15... cz.14

1K 73 7
                                    


Opleciona licznymi kończynami kochanka, wtulona w jego wielkie ciało twarde i miękkie zarazem, czuła błogie rozleniwienie i z niechęcią myślała o powrocie do rzeczywistości. Jego długie, mocne palce, zdolne z żelazną siłą zacisnąć się na jej ramionach teraz delikatnie i z czułością gładziły skórę. Pod zamkniętymi powiekami przywołała obraz słonecznej łąki, spokojnej łagodnej, cichej. Oderwanej od świata, zawieszonej w izolowanej bańce w czasoprzestrzeni. Wolnej od wojny, ideologii, cierpień... Czy taki świat gdziekolwiek istniał? Czy miał jeszcze szanse zaistnieć w przyszłości? Miejsce w którym ludzie i yenni nie będą na siebie strzelać z nienawiścią patrząc w celownik?

Męska pierś uniosła się gdy głębiej odetchnął.

– Śpisz, Naan? Nie masz mi za złe? Skrzywdziłem cię? Powiedz coś.

Poruszyła się leniwie i zamruczała jak kotka.

– Nie śpię. Wszystko dobrze. Nic mi nie jest. Nigdy bym nie przypuszczała... – Boże, te wszystkie głupie słowa, które cisną się na usta w podobnych sytuacjach. Ich sielanka trwała ledwie chwilę i dobiegła końca. Brutalne realia znów przejęły władzę. Nawet cisza i ciemność panujące dookoła naigrywały się teraz z tych dwojga. W tu i teraz nie było miejsca na ckliwość, czułość i sentymenty.

Anni i Oddowi udało się pochwycić jedną piękną chwilę, to wszystko. Na więcej takich nie mają szans. Rzeczywistość jest pozbawiona sentymentów. I jest zimna, tak zimna, że przeszył ją dreszcz. Próbowała się wyplątać z jego objęć, ale nie chciał jej puścić, jedynie szczelniej otulił oboje pledem.

– Zostań – poprosił. – Prześpij się, obudzę cię przed świtem.

Tym razem jednak nie ustąpiła. Stanowczo wysunęła się z jego ramion. Usiadła i sięgnęła po porzucone obok ubranie.

– Nie, Odd. Muszę wracać. To ty się prześpij. Przyjdę jutro... – Zawahała się. – Przyniosę ci jakąś broń. Obiecuję.

Usiadł i objął ją. Westchnął ciężko.

– Nie przynoś. Jestem żołnierzem, dam sobie radę. Nie masz dostępu do broni.

– Coś wymyślę. – Uparła się. Wcześniej miał rację, domagając się broni. Nawet jeśli ona, Anna, nie była zagrożeniem to wszystko inne wokół było.

– Naan...

– Dziwnie wymawiasz moje imię.

– Tak jest mi łatwiej. Drażni cię to?

– Nie skąd. – Podniosła się i wciągnęła spodnie.

Odd także się ubrał, choć poprzestał jedynie na spodniach, odrobinę przykrótkich i butach. Skoro ona nie chciała zostać... Wiele by dał, by spędzić jeszcze chwilę, jedynie trzymając ją w ramionach. Taka namiastka normalności, jakby na moment udało się im uciec poza świat, albo zamknąć się w szczelnej bańce, do której nie dotarłoby nawet echo wojny. Zacisnął szczęki aż zgrzytnęły zęby. Do wszystkich diabłów, wojna nadal się toczy a on naraża ją swoją tutaj obecnością. Dość tego.

Przykucnęła zbierając rzeczy i zużyte opatrunki do plecaka. Śladów krwi yenniego na nich można by użyć jako dowodów gdyby ktoś przypadkiem odkrył to miejsce i to nawet gdyby samego Odda już tu nie było. Wstała i dopięła bluzę. Omiotła spojrzeniem i mdłym światłem latarki kantorek, sprawdzając czy czegoś nie przeoczyła. Zatrzymała wzrok na mężczyźnie, stojącym obok ze splecionymi na piersi dwoma ramionami i trzecim wciśniętym w kieszeń. Obserwował ją z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Głośno przełknęła ślinę. W kieszeni bluzy zamknęła w dłoni chłodną blaszkę. Wyjęła ją i podała mu.

– To należy do ciebie.

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz