Była już siedemnasta, a nadal nic się nie wydarzyło w związku z napadem.
-Skurczybyki. -mruknął do siebie Tadeusz patrząc na zegar, którego tykanie działało mu na nerwy.
Przeczesując palcami swoje lekko siwawe włosy podszedł do okna. Na zewnątrz wciąż aż roiło się od reporterów, a w środku zaś panowała cisza. Na komendzie został tylko on i dwójka młodych praktykantów tuż przed egzaminem. Głowa pękała mu w szwach. Natłok myśli o grożącym niebezpieczeństwie, na które naraził nie tylko siebie ale i rodzinę przyprawiał go o szybsze tętno i męczący ból w skroniach. Sięgnąwszy po szklankę wody usłyszał głosy swoich kompanów w krótkofalówce informujące, że jak na razie nic się nie dzieje, a szef banku jest z nimi. Mimo napięcia, które wszystkim towarzyszyło policjanci wciąż potrafili jeszcze żartować. Od czasu do czasu padł jakiś kawał lub historia z życia wzięta. Rozpinając guzik koszuli pod szyją wziął głęboki oddech i usiadł z powrotem na krześle, gdzie wpatrzył się w zdjęcie swojej rodziny.
-Wszystko będzie dobrze. - powiedziała Marcelina starając się utrzymać opanowany ton.
-Łatwo wam mówić. -wyrzuciła z jadem Barbara, a dziewczyny popatrzyły najpierw po sobie a później po matce. -To nie twój Adam będzie martwy albo twój Thomas! Zresztą gdzie on teraz jest? Wielki mi narzeczony!
-Mamo uspokój się. -syknęła Marlena.
-Ha! -zaśmiała się szyderczo. -Uspokój się... tylko tyle potraficie! Nie denerwuj się.. uspokój się.. będzie dobrze.. ale to nie za waszego męża wyznaczono głowę! -wrzasnęła na cały głos i podeszła do ściany uderzając w nią pięścią.
-Ale za naszego ojca! -Marcelina była zirytowana zachowaniem matki. -Myślisz, że nas to nie obchodzi? Że się nie denerwujemy?
-Ach tak? - uśmiechając się szyderczo podeszła do laptopa i patrząc na córkę powiedziała chłodno: -To gdzie ty do cholery jesteś skoro się tak denerwujesz? Dlaczego cię tutaj nie ma?
-Mamo.. -próbowała się wtrącić druga córka, ale odpuściła widząc pełen zawiści i pogardy wzrok matki.
-Mamo, mamo... czego?! -krzyczała. -Czego jeszcze chcecie?! Rzekomo jesteście już pełnoletnie! - obracając się nagle popatrzyła na nie wzrokiem opętanej osoby. -Tyle lat się wami zajmowałam i przez trzy czwarte życia słyszałam, że macie mnie dość. Mnie i mojej troski!
-O co ci chodzi? -spytała wprost brunetka.
-Hahah! - histeryczny śmiech mieszał się ze łzami, które towarzyszyły Barbarze. -Ty mówisz do mnie?
-Nie. Do księżyca! -burknęła najmłodsza.
-Jak śmiesz?! -zawyła z goryczą i rzuciła szklanką o podłogę, a ta rozprysnęła się na tysiąc kawałków drobnego maczku. -Po tylu latach jakie wam oddałam! I ty siebie nazywasz córką?! -prychnęła. -To gdzie i z kim teraz jesteś?! Z Adamem? Czy może z jakimś innym, co? On ci nie wystarczał, a mała Marcelinka, ukochana dziewczynka tatusia musi się z kimś pobawić!
-Co ty wygadujesz?! Jak możesz?! -pisnęła brunetka ze łzami w oczach.
-Nie tym tonem maleńka! -ostrzegła ją Barbara. -Dlaczego cię nie ma przy ojcu, hm?
-On nie ma mi tego za złe.
-Jasne, że nie! On zawsze był wielkoduszny dla swoich córeczek! Zobaczymy jaką cenę teraz zapłaci..
-Przecież to nie nasza wina. -Marlena patrzyła matce prosto w jej czerwone, zbuntowane oczy, które ponad wszystko wyrażały nienawiść.
-A co wy myślicie do cholery? Że on nigdy się nie gryzie z myślami? -jej słowa ociekały wrogością do świata. -Że on zawsze taki wyluzowany i wam ufający?
-Ufa nam. -wtrąciła się brunetka.
-Ach tak? Ciekawe... -uśmiechnęła się szyderczo. -To co ty teraz robisz mała zdziro?
-Mamo! -krzyknęła Marlena. -Co ty wyprawiasz?! -stając w obronie siostry przełknęła gulę, która stanęła jej w gardle.
-Ja? -wskazała na siebie palcem. -Pokazuję ci jakie twoja siostra wyprawia gierki za plecami Adama! Nie patrz tak Marlenko.. chyba że ty robisz tak samo.. - tych słów najstarsza już nie mogła słuchać. Z nadchodzącymi łzami wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami. -Niewdzięcznice. -syknęła i patrząc na ekran wywróciła oczyma. -Nie zaprzeczysz?
-Zaprzeczę!
-Jak wy wszyscy.. -burknęła. -I tak każdy wie jak jest.
-Ach tak? No to mi opowiedz!
-Zamknij się! Na matkę się głosu nie podnosi! -wstała i starannie omijając rozbite szkło podeszła do okna balkonowego. -Rzucił cię, co?
-Co? -Marcelina ledwie przełykając ślinę patrzyła na Barbarę, która wciąż stała do niej tyłem i wpatrywała się w okno.
-Rzucił cię, bo znalazł sobie bardziej wartościową kobietę, a nie taki pasztet. Wzięłabyś się za siebie dziewczyno! jak ty wyglądasz?! -wyrzucała jej. -Nawet jakiś uliczny pajac by z tobą nie był!
-Jak możesz.. -szepnęła zalewając się łzami.
-Nawet mu się nie dziwię.. tylko szkoda, bo był naprawdę poczciwym facetem..
-Ach tak?! - tym razem to córka wstała i rzucając poduszkami mówiła z łamiącym się tonem. -Gdyby był taki poczciwy to by mnie nie zdradził i nie zrobił dziecka innej!! -momentalnie przeszywający na wskroś wzrok jej rodzicielki utkwił w jej ciele. Nastąpiła głucha cisza, którą przerwał nieopanowany śmiech Barbary. -I co cię tak bawi? -pytała zdruzgotana.
-Ty byś nawet ofermy nie zdołała utrzymać przy sobie! Coś ty sobie myślała wiążąc się z Adamem? -łzy córki jeszcze bardziej ją rozjuszyły. -Że on będzie z tobą całe życie?
-Przestań.. -błagała ją Marcelina.
-Co, przestań?! Jesteś nikim! -syknęła patrząc na córkę z pogardą. -Nikim mała zdziro. -po czym jęknęła przeraźliwie. -Patrz co mi zrobiłaś!!! -krzyczała wniebogłosy Barbara, lecz nikt nie przyszedł jej z pomocą. -Ty czarownico! Wiedźmo! Specjalnie to zrobiłaś abym weszła w to pieprzone szkło! -usiadła chwytając w ramiona swoją skaleczoną stopę. -Wiedźmy..
nie wytrzymując napięcia zdruzgotana Marcelina rozłączyła się i zamknąwszy laptopa rzuciła nim o ścianę zanosząc się głośnym szlochem.
Słowa matki ją upokorzyły, zniszczyły resztki jej godności i kawałki nadziei, którą w sobie posiadała.
W tym momencie do jej pokoju wbiegł wystraszony hukiem laptopa Marco. Zobaczywszy jak dziewczyna osuwa się wzdłuż ściany cała zapłakana podbiegł do niej i chwycił w swoje ramiona, ale ta odepchnęła go krzycząc by dał jej spokój. Ledwie patrząc na oczy weszła do łazienki zatrzaskując się w niej i zrzucając wszystko z półek próbowała jakoś się wyładować.
-Co jest do cholery? -Ali Baba był nieźle nabuzowany. -Dlaczego nie atakujemy? Gdzie jest Boss?!
-Nie krzycz. -mówił spokojnie Kojot. -Czekam na cynk.
-No chyba z nieba! -ryknął Adidas, a ten uśmiechnął się lekko. -Co ty nagle wierzący się stałeś?
-Dajcie spokój chłopaki.. -mruknął. -Która godzina?
-Już siedemnasta geniuszu! -ryknął Dax. -Napad miał być równo w południe!
-Ruszamy. -mówiąc to odpalił jeepa i ruszyli wyjeżdżając z parku.
-Gdzie jedziesz? -warknął Ali Baba.
-Do celu.
-Słuchaj, no! Nie cwaniakuj! -ostrzegł go Dax.
-Co wy tacy nerwowi? -zaśmiał się beztrosko Kojot. -Wyluzujcie, bo zepsujecie całą akcję. -dociskając gaz zdążyli przejechać na żółtym świetle.
-Dlaczego jedziemy na zachód? -wtrącił się Adidas oglądając swój nowy pistolet.
-Boss prawdopodobnie za moment załatwi komendanta i powiadomi jednostki, a one jak wierne psy polecą do swojego pana. -tłumaczył od niechcenia. -Wtedy wkroczymy my i pieniądze oraz ten typek będą nasi.
-I wyjeżdżając z tego zapchlonego miasta po drodze zgarniemy Bossa i razem z resztą ekipy ruszymy w świat. -dokończył Ali Baba. -Co ty myślisz, że my kurwa jesteśmy tacy tępi?!
-O co wam chodzi?
-To na pewno nie jest takie proste!
-Ha! -roześmiał się Kojot. -Macie wszystko jak na tacy i jeszcze wam źle?
-Nie, ale..
-To stulcie pyski i róbcie jak kazał wam Boss! -po raz pierwszy od sceny z Bossem Kojot nie wytrzymał i uniósł się na chłopaków.
-Dobra, luz.. zrobimy jak każesz.. -mruknął Adidas i resztę trasy pod bank przejechali w milczeniu.
-Idź spod tych drzwi! -krzyknęła brunetka łkając. -Nie masz innych zajęć?!
-Nie. -odpowiedział spokojnie. -Proszę, otwórz.
-Odejdź stąd.. idź.. wyjdźcie wszyscy. -łzy znów przybrały na mocy, co sprawiło, że dziewczyna była kompletnie pozbawiona sił. Usiadłszy na desce sedesowej poczęła płakać na nowo.
-Marcelina..
-Idź! -wykrzyczała zachrypniętym głosem.
-To mi w końcu otwórz! -mówił głośno i stanowczo, ale nie krzyczał. Czekając jakby w nieskończoność liczył na to, że dziewczyna zrobi to o ca ją prosił. Nie znał jej dobrze, ale zdążył zauważyć, że stara się grać na własnych zasadach i mieć wszystko gdzieś. Obudziły go dziwne dźwięki dochodzące z pokoju, ale w ostatnim wersie zorientował się, że brunetka śpiewa coś do telefonu i z kimś rozmawia. Nie chciał podsłuchiwać kiedy podchodził do drzwi.. po prostu intrygowało go to co robi ta dziewczyna. Raz pogodna, wesoła, szalona, roześmiana, a teraz.. w jej oczach znów pojawiła się gruba szyba, którą zdjęła wczoraj kiedy się gonili po mieszkaniu. Zauważył to. Wtedy gdy złapał ją na lotnisku też ją miała. Lodowa szyba, która zaczęła topnieć wraz z upływem dni..
~Pewnie wtedy zapominała..~ rozmyślał.
Usłyszał każde słowo jakie padło ze strony brunetki i dwóch innych kobiet. Nawet planował wkroczyć kiedy jej matka obrzucała ją obelgami, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, bo mogło by to znacznie pogorszyć sytuację.
Usłyszawszy zgrzyt zamka odskoczył od drzwi. Widząc w jakim stanie jest Marcelina serce mu się krajało i sam miał ochotę płakać...
-Dlaczego nie umiesz odpuścić? -chlipnęła cicho i poszła w stronę kuchni, a chłopak zbierał rzeczy, które zostały zrzucone z półek w łazience. -Marco...- charkneła cicho, a ten w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie, która nie dała rady utrzymać butelki z wodą. -Co jest ze mną nie tak? -zapytała go gdy odzyskała już głos.
-Jesteś idealna! -stojąc naprzeciw niej patrzyli sobie prosto w oczy.
-Przestań. -oparła się lekko o blat. -Nikt tak nie myśli.. nikt. -szepnęła. -Jestem..
-Jeśli to dokończysz -przerwał jej, lecz sam nie dokończył i przygarnął ją do siebie.
-Jak ja ich nienawidzę.. -krzyczała w jego klatkę piersiową. -Co im zrobiłam?
-Wypłacz się.. to pomaga. -szeptał kojąco, a dziewczyna znów zaczynając swój monolog zalewała się łzami. Nie wiedziała nawet kiedy znaleźli się w salonie i kiedy zaczęła mu opowiadać o akcji, która dzieje się teraz w Los Angeles, gdy jej nie ma. Opowiedziała mu wszystko co leżało jej na sercu. Marco powoli stał się jej pamiętnikiem. Powierzyła mu większą część swojego życia, a kiedy pomyślała, że podobna rozmowa czeka ją z Krisem rozbolała ją głowa. Po długiej ciszy, która była jej potrzebna niczym tlen pozbierała myśli. W duchu dziękowała, ze ktoś taki jak Marco jest tutaj przy niej i z nią wytrzymuje i jeszcze dodaje wsparcia jak prawdziwy kibic.
-Chcę pobyć sama. -szepnęła drżącym głosem. -Nic sobie przecież nie zrobię. -powiedziała uspakajająco do chłopaka.
-Potrzebujesz czegoś?
-Telefonu. -jak na komendę poszedł do jej sypialni i przyniósł jej komórkę po czym zostawił ją samą. Brunetka jeszcze długo zbierała w sobie myśli, ale wciąż krążyły jej słowa matki, które sprawiały, że czuła się jak zużyta chusteczka, śmieć..
Wykręcając dobrze znany jej numer nacisnęła zieloną słuchawkę. Musiała się upewnić. Z gulą w gardle i na nowo płynącymi łzami przystąpiła do pytania, gdy tylko usłyszała ciepły ton głosu.
-Tato, czy ty mnie jeszcze kochasz?
-Marcelina? Co się dzieje? -spytał przerażony. -Córeczko?
-Nic. -chlipnęła. -Mama ci wyjaśni.
-Kochanie?
-Kocham cię i przepraszam, ze jestem złą córką..
-Co ty wygadujesz? -zdziwiony słowami córki obserwował przez okno zajeżdżający czarny jeep. -Kotku mi możesz powiedzieć wszystko.
-Bardzo cię zawiodłam?
-Jestem z ciebie dumny słońce! -odparł pewnym i ciepłym głosem. -I choćby świat się walił i nie wiem co jeszcze to kocham i ciebie i Marlenę.
-Przepraszam.. -szepnęła zanosząc się spazmatycznym płaczem.
-Halo? -usłyszała jeszcze głos swojego taty, ale rozłączyła się i pogrążając się w całkowitej rozpaczy usłyszała głos Krisa, Susuan i kogoś jeszcze.
-No witaj przystojniaku. -zaświergotała piskliwym głosikiem... Clara.
~Ja pierdole.. jeszcze ona do kompletu~
![](https://img.wattpad.com/cover/60338784-288-k825531.jpg)
CZYTASZ
"Jak w Kopciuszku"
Romans- Kiedy trzy lata temu przylecieliśmy z rodzicami do Los Angeles byłam wściekła, wręcz zdruzgotana. Przez całą drogę moja siostra migdaliła się ze swoim chłopakiem, a ja siedziałam jak ten kołek i marzyłam, żeby i mnie coś takiego spotkało.. -I co...