15... cz.12

1.1K 92 29
                                    


Nie zauważył kiedy wyszła ze szpitala, ale sprawdzał i nie było jej tam więc musiał po prostu to przeoczyć. Nie było jej też w pokoju. Gdzie, do wszystkich diabłów szwendała się ta dziwka? I co ważniejsze, z kim?

Hudyc gotował się ze złości. Unikała go, bezczelna. A przecież był tu najlepszy ze wszystkich. Powinna na klęczkach dziękować mu, że zwrócił na nią uwagę. Inne marzyły o tym, żeby się bodaj na którąś spojrzał, a ta suka...

Jeszcze raz energicznie zastukał do drzwi, bez skutku. Z głębi korytarza, z któregoś z pokoi dobiegło kilka przekleństw na idiotów, którzy się tłuką i nie dają ludziom odpocząć.

– Pierdol się... – burknął pod nosem pod adresem malkontenta. Wyszedł na zewnątrz i zapalił papierosa. Zaciągnął się. Gdzie znów polazła?

Wrócił do szpitala i udając troskę o bliską przyjaciółkę wypytał o grafik Anny. Jutro miała wolne. Niech to szlag. On nie. Cały dzień będzie poza miastem, wrócą pewnie dopiero pod wieczór. Ale... Coś wymyśli. A teraz poczeka sobie na nią. Przecież w końcu ona musi wrócić do siebie. Nie było sensu włóczyć się po ciemku skoro i tak nie miał pojęcia gdzie jej szukać. Zajął miejsce na ławeczce przy wejściu do mieszkalnego baraku. Zaplótł ramiona przed sobą, wyciągnął długie nogi i oparł głowę o ścianę. Czapkę zsunął na oczy, tak że nie było widać czy drzemie czy może czujnie obserwuje otoczenie. Czekał...

*****

Kolejne kilka godzin twardego snu sprawiło, że niemal w pełni odzyskał siły. Uśmiechnął się do siebie, no to ta mała się zdziwi. Intensywnie rozcierał kikut. Ból zmienił się w denerwujący świąd, ale był to dobry znak, więc nie przejął się tym zbytnio. Bardziej irytowało go intensywne ssanie w żołądku. Niestety nie miał czym zaspokoić głodu. Powinien stąd uciekać i to jak najszybciej. Choć miejsce było względnie bezpieczne, każda chwila spędzona tutaj zwiększała ryzyko. Miał dość sił, by spróbować się przedrzeć przez linie wroga, do swoich. Tak byłoby najrozsądniej, ona pozostałaby tu bezpieczna. Ale jakaś siła, wbrew zdrowemu rozsądkowi nie pozwalała mu odejść. Nie, póki z nią nie porozmawia, nie wyjaśni. Rozpoznał ją, bo nie mogło być inaczej. Od wielu miesięcy tkwiła w jego głowie.

Pechowa akcja, która kosztowała życie jego towarzyszy była jednocześnie cudem, którego nie spodziewałby się w najbardziej fantastycznych snach. Szanse na to, że ponownie napotka na swojej drodze kobietę, której wiedziony impulsem, darował życie były przecież zerowe. A jednak. Był tutaj, żywy i ona tu była.

Nigdy nie wierzył w coś takiego jak przeznaczenie, nieuchronność losu i tym podobne bzdury. Tymczasem ów los właśnie śmiał mu się w twarz. Gdyby tamtego dnia nie uległ niezrozumiałemu przeczuciu i pociągnął za spust, dziś sam byłby martwy. Ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Sądziła, że niosąc pomoc yenniemu spłaca jedynie dług. Nie mogła przecież wiedzieć, że pomaga temu samemu mężczyźnie, który wtedy odszedł nie czyniąc jej krzywdy.

Odd chciał żeby wiedziała, chciał poznać jej imię, wymówić je na głos i usłyszeć jak ona szepcze jego imię. Jej oczy, które dręczyły go w snach... Chciał je zobaczyć i zapamiętać, ale nie takie jakimi widywał je dotąd, pełne strachu, beznadziei, oskarżające. Przymknął oczy i próbował sobie wyobrazić ją w zupełnie innej sytuacji, innych okolicznościach.

Swędzenie w gojących się tkankach wyrwało go z dziwacznych myśli, czy może pełnej majaków drzemki, sam nie był pewien. Przeciągnął się ostrożnie, by rozprostować zesztywniałe członki. Wkoło nadal panował spokój i zaczynało zmierzchać. Kobiety wciąż nie było. Może nie przyjdzie? Odd zacisnął szczęki. Potrzebował informacji. Inaczej będzie zmuszony błądzić po omacku po terytorium wroga, a to nie rokowało nawet marnych szans.

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz