W oprawie daję kawałek, przy którym pisałam ostatni fragment tej wrzutki, nie wiem, czy pasuje, ale pisało mi się dobrze ;).
*****
W tunelu nadal było duszno i ciemno ale Odd odniósł wrażenie jakby jego światło nieco się zwiększyło. Nie musiał się już garbić, w każdym razie nie aż tak jak dotąd. Przy kolejnej studzience zastał już noc. Przez kratkę ściekową nie wpadała nawet odrobina światło jaką mogłaby emitować żarówka ulicznej latarni. Czy mogło to oznaczać, że wreszcie znalazł się na peryferiach? Niezamieszkanych, niepatrolowanych, gdzie miałby szanse by niezauważonym przemknąć się do rzeki?
Nie ocierając łzawiących oczu, podniósł twarz i wytężając w ciemnościach wzrok usiłował ocenić solidność zamontowanej na górze ażurowej pokrywy. Szarpnął metalową drabinką. Zachybotała się, a obluzowane kotwy zgrzytnęły. Trochę pokruszonego tynku i zaprawy posypało się w dół. Odruchowo zacisnął powieki, żeby pył nie dostał się do i tak podrażnionych oczu. Miał do pokonania jakieś trzy może cztery metry w górę i tam przeszkodę w postaci kratki ściekowej.
Silnym chwytem złapał szczebel nad głową i postawił stopę na najniższym, potem dźwignął zmęczone ciało i zaczął się wspinać.
Niewielki wysiłek, na szczęście odległość nie była duża, za komin w którym się znalazł, był wąski i z trudem się w nim mieścił. Jakiś metr przed szczytem zastygł w bezruchu i długą chwilę nasłuchiwał.
Dookoła panowały egipskie ciemności i tylko wylot kanału nad głową Odda odcinał się nieco mniejszą głębią czerni od reszty otoczenia. Było cicho, jeśli nie liczyć odgłosów pojedynczych kropel uderzających w powierzchnię jakiejś kałuży. Poza tym absolutnie nic. Żadnych szmerów, żadnego postukiwania, czy popiskiwań szczurów, które pozostawił w dole. Podjął decyzję, podciągnął się jeszcze trochę i naparł prawym barkiem na kratę.
Błąd. Ostry ból natychmiast przypomniał mu o odniesionej ranie. Została wstępnie zaleczona, ale gojenie nadal trwało a echa urazu będzie na pewno jeszcze odczuwał przez długi czas.
Klnąc pod nosem własną nieuwagę, w ciasnym kominie zmienił nieco pozycję i ponownie naparł na kratkę tym razem lewym barkiem.
Drgnęła lekko i zachrzęściła w gnieździe. Jest dobrze, pomyślał, nie jest zalana betonem a jedynie trochę zaklinowana przez żwir i piasek. Wystarczy się solidnie przyłożyć i żeliwna przeszkoda przestanie nią być, a on wreszcie będzie wolny.
No, może nie zupełnie wolny. Od pełnej wolności i bezpieczeństwa dzieliło go jeszcze sporo, ale na dobry początek...
Żeliwna pokrywa znów zachrzęściła sucho i jeden jej narożnik wyraźnie się uniósł. Teraz następny. Pomagał sobie, palcami wygrzebując zaklinowane pomiędzy pokrywą i gniazdem kamyki. Nie miał zegarka, nie potrafiłby określić ile czasu mu zajęło poluzowanie kraty na tyle, że dało się ją podnieść i przesunąć.
Zachrobotała ostro, przesuwana po betonie. Wzdrygnął się na ten dźwięk, w duchu licząc, że w pobliżu nie ma nikogo, kogo by mógł zainteresować, czy zaniepokoić hałas.
Kiedy wreszcie wydostał się na zewnątrz noc musiała już być głęboka, odetchnął jednak z ogromną ulgą. On sam śmierdział potwornie, ale za to powietrze wokół było czyste, chłodne, nasycone wilgocią. Wyjaśniło się też dlaczego wkoło było tak ciemno i panowała cisza.
Wcale nie wydostał się z miasta. Znajdował się we wnętrzu jakiegoś budynku. Rozmiar sugerował jakiś magazyn, czy hangar. Brak okien sprawiał, że nic nie rozpraszało ciemności, a grube ściany skutecznie tłumiły odgłosy z zewnątrz. Ale teraz kiedy Odd już nie tkwił w kanale a znalazł się w hali słychać było głosy ludzi, szczęk metalu trącego o metal, głuche uderzenia jakby drewna o drewno. Nawet jakaś wrzaskliwa muzyka przebijała się chwilami przez ten zgiełk.
CZYTASZ
15 godzin... [ZAKOŃCZONE]
Science FictionNa Ziemi od lat trwa wojna, w której ludzkość toczy walkę z rasą yennich, kosmicznych kolonizatorów. Najeźdźcy, szybko musieli zweryfikować ocenę rasy, którą arogancko ocenili jako niższą i niewiele wartą. Okazało się, że ludzie choć istotnie fizycz...