Rozdział 2

3.2K 157 2
                                    

Tuż po wyjściu Adama z domu Marceli zawibrował mu telefon. Niepewnie spojrzawszy na wyświetlacz odebrał:
-Co jest?- zapytał od niechcenia
-Pytasz jeszcze co jest?!- usłyszał piskliwy głos dziewczyny- Mam Ci przypomnieć do cholery?
-Ruda? Znaczy .. yy.. Vivan?- poprawił się szybko.
-Nie. Prorok.. jakiś nie wiem Odyseusz!- warknęła.
-Odyseusz nie był prorokiem kotku. A poza tym o co ci znowu chodzi? Zaczynam mieć dosyć twoich humorków.
-O co mi chodzi tak? - zagadnęła zniecierpliwiona - Od naszej ostatniej rozmowy w zeszły piątek- zaczęła specjalnie akcentując dwa ostatnie wyrazy- nie odezwałeś się do mnie ani razu! Nawet nie zadzwoniłeś, nawet głupiego sms-a .. no nic!
-Kochanie.. wiesz, że potrzebuję czasu.- oznajmił nieco rozdrażniony tą rozmową.
-Zerwałeś z nią? - wypaliła wprost.
-Co?- aż się zatrzymał wpół kroku.
-Zerwałeś z tą szmatą czy nie?
-Nie mów tak o niej. Mówiłem ci, że..
- Czyli nie.- wywnioskowała - Ile chcesz tego czasu? Rok? Dwa?- mówiła z coraz większą irytacją- Zrywasz z nią jutro.
-Że co? Nie będziesz mi roz..- nie dane mu było skończyć, gdyż rozmówczyni mówiąc krótkie: -Pa.- rozłączyła się.
-Kurwa maać..- zaklął pod nosem. - Cholera by cię Vivan wzięła- po tych słowach ruszył pod jej dom. 


 


Po dwudziestu minutach był pod "pałacem" rudowłosej. Jej rodzice wręcz kąpali się w pieniądzach, więc mogli sobie pozwolić na wszystko, a że mieli tylko Vivan spełniali każdą jej zachciankę. 
Dlatego też na swoje dziewiętnaste urodziny, które miała trzy miesiące temu zaprosiła wszystkich na statek 'Gold River'. Po całonocnej imprezie zostały zarzygane dywany, tapicerki, pozatykane zlewy, toalety i narzekania kapitana na swoje nowe buty, na które sama Vivan puściła pawia.
Adam pamiętał tylko 1/7 imprezy, czyli wejście na statek, jakieś pierwsze tańce i coś nad basenem, a potem totalna pustka. Na następny dzień zaczęli z rudą ze sobą kręcić, a dwa tygodnie później pokazała mu pozytywny test.
Westchnąwszy cicho zaczął wspinać się po drzewie, z którego mógł spokojnie zeskoczyć na jej taras.
Zastukał delikatnie w szybę, by nie narobić dużego hałasu. Dziewczyna niemal od razu wciągnęła go do pokoju i zamykając drzwi wpiła mu się w usta.
-Vivan.- zaczął między pocałunkami.
-Cicho!- jęknęła kontynuując co zaczęła, lecz po chwili Adam odsunął ją od siebie.
-Vivan..- zaczął. - O co teraz chodzi?
-Stęskniłam się. - odparła kładąc się na łóżko- Olałeś mnie.
-Nieprawda. Potrzebowałem czasu.- mówił spokojnie i usiadł na jej biurku.
-Jak zawsze.- skwitowała- Masz zawsze tą samą wymówkę.
-Ale zrozum..
-Wiem. Od zawsze ci się podobałam.
-Nie bądź taka pewna siebie- zaczął bawić się jej pozytywką- Kręciłaś mnie, nie powiem, że nie.. ale potem przyjechała Marcela i wywróciła mój świat o 180 stopni..
-Źle trafiłeś- wypaliła rudowłosa.
-Co?
-Nie jestem twoim pamiętnikiem, ani sumieniem-skwitowała znudzona i zaczęła piłować paznokcie.
-Myślisz, że po trzech latach tak łatwo mi będzie to wszystko zakończyć?- wstał i zaczął krążyć po pokoju z rękoma w kieszeniach spodni.
-Wiesz co? Jakoś o tym nie myślałeś jak pakowałeś mi się do łóżka. Nie myślałeś o tych pieprzonych trzech latach, ani o Marcelinie... Krzyczałeś tylko moje imię- zaśmiała się.
-Przestań.- wkurzony sam na siebie usiadł z powrotem na biurku.
-Żal mi cię.- rzekła- Po prostu mi cię żal kotku. ale nie martw się- podeszła do niego- Jeszcze się wszystko ułoży.
-Ułoży? A niby jak? Jak twoi starzy się dowiedzą, że ja i ty... że my..- odwrócił głowę i patrzył na ścianę wypełnioną zdjęciami.
-No nazwij to w końcu grzeczny chłopczyku- drwiła z niego- Nie wstydź się. Miałeś w tym wszystkim największy udział.
-Cicho.- odsunął ją i znów począł chodzić w kółko.
-Taka prawda, a ona boli. Nawet nie wiesz jakie masz szczęście głuptasku.
- Jakie szczęście? -zdziwił się - Za parę tygodni będzie już widać.
-Może tak, a może nie.
-Co? - czuł się jakby dostał obuchem w głowę- O czym ty mówisz? Usuniesz?
-Ćśśś.. -podeszła do chłopaka i oplotła go ramionami- Jeśli będziesz postępować według moich rad- szeptała mu do ucha-to nikt się o tym nie dowie, a Marcela po prostu będzie mniej cierpiała.
-Nie rozumiem- nieco zdenerwowany popatrzył jej prosto w oczy.
-Faceci..- westchnęła ciężko.- Zerwiesz z nią, odczekasz parę dni, zaczniesz chodzić ze mną..
-Ale.. co mam jej powiedzieć? Dlaczego? A co z dzieckiem?- to wszystko go powoli przerastało.
-A co ma być? - zapytała zirytowana Vivan.
-Ruda posłuchaj.. nie rób niczego wbrew samej sobie.
-Bredzisz. - podała mu paczkę papierosów z tarasowego stolika i zapalniczkę- Zapal lepiej. Otrzeźwi Cię trochę.
-Nie chcę.- wrócił do pokoju i jego wzrok znów zatrzymał się na zdjęciach, na których była tylko Vivan. Sama, czasem z przyjaciółkami, jedno z rodzicami i parę zdjęć z nim samym.
-Adamo? A może ty..
-Co ja? - odwrócił się i spojrzał na rudowłosą - Ja lepiej już pójdę.
-Zaczekaj- chwyciła go za ramię- Do jutra.
-Do jutra.- powtórzył.
-Nie, nie.- przysunęła się bliżej- Masz czas do jutra kochanie.
-Ale..- zaczął niepewnie.
-Pomyśl w końcu o mnie i dziecku.- musnęła ustami jego wargi.
-Jasne- mruknął pod nosem i wyszedł, gdy był już za bramą uświadomił sobie jak bardzo źle postępuje wobec Marceliny. Dopiero wtedy to zrozumiał, ale było już za późno. 

"Jak w Kopciuszku"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz