15... cz.10

1K 96 11
                                    



Budynek, w którym urządziła kryjówkę był już blisko, po drugiej stronie ulicy. Na teren wchodziło się przez bramę z szeroko otwartymi, groteskowo pogiętymi skrzydłami. Trzeba było jeszcze tylko przejść przez magazyn, po którym została jedna ściana i kupa gruzów, minąć następny i będą na miejscu.

Posuwali się naprzód strasznie wolno. Miała wrażenie, że od chwili gdy ukryli się przed ciężarówką yenni nie jest już tak chętny do współpracy jak na początku. Być może w końcu lek zaczął w pełni działać i powoli zaczęła budzić się w nim do życia świadomość, podpowiadając mu, że jest na terytorium wroga i powinien się bronić a nie dawać wlec jak cielę. Być może na rzeź.

Coraz trudniej było go prowadzić a fakt, że po przejściu przez bramę musieli teraz przeprawić się przez rumowisko wcale nie ułatwiał sprawy. Kobiecie ciążył jej wielki, czteroręki, w tym przypadku trójręki mężczyzna, ciążyła torba z lekami. Oczywiście nie miała zamiaru się poddać. Byli prawie u celu.

Hala, o dziwo, miała ściany i dziurawy, wielu miejscach przeciekający, dach. I było w niej kompletnie ciemno. Anna jedną ręką usiłowała wydobyć latarkę z torby. Nie mogła sobie poradzić z zamkiem. Potrzebowała drugiej ręki i musiała chwiejącego się na nogach yenniego znów na chwile pozbawić oparcia w swojej osobie. Lekko pchnęła go na ścianę, nakłaniając by się o nią oparł. Nakłaniając, bo zmusić go do niczego nie dałaby rady. Próbowała wyplątać sie z oplatających ją rak, ale zacisnął palce na tali kobiety i szepnął ochryple ostrzegawczym tonem:

– Nie!

W pierwszej chwili zaskoczyła ją znajomość języka. Potem uświadomiła sobie, że skoro byli dywersantami to owa znajomość była podstawą. Z kolei poczuła ulgę, że będzie mogła się z nim swobodnie porozumieć. A wreszcie przyszła obawa a z nią refleksja: kto tu kogo prowadzi? Dokąd? I w jakim celu?

Wydobyła wreszcie latarkę, ale ta nie chciała się zaświecić. Ze złością uderzyła nią kilka razy o dłoń. Yenni przyglądał się z uwagą tym poczynaniom, wreszcie odebrał jej przedmiot, rozkręcił i mrucząc pod nosem zajrzał do środka. Nie dostrzegła co zrobił, ale gdy poskładał sprzęt do kupy latarka zaświeciła się bez problemu.

Yenni popatrzył na Annę z politowaniem. Wyciągnęła rękę, by odebrać rzecz, ale pokręcił przecząco głową. Nie było sensu się z nim spierać. Objęła go i pociągnęła w stronę kantorka, w którym ułożyła posłanie z kartonów i koców przyniesionych wcześniej. To miejsce było osłonięte i w pewnym sensie dyskretne. Gdyby nawet ktoś zabłądził w tę okolicę i znalazł się resztkach hali z pewnością nie od razu zauważyłby ukrytego tam rannego. To zaś dawało szansę, że nie zauważyłby go tam w ogóle. Taka iluzja bezpieczeństwa w gnieździe wroga...

Z niemałą ulgą zrzuciła wreszcie z siebie jego ciężar i pomogła ułożyć się na posłaniu. Czas uciekał. Musiała się pośpieszyć i zdążyć wrócić przed świtem, by złapać choć dwie trzy godziny snu nim obejmie swój dyżur. Musiała też wpierw opatrzyć porządnie yenniego i poinstruować, by się pod żadnym pozorem stąd nie ruszał, póki ona nie wróci. Dopiero teraz zaczynało docierać do niej na co się porwała. Działa impulsywnie, bez zastanowienia i bez solidnego planu. Uratować żywą istotę, to był priorytet. To jednak wcale nie było takie proste. Czysty przypadek sprawił, że będą mogli się porozumieć i być może yenni pozwoli sobie pomóc zamiast rozerwać ją na strzępy.

Jak to wyglądało z jego punktu widzenia? Jeszcze nie do końca był świadomy co się dzieje. Pamięć dopiero powracała, przywołując strzępy obrazów sprzed chwili, gdy utracił przytomność. Budziło się też czucie w członkach. Był mocno osłabiony. Tępy ból ogarniał całe ciało koncentrując się w lewym dolnym ramieniu. Kobieta, która go tu przyprowadziła przykucnęła obok. Zawiesiła latarkę na metalowym szkielecie krzesła i ustawiła strumień światła tak, by oświetlić sobie pole działania. Jej twarz zasłaniały teraz włosy. Jasne. Wysypała zawartość torby na podłogę obok posłania i szukała czegoś.

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz