała mi wszystkie pokoje, małą łazienkę i dość skromną wymiarowo kuchnię.
   - Biorę je - powiedziałam po krótkiej chwili zastanowienia.
   - Nie chcesz niczego przemyśleć?
   - Nie, biorę je. Już wszystko mi pani powiedziała, cena jest przystępna. Dwieście dolarów miesięcznie to nie taka tragedia.
   - W takim razie życzę ci miłego mieszkania. A, i pamiętaj, że musisz zatykać kolanko zlewu szmatką, gdy będziesz odkręcać wodę, bo przecieka!
   - Dobrze, będę pamiętać - odpowiedziałam z uśmiechem.
   - Gdybyś miała jeszcze jakieś pytania, to śmiało dzwoń. Do zobaczenia! - powiedziała i wyszła z mieszkania.

   Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Wyjęłam z plecaka puszkę energetyka i rozsiadłam się na fotelu. Myślałam nad napisaniem SMSa do Franka, ale przecież wyrzuciłam telefon. Zapatrzyłam się w okno i przysnęłam.

*****

   Xoxo
martyn.

Hi, My Name Is..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz