Rozdział 3

2.4K 129 1
                                    

Marcela obudziła się lekko mrugając powiekami. Przeciągając się jak kocica zauważyła, że jest już po jedenastej. Zastanawiając się dlaczego nikt jej jeszcze nie obudził, wstała i zeszła do kuchni.
W jej przytulnym domu zawsze panował gwar o tej porze. Tata zawsze przekomarzał się z mamą, Marlena gadała o Thomasie - Marcelinę zawsze zastanawiał fakt, czy ktoś ją w ogóle słucha- i tak w rodzinnej atmosferze przygotowywali obiad, by potem usiąść i zjeść jak przystało na rodzinę. Wspólne posiłki zjadali przeważnie trzy razy w tygodniu, gdyż wtedy byli w komplecie. Pan Howard pracował jako  policjant, więc jego służba wyglądała różnie, zwłaszcza tu w Los Angeles.
W Polsce było zupełnie inaczej, ale czuła się tam swobodnie, znała każdy zakątek, na wyciągnięcie ręki miała przyjaciół, babcię, miała wszystko czego pragnęła. Wiadomo, jak to w życiu, bywało różnie- raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie narzekała. Teraz w Ameryce też jest dobrze, ale dla dziewczyny już nic nie jest takie samo, mimo trzech lat, które upłynęły od przyjazdu znała tylko Adama i garstkę osób w szkole.
Sięgając po sok do lodówki w zasięgu jej wzroku znalazł się ananas stojący na blacie, po którego z miłą chęcią sięgnęła i pokroiła w plastry. Ułożyła sobie ładnie na talerzyku i ze szklanką soku poszła do pokoju i rozłożyła się na leżaku na balkonie zaczynając swoją ucztę.
Brunetka bardzo dobrze pamiętała pewien zimowy wieczór, kiedy przytulona do grzejnika z kubkiem herbaty usłyszała dość głośną rozmowę rodziców, ale nie wiedząc o co im chodzi założyła słuchawki na uszy i kompletnie się wyłączyła. Po chwili do jej pokoju wparowała siostra oznajmując, że rodzice mają im coś do powiedzenia. Niechętnie schodząc na dół usiadła przy stole obok taty.
-Słuchajcie- zaczął lekko zdenerwowany- dostałem awans.
-Cudoownie!! - zapiszczała Marlena.
-Chwila moment.- przerwała jej - Co to znaczy?
-Tata ma awans! - krzyknęła do niej siostra.
-Wiem, ale.. czy my.. to znaczy przeprowadzka? Powiedz, że nie..- prosiła Marcela.
-Niestety. -rzekła mama z wyrzutem i spojrzała na męża.
-Basiu.- zaczął
-Co, Basiu? Proszę Cię. - wstała od stołu- Ja mam wszystko rzucić? Pracę, mamę..
-Mama ma Halinę- przerwał- Twoją siostrę. Nie pamiętasz?
-Czego znowu nie pamiętam?!
-A jak było po naszym ślubie?- tata zaczynał podnosić głos. - Bądź tym lekarzem córeczko, macie i tak dobrą pracę, a Halinka zostanie w domu i to na nią go przepiszę.
- I co z tego?
-Ach tak. Co z tego? Nie powiedziała Ci wprost, żebyśmy się wynosili, tylko podczas kryzysu na rynku musieliśmy szukać domu z malutką Marleną, bo pannie Halinie byłoby za ciasno!
- Nie krzycz.- uspokoiła go żona. - Cholera..
-Basia..
I tak do dwóch miesięcy całą rodziną przenieśli się tu, do Ameryki. Rodzice doszli do kompromisu, a Marlena była wniebowzięta. Oczywiście nie zapominajmy o Thomasie, on wyjechał razem z nimi.

-No siema siostrzyczko.- wyrwała ją z zamyślenia Marlena- Co robisz?
-Zjadłam śniadanko i wygrzewam się do słoneczka. Dlaczego nikogo nie ma w domu?
-Nie mam pojęcia- przeciągnęła się ziewając- Ale jestem szczęśliwa!
-No właśnie widzę śpiochu- uśmiechnęła się Marcelina- Wiesz co? Mogłabyś ubrać szlafrok, bo pan Simon będzie miał za chwilę wytrzeszcz oczu.
-Co?! - wzdrygnęła się z obrzydzeniem Marlena i weszła do pokoju siostry- Chcesz coś do jedzenia?
-Jadłam już. Dzięki. - wstając z leżaka podeszła do szafy i wyjęła szorty, po czym skierowała się do łazienki.


"Jak w Kopciuszku"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz