-Wróciłam! - brunetka usłyszała jakiś krzyk i zmusiła się do otworzenia powiek. -Siostrzyczko! -coś poczęło się szamotać i biec na górę. Marcelina bardzo powoli odwróciła pulsującą głowę i popatrzyła na zegar, który wskazywał trzecią dwadzieścia nad ranem.
-Marlena, czy ty masz dobrze w głowie? -mówiąc te słowa skrzywiła się i niechętnie zwlekając się z łóżka wyszła za drzwi. W momencie coś małego wparowało jej między nogi. Wystraszona zaczęła piszczeć, a Marlena ze śmiechem doczłapała się z miską wody i zaczęła wołać: -Bobby! Chodź tutaj! Chodź! - natychmiast z cienia pokoju Marceli wybiegło małe stworzonko wesoło merdając ogonkiem.
-Co to jest? -pytała zdezorientowana brunetka.
-Szczeniaczek. -powiedziała dumnie druga -Bobby.
-No przecież widzę, ale co on tutaj robi? I dlaczego mnie obudziłaś?
- Ojj, no nie złość się siostrzyczko. -uklęknęła i głaskając małego pupila popatrzyła Marceli w oczy. Zimne, lekko czerwone i bez wyrazu. -Ktoś go wyrzucił. Jest taki mały i bezbronny. -wyjaśniła. -Nie mogliśmy się nie zatrzymać i go nie przygarnąć. Stało się coś?
-Nie. -odpowiedziała sztywno.
-Jesteś zła. -zauważyła.
-Obudziłaś mnie o wpół do czwartej. Sama byś się darła jak wariatka. -mówiła z wyrzutem. -nie chcę tego czegoś widzieć w moim pokoju. Rozumiesz? -rzuciła spojrzenie na pieska, który momentalnie zaczął machać swoim małym ogonkiem i cichutko próbował zaszczekać. -Dobranoc.
-Mhm.. -mruknęła siostra, gdy tamta zamykała drzwi. -No widzisz z kim ja żyję? -westchnęła teatralnie. -Nie przejmuj się przystojniaku. Chyba ma okres, ale to jej przejdzie.
-Słyszałam! -wykrzyknęła brunetka zza drzwi.
-Hahahaha.. chodźmy spać. Przygotuję ci łóżeczko.
-Kocham Cię. -szepnął spokojnym, pewnym głosem Adam. -I nigdy cię nie opuszczę, choćby się świat miał zawalić. -od ust Marceliny dzieliły go milimetry. Poczuł zapach jej figlarnych perfum oraz bicie jej serca. A może to było jego serce? Nie był do końca pewien. I gdy ich wargi już miały się połączyć w namiętnym pocałunku został od niej oderwany siłą. W przeciągu sekundy przed jego oczami stanęła śmiejąca się szyderczo Vivan i grymas smutku i żalu na twarzy jego miłości. Adam aż podskoczył na łóżku budząc się gwałtownie. Przetarł oczy i zszedł do kuchni, by napić się wody.
Spoglądając na ogród przez swoje kuchenne okno zobaczył siebie leżącego na kocu i Marcelinę, która zachwycona kwiatami i fantazją jego matki powoli kładła się obok . To była ich druga randka. Tak, po poprzednim dniu mógł spokojnie stwierdzić, iż to była randka. Leżąc obok niego w przyjemnym milczeniu widział jak powoli zamyka oczy i stara się równo oddychać. Pamiętał jej różową letnią, zwiewną sukienkę i brązowe sandałki. Boże, on nawet pamiętał, że miała rozpuszczone włosy, a grzywkę przypiętą dwiema złotymi spinkami oraz usta pomalowane bezbarwnym zapewne błyszczykiem, który mienił się do słońca. Podparłszy się lekko na łokciu obserwował każdy jej ruch. Przez chwilę leżała sztywno jakby czuła, że jest obserwowana, ale po chwili powróciła do poprzedniego stanu. Obserwując ją już dobrą chwilę usłyszał jej kojący głos:
-Wiesz? -zaczęła. -Każdego ranka masz dwa wyjścia: albo będziesz spać i żyć w swoich marzeniach, albo wstaniesz i zaczniesz gonić te marzenia. - otwierając oczy uśmiechnęła się szeroko, podobnie jak on. Wtedy pochylił się i powoli złączył ich usta, które na początku nieśmiało aczkolwiek chwilę później już pewnie i zachłannie poczęły ze sobą współgrać tworząc jedność.
Z zamyślenia wyrwał go brzdęk stłuczonej szklanki. Zdezorientowany patrząc na szkło czuł jak po policzku cieknie mu samotna łza, którą kiedyś pewnie otarłaby Marcelina i czule całując go w policzek wtuliłaby się w niego. Klęknąwszy na kolano spojrzał jeszcze raz w stronę okna i szepnął zdławionym głosem: -Co ja kurwa narobiłem?
-Spadaj Bobby. -fuknęła Marcela, gdy ten chciał się pobawić. -Marlena! Twój kundel chce na dwór! -krzyczała, lecz odpowiedziała jej martwa cisza. -Marlena! -znów to samo. Popatrzyła niemiłym wzrokiem na psiaka i odkładając laptopa poszła rozejrzeć się po domu. Bobby wiernie jej towarzysząc ciągle na nią wpadał, ale dziewczyna postanowiła go ignorować. Zdenerwowana otworzyła drzwi i szczeniak wybiegł z radością do ogrodu, gdzie załatwił po drodze swoje potrzeby. -Ja nie będę za tobą sprzątać. -powiedziała i usiadła na leżaku przymykając na chwilę oczy.
Tej nocy wcale nie spała dobrze, nie licząc tego, że Marlena ją obudziła. Kiedy próbowała przypomnieć sobie co tak właściwie uniemożliwiło jej sen, w pamięci stanął Adam. Brunetka już miała łzy w oczach, a po chwili coś wyskoczyło jej na brzuch i szamotając się po niej układało się do snu. Otwierając oczy w myślach dziękowała szczeniakowi, że wyrwał ją z zamyśleń.
-Nie za wygodnie ci? -słysząc jej głos Bobby znowu troszkę podreptał po niej i tak stojąc wystawił języczek i merdał ogonkiem. -W sumie.. nie jesteś taki zły. -stwierdziła. - Taki z ciebie mały, karmelowy, zapewne łobuziak o dużych oczach. -uśmiechnęła się. -Chodź do domu. -wstała i wzięła go na ręce mimowolnie głaszcząc, co mu bardzo odpowiadało. Wróciła do poprzedniej czynności, czyli do kalkulowania ile dni pozostało do ślubu jej kuzyna oraz jak się stąd wyrwać? Wtem usłyszała ciche warczenie pod stołem. Zaciekawiona spojrzała cóż tam się dzieje zobaczyła jak mały bardzo dokładnie masakruje misia, którego dostała na walentynki od Adama.
Oprócz wybałuszonych oczu na jej twarz zakradł się cyniczny uśmieszek.
-Coś czuję, że będziesz moim najlepszym przyjacielem. -powiedziała, a zadowolony Bobby powrócił do rozrywania miśkowi głowy.
CZYTASZ
"Jak w Kopciuszku"
Romance- Kiedy trzy lata temu przylecieliśmy z rodzicami do Los Angeles byłam wściekła, wręcz zdruzgotana. Przez całą drogę moja siostra migdaliła się ze swoim chłopakiem, a ja siedziałam jak ten kołek i marzyłam, żeby i mnie coś takiego spotkało.. -I co...