15... cz. 16

844 67 9
                                    

Ha, dzisiaj odrobina muzy, bo udało mi się dorwać sprzętu z fonią :D. Mam nadzieję, że przypasi Wam tak samo jak mnie ;)

*****

Anna poczuła jak krew odpływa z jej twarzy. Zapomniała nawet oddychać. Zamarła w bezruchu niczym skamieniała pod spojrzeniem Meduzy.

Miro sięgnął i wcisnął włącznik. Światło spłynęło szeroką wstęgą i zalało pomieszczenie. Mężczyzna nieśpiesznie wszedł do środka i starannie zamknął za sobą drzwi. Postąpił krok w kierunku Anny, potem jeszcze jeden... Z twarzy nie schodził mu nieprzyjemny uśmieszek.

Kobiecie zaschło w gardle i głośno przełknęła ślinę. Cofała się, póki za plecami nie poczuła chłodnej ściany.

Wzrok Hudyca padł na metalowy kufer niedbale wsunięty pod łóżko. Uśmiech na jego twarzy zgasł natychmiast, oczy zmieniły się w szparki, gdy przeniósł spojrzenie z powrotem na lekarkę.

*****

Loże urządzono pod ścianami. Izolowane od siebie wysokimi ściankami z cegły, od sali oddzielały je ażurowe parawany. Dzięki temu zapewniały zarówno spokój, jak i dyskrecję. Przez murki nie przenikały ściszone rozmowy, a parawany pozwalały obserwować co dzieje się na zewnątrz, przy jednoczesnym pozostawaniu w ukryciu.

Nadia podążała za lawirującym pomiędzy stolikami kelnerem. Szli w kierunku najodleglejszego i najbardziej mrocznego kąta. Przy mdło oświetlonym barze siedziało dwóch nieciekawych typków, ale Nadia nie poświęciła im więcej uwagi poza jednym przelotnym i obojętnym spojrzeniem, którego i tak nie zauważyli pogrążeni w cichej rozmowie. W ogóle ta dość przestronna sala była pustawa, Wydawało się to dziwne o tej porze, w końcu było to klub nocny. Ciekawe jakim cudem właścicielowi udawało się utrzymywać ten lokal? Gości dałoby się policzyć na palcach jednej ręki.

Uśmiechnęła się drwiąco pod osłaniającym twarz kapturem, zaciskając w imitację pięści jedyne dwa palce u prawej dłoni.

Wreszcie jej przewodnik zatrzymał się przed jedną z lóż. Gestem zachęcił ją do wejścia. Z ażurowych otworów w przesłonie izolującej kącik sączyło się ciepłe, żółte światło, tylko odrobinę rozpraszające mrok panujący dookoła. Padający cień sugerował czyjąś obecność w loży.

Nadia skinęła głową kelnerowi i wsunęła się za parawanik. Bez słowa zajęła miejsce na kanapie wyściełanej aksamitem o nieokreślonym, ciemnym kolorze. Zbyt mało było tu światła żeby określić barwę. Stolik był okrągły, ciężki, z ozdobnie rzeźbionym brzegami blatu, niemal jak jakiś antyk. Aksamit, stylowe meble... Właściciel tej knajpki z pewnością nie finansował jej z dochodu uzyskanego z utargu. To jednak nie miało większego znaczenia. Ważne było jedynie to, że w takim jak to miejscu można było spotkać ludzi takich jak Vlad Kross. Lustrowała go spod cienia kaptura, który wciąż pozostawał naciągnięty głęboko na twarz. Nie widziała go zbyt dobrze. Blat stolika stanowił odległość trudną do pokonania dla jedynej źrenicy. Mimo to zarejestrowała kilka szczegółów zaspokajając wstępnie ciekawość. Był wysoki, nosił bujny, nieuporządkowany zarost, a spod brwi błyskały głęboko osadzone oczy.

Kelner który niepostrzeżenie wsunął się do loży za Nadią zapytał:

– Co państwu podać?

Zatrzymała wzrok na szklaneczce wypełnionej do połowy trunkiem i kostkami lodu, stojącej przed Krossem.

– Poproszę to samo. – Świszcząca, przypominająca nieco syk mowa dobiegła uszu obsługującego. Ukłonił się i oddalił.

– Jestem Nadia Krasny – odezwała się. Oparła łokcie na stole i splotła osłonięte długimi rękawami dłonie, tak że nie było ich widać podobnie jak twarzy. Nie odsłoniła jej. Jeszcze nie, świadoma, że choć światła tu niewiele to i tak dość by dało się dostrzec paskudne blizny i zdeformowanie. Chciała wybrać odpowiedni moment na „prezentację", jeśli uzna, że warto się bliżej poznać.

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz