15... cz.26

752 63 5
                                    


– Ależ tam błoto! I zimno – odezwała się od progu Celine. – W tej szerokości, wiosna to najpaskudniejsza pora roku. – Stała w otwartych drzwiach i usiłowała zostawić przyklejone do podeszw błoto na wycieraczce.

Dopiero bolesny przeciągły jęk skłonił ją do podniesienia głowy i wzroku, który padł na leżącą na łóżku Annę i Dankę, która stała przy niej, bezceremonialnie zaglądając jej między rozkraczone nogi.

– C- co wy wyprawiacie? – zająknęła się wybałuszając oczy na ten niecodzienny widok.

– Zamknij te cholerne drzwi, bo ciągnie – warknęła przez ramię w jej stronę Danka. – Czego się gapisz?! Zagrzej wodę i poszukaj czyste prześcieradło, ale już! – wrzasnęła w końcu na osłupiałą kobietę. Ta drgnęła wreszcie i zatrzasnęła drzwi. W pośpiechu zzuła brudne buty i chwyciwszy pierwszy z brzegu garnek, napełniła go wodą i postawiła na kuchence.

– Umyj ręce. Porządnie, do łokci – poleciła Danka, nie odwracając wzroku od jęczącej Anny. – Jeszcze trochę mała, dasz radę. Główkę już widać. Jak poczujesz skurcz przyj, rozumiesz?

Rodząca kobieta skinęła głową, nie mając siły na nic więcej. Danka wyciągnęła rękę i opiekuńczym gestem odgarnęła jej z czoła zlepione potem włosy.

– Dasz sobie radę. Dobrze nam idzie. – Uśmiechnęła się półgębkiem.

Anna nie miała odwagi spojrzeć jej w twarz. Strach wysysał z niej resztki sił skuteczniej niż następujące po sobie skurcze.

Obok Celine darła prześcieradło, przygotowując z niego prowizoryczne powijaki.

Anna oczywiście przygotowała sobie skromną wyprawkę dla maleństwa, na tyle na ile było to możliwe w warunkach w jakich się znalazła. W osadzie nie było przecież sklepu z rzeczami dla niemowląt, ale w ciągu kilkumiesięcznego pobytu tutaj, z różnych nieużywanych rzeczy wysztukowała kilka par śpioszków i koszulek. Kropla w morzu, ale zawsze coś na początek. Była tu w tej chwili jedyną ciężarną i ze dwa razy zdarzyło się, że w ludzkim odruchu ktoś podarował jej jakieś niepotrzebne rzeczy, które mogła przerobić. To było wszystko. Poza tym wiedziała, że będzie zdana na siebie.

Obawiała się porodu. Przede wszystkim z powodu ojca dziecka. Myśl, że maleństwo może odziedziczyć fizyczne cechy Odda jednocześnie cieszyła i odbierała oddech ze strachu przed tym, jak mogłaby przyjąć ten fakt tutejsza niewielka społeczność.

Były nawet chwile, kiedy myślała o ucieczce, lecz o ile zmylenie miejscowych strażników pewnie nie nastręczyłoby wielu trudności to już próba pokonania kilometrowej strefy otaczającej osadę, patrolowanej przez psy, równała się samobójstwu. A przecież dziecko mogło się urodzić podobne do niej. Nie miała prawa ryzykować jego życiem. Czy jednak pozostanie tutaj robiło teraz jakąś różnicę?

Wielu mieszkańców obozu objęła amnestia, w tym także Annę, ale ludzie stąd z bardzo umiarkowanym entuzjazmem przyjęli fakt, że zawarto pokój. Nawet amnestia nie wzbudziła wielkiej euforii wśród osadzonych.

Do tej pory, ledwie kilka osób zwróciło się do urzędującego komendanta z prośbą o umożliwienie wyjazdu. Większość wrosła w to miejsce albo zwyczajnie nie mieli, dokąd pójść. Tak jak Anna. Można było starać się o urzędowy przydział z przeniesieniem do jakiejś normalnej aglomeracji, ale to wymagało czasu i środków. Komendant nie był skłonny oddawać tego rodzaju przysług za darmo.

Kolejny skurcz... Zacisnęła zęby i powieki, próbując wyprzeć z siebie płód. Dziecko było duże i miała wrażenie, że rozrywa ją na strzępy. I kolejna fala strachu... Co się z nim stanie, jeśli ona nie przeżyje? Jak przez mgłę usłyszała zaniepokojony głos Celine:

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz