15... cz.29

740 60 5
                                    


Minęły już dwa dni od chwili, gdy Danka przekazała dyskietki z kompromitującymi materiałami. Dwa cholernie długie dni i nic się nie wydarzyło. Ironiczny uśmieszek błąkający się po twarzy komendanta w chwili, gdy odbierał od niej brudną zmiętą kopertę był niczym drzazga wwiercająca się pod paznokieć. Postawiła wszystko na jedną kartę, być może przypieczętowała los i Anny i swój.

Nie powiedziała towarzyszce o rozmowie w jej sprawie. Nie chciała rozbudzać w niej nadziei na cokolwiek. Czekała. Z każdym dniem coraz bardziej czując zaciskającą się na gardle łapę lęku.

Po porodzie Anna dostała tydzień wolnego i na razie pozostawała w domu. Nie wychodziła, nie pokazywała się nikomu. W niewielkiej społeczności, nawet bez nadgorliwości Celine nie udałby się długo utrzymać tajemnicy, szczególnie, że Anna była tu jedyną ciężarną. Ale o ile wcześniej zdarzały się przyjazne gesty ze strony ludzi, to teraz nie pojawił nikt, kto zapytałby, jak się czuje, czy pogratulował zdrowego dzieciaka. Trzymali się z daleka, a ona wolała nie myśleć co będzie, gdy w końcu wyjdzie na zewnątrz. Bo przecież nie mogła się tu ukryć na wieczność. W głębi ducha liczyła, że w najgorszym razie będą od niej stronić i będzie zmuszona we wszystkim liczyć wyłącznie na siebie. Mimo wszystko była jedną z nich. Gdyby jednak miało być inaczej...

Może to jednak był błąd, że nie starała się o umożliwienie wyjazdu? Choć z drugiej strony, dokąd mogłaby pójść? Gdziekolwiek by się znalazła będzie otoczona ludźmi pełnymi uprzedzeń i gniewu. Tu przynajmniej znała część i wiedziała czego się po nich spodziewać, do czego są zdolni. W nowym miejscu otaczaliby ją nieprzewidywalni obcy. Dlatego została.

Danka zdjęła wysłużoną kurtkę i położyła na stole sporą paczkę. Od kilku dni chodziła milcząca i ponura. Troszczyła się o Annę, pomagała jej przy dziecku, ale niewiele rozmawiały. To nie było dziwne, Danka nigdy nie była zbyt rozmowna i dla Anny nie było w tym zachowaniu niczego dziwnego. Nawet w jawnie wrogich, pełnych groźby spojrzeniach, jakimi mierzyła ich współlokatorkę.

Teraz Celine po powrocie z nocnej zmiany, chrapała zwinięta na swoim posłaniu, odwrócona do nich plecami.

Dziecko zasnęło i Anna położyła je na łóżku. Podeszła do kuchenki żeby zagrzać brejowatą zupę. Danka usiadła ciężko na krześle. Przesunęła po blacie paczkę w kierunku Anny.

– Masz tu środki sanitarne, dla siebie i dla małej. Na dwa trzy dni powinno wystarczyć.

– Dziękuję. – Nie pytała skąd Danka je wzięła. Skądkolwiek pochodziły nie nabyła ich z legalnego przydziału. Ale nauczyła się już nie zwracać uwagi na takie rzeczy. Liczyło się jedynie przetrwanie.

– Dlaczego...? Jak do tego doszło? – Ciekawość Danki zupełnie nie była do niej podobna, dlatego Anna obejrzała się przez ramię zaskoczona pytaniem. Potem nalała zupę na dwa talerze, położyła na stole otwartą paczkę sucharów. Zabrała z niego paczkę z sanitariatami, postawiła przed Danką talerz z ciepłym jedzeniem i drugi obok, dla siebie. Usiadła i zamieszała łyżką.

– Po prostu doszło – powiedziała cicho. – Jakkolwiek doszło, dziecko nie jest niczemu winne.

– Ty także nie.

Ale Anna pokręciła na to głową.

– Nie zostałam zgwałcona, jeśli to masz na myśli.

– Więc w jaki...? – zaczęła, ale ugryzła się w język. – Przepraszam. Nie musisz nic mówić. To nie moja rzecz. Ale powiedz, dlaczego nie zgłosiłaś się do wyjazdu? Objęła cię przecież amnestia. Nie musisz tu tkwić?

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz