-Cześć. Jestem Marco. -podchodząc do niej uśmiechnął się i uścisnął jej drobną, chudą dłoń.
-Marcelina. -odwzajemniła gest czując mrowienie w prawej dłoni.
-Eee no co tak sztywno? -zaczął się naigrywać Diego. -Braciszku, czyżbyś zapomniał jakie są powitania we Włoszech? -wyławiając pierogi uśmiechnął się do siebie. Powitania tak jak i pożegnania bywają bardzo, bardzo wylewne, dlatego też brunetka zbladła na samą myśl, a chłopak czuł się nieco zażenowany i z zaciśniętą szczęką gromił brata wzrokiem, co nie uszło uwadze dziewczyny i uważnie przyglądnęła się jego pociągłej i nieco szorstkiej twarzy. -No co tam tak cicho? -odwrócił się nagle i spojrzał na brata.
-Pójdę się przebrać. -oznajmiła szybko dziewczyna. -Zaraz wracam. -uśmiechnęła się blado do chłopaków i wręcz wybiegła z kuchni.
-Co jest? -zapytał zdezorientowany Diego. -Nałożyłem już trzy porcje.
-Ja cię zabiję. -wyrzucił przez zaciśnięte zęby szatyn.
-Co ja zrobiłem? -odpowiedział mu tylko cichy trzask zamykanych drzwi. -Super..
-Mamo, dacie mi w końcu spokój?! -jedząc wspólny obiad na mieście rodzice wciąż starali się uzyskać jakiekolwiek informacje o córce, Marlena miała już dosyć ich ciągłych pytań na temat swojej siostry. Odkąd przyjechali i nie zastali Marceliny wciąż wypytywali o to samo. Gdzie jest? Co robi? Jak się czuje? Ale najbardziej nurtowało ich: Gdzie jest? -Mówiłam wam i powtarzam już ponad dwa tygodnie, że jest z nią okej. WSZYSTKO. Przecież na litość Boską.. dzwoniła do was wczoraj wieczorem.
-Owszem, dzwoniła. -zaczął surowo ojciec. -I wiesz co? Nie trzeba tu być policjantem ani detektywem, żeby zauważyć, że powtarza cały czas tą samą regułkę. "Tak mamusiu. Wszystko w porządku. Tak, jestem bezpieczna. To takie moje wakacje. Jest super. Gdzie? Szkoda, że nie widzicie tej mewy. Adam? Muszę kończyć tato." -cytował ją z ironią w głosie. -Albo jeszcze inaczej. "Adam? No tak.. a co u babci? A Marlena? Dajcie mi ją, tęsknię. Dlaczego nie wrócę? Mam wakacje!" -uniósł się lekko i poczuł ciepły dotyk żony na przedramieniu.
-Tato.. -zaczęła zrezygnowana, ale przerwała jej mama.
-Kotku, ale tata ma rację. Powiedz nam chociaż, gdzie jest? Martwimy się. -powiedziała na jednym wydechu.
-Po co? -mówiła z poirytowaniem zaciskając widelec mocnej. -Żebyście ją mogli sprawdzać? Przecież ona jest pełnoletnia i wie co robi!
-Ciszej. -zganiła ją rodzicielka.
-Widzisz? Nawet mnie kontrolujecie, a jestem starsza od niej. -widelec, który chciała jeszcze chwilę temu unicestwić teraz z głośnym brzdękiem wylądował na talerzu.
-Nie odwracaj kota ogonem.
-Tato, to ty się uspokój. -patrzyła mu prosto w oczy i była pod wrażeniem swojej odwagi, ale póki ją miała wykorzystała ją. -Zapomnieliście chyba, że już nie mamy po pięć lat i nie biegamy jak szalone po domu, w którym czyhają na nas schody, z których zaraz jedna z nas spadnie. Jesteśmy dorosłe, wiesz? Umiemy już chodzić, a ona na pewno. I uwierz mi, woli skorzystać z windy. -po tych słowach wstała od stołu i szybkim krokiem wyszła z lokalu.
-Tadek, ja muszę wiedzieć, gdzie ona jest. -jęknęła jego żona. -Marlena jeszcze nigdy nie była tak zacięta. Zawsze się w końcu zwierzała..
-Basiu.. -ucałował jej dłoń -Basiu, spójrz na mnie. -uśmiechnął się delikatnie. -Obiecuję ci, że nie spocznę dopóki jej nie namierzę.
-Kocham cię, wiesz? -szepnęła.
-Wiem. -uśmiechnąwszy się szerzej ucałował ją w policzek.
-A może to ma.. -zaczęła.
-To na sto procent przez Adama. -dokończył za nią. -Nie chcę jeszcze atakować, ale jak się dowiem to drań nie dożyje kolejnego dnia.
-Tadeusz, proszę cię..
-To jest nasza córka. -oświadczył twardo. -A ja jestem jej ojcem. Policjantem. I może nawet nie wiesz, ale odkąd one obydwie przyszły na świat, obiecałem sobie, że będę ich pilnował przed takimi skurw..
-Nie kończ. -przerwała mu żona. -Tę obietnicę.. -patrząc z ukosa zarumieniła się lekko. -Ją to chyba zastosowałeś przed narodzinami dziewczyn.
-Ooo tak. -ścisnął jej dłoń mocniej i zwrócił twarz swojej drugiej połówki ku sobie. -To było wtedy, gdy w sylwestra w dziewięćdziesiątym trzecim schowałaś mnie na strychu wyzywając od głupków.
-A wiesz, za co?
-Bo przyszły policjant właśnie miał problemy z prawem, a jego wybawczyni, wyzywająca go od głupków i innych 'szumowin' wbrew wszystkim, nienawidząc go pomagała mu się schować. -wyznał z wielkim uśmiechem.
-To nie było zabawne. -powiedziała z powagą. -Wiesz jak się bałam, że będziesz się tłukł tam na górze? A rodzice byli jeszcze wściekli, bo na zabawie u ciotki Halina tak się spiła, że ją targali do domu.
-Ale wtedy w nocy... -zaczął niepewnie. -Ja ci to chyba mówiłem, ale chętnie powtórzę. Tamtej nocy obiecałem sobie, że choćby nie wiem co się stało, już zawsze będę bronił tej furiatki, która naraziła siebie rodzicom, by schować takiego jak ja. Która rano przyniosła mi śniadanie i uwaga cytuję:
-Przestań. -chciała mu przerwać, ale zaczęła chichotać. -To było takie żenujące.
-Hahaha niee... cytuję: "Wstawaj. -zaczął naśladować jej ostry ton. -Masz tu śniadanie i za dwadzieścia minut ma cię tu nie być. " -"A rodzice?" -"Są w kościele. Pośpiesz się".
-Ale .. wiocha. Hahahahah. -sięgnęła po chusteczkę.
-Pamiętam jak cię zatkało, gdy wstałem będąc tylko w bokserkach.
-Nieprawda. -oburzyła się. -Po prostu zastanawiałam się, czy ci nie było zimno. Spałeś tylko pod kocem. -tłumaczyła się.
-Od lat ta sama wymówka Basiu, od lat.
-To my! -krzyknął kris wchodząc do mieszkania.
-Chyba nie ma nikogo. -mruknęła mu do ucha Susan.
-Ty lepiej dla nas. -przyciągnął ją do siebie całując namiętnie.
-Ja jestem. -przerwał im Ivo ze śmiechem. -Jak miło popatrzeć kiedy od siebie odskakujecie tacy speszeni.
-Zjeżdżaj! -powiedział niechętnie odsuwając się od ukochanej. -Gdzie moja kuzynka?
-A gdzie ma być? -zdziwił się blondyn. -Tam gdzie zawsze. Swoją drogą.. może wyszłaby gdzieś czy co.
-Dobry pomysł. -potwierdziła Susan. -Przecież idziemy za godzinę na imprezę do Clary. Może pójdzie z nami?
-Zostawiam to w twoich rękach skarbie. Ja idę wziąć prysznic. -musnął jej usta i zniknął za drzwiami łazienki.
-Najlepiej umyć ręce. -skwitowała dziewczyna i zapukała do pokoju Marceliny. Uzyskując pozwolenie weszła z propozycją, rzekomo 'nie do odrzucenia'.
-Nie, nie mogę. -zaczęła dziewczyna. Usłyszawszy imię Clara miała dość. Może nawet by i poszła, ale naprawdę nie miała ochoty stawać twarzą w twarz z tą nadętą krową. -Źle się czuję.
-Znowu? -zdziwiła się. -To pewnie dlatego, że całymi dniami siedzisz tylko w domu. -zdiagnozowała ją. -Czas wyjść, zabawić się!
-Ależ ja się będę świetnie bawić w przyszłą sobotę na twoim wieczorze panieńskim! -zapewniała ją brunetka.
-Oooj to na pewno! Clara i dziewczyny szykują podniebną imprezę! -pisnęła szczęśliwa dziewczyna.
~Kurwa..~ zamknęła oczy i wzięła dwa głębokie oddechy co nie uszło uwadze Susan.
-Matko.. ty poważnie nie czujesz się najlepiej.
-To nic takiego, ale dla pewności zostanę w domu. -skłamała. -Nie będę wam psuć wieczoru.
-Ale..
-Proszę. -w tym momencie zadzwonił telefon, który dosłownie uratował Marceli tyłek przed dalszymi pytaniami przyszłej kuzynki. -Przepraszam, ale musze odebrać.
-No jasne. To na razie! -wyszła z zawiedzioną miną.
-Halo?
-Nie wytrzymam. -usłyszała głos siostry.
-Ciebie tez miło słyszeć.
-Aaa... daj spokój. Muszę ci się wyżalić.
-Ja też, ale dawaj pierwsza. Co jest?
-Ja pierdole.. -zaczęła.
-Dobry start! -po tych słowach usłyszała pukanie do drzwi. -Poczekaj moment. Proszę. -jej serce na moment zamarło, a żołądek podskoczył do góry, ale gdy ukazała się sylwetka Krisa odetchnęła z ulgą.
-Co to ma znaczyć? Ja nie uwierzę w te bajeczki, że źle się czujesz. Idziesz z nami. -mówił bardzo stanowczym głosem.
-Kris..
-Nie ma tak. Masz dziesięć minut. -zarządził.
-Kris!
-Co?!
-Dzwoni Marlena, ma jakieś kłopoty. Ja mam w dupie jakąś imprezę i wolę jej pomóc.
-Marlena dzwoni? -zainteresował się. -Daj mi ją. -klapnął na łóżko wyrywając brunetce telefon z ręki. -No siema!
-No heej. -śmiech kuzynki go nieco uspokoił.
-Uff.. nie płaczesz. To dobry znak. -stwierdził. -Powiedz swojej siostrze, że jest zawziętą manipulantką.
-Hahah przekażę. Na pewno.
-No to tradycyjnie na odchodne, bo narzeczona się niecierpliwi. Kocham cię, czekam na ciebie i Thomasa za tydzień na kawalerskim, pozdrów wszystkich. Na razie! -krzyknął i pobiegł do przedpokoju zamykając kuzynce drzwi z trzaskiem. Dziewczyny rozmawiały ze sobą do późnej nocy, a Marcelina leżąc na boku podtrzymywała palcami oczy, by nie zasnąć. Z tego co się dowiedziała rodzice dalej nie dają za wygraną i czekają na moment kiedy siostra ulegnie i wszystko im wyśpiewa, Thomas jest cudowny, wszyscy ją wkurzają, ale Thomas jest taaaki słodki, była na zakupach i kupiła sobie odlotowy strój kąpielowy, dwie sukienki i buty i idzie za trzy dni z Thomasem na kolację do jego rodziców. Marcelina natomiast wyznała historię z samolotu i koleś, który wtedy ją ocalił przed upadkiem będzie teraz mieszkał w salonie. Czemu? Bo nikt się nie spodziewał, że wróci tak szybko i podarowali jego pokój właśnie brunetce.
-Eeejj.. -po krótkiej chwili ciszy w słuchawce Marcela postanowiła ją przerwać w obawie zaśnięcia. -Bo już jest po drugiej...
-Marcelina.. -zaczęła niepewnie.
-Coo?
-Boję się o tatę. -wyznała w końcu, a gryzło ją to od początku rozmowy.
-Co jest? -siostra natychmiast się ocuciła i usiadła na łóżku.
-Podsłuchałam ostatnio jego rozmowę z jakimś gościem i..
-I?! Mów! -ponaglała ją.
-Bo o tym miał nikt nie wiedzieć. Ani my, ani tym bardziej mama.
-Do sedna..
-On się pakuje w jakieś niezłe bagno. -Marcelina usłyszała drżący głos.
-Rany boskie.. o czym ty mówisz?!
-Słyszałaś o tej aferze z napadem na bank?
-Noo.. gadali w telewizji ostatnio.
-No. -usłyszała ciężkie przełknięcie śliny. -I słyszałaś, że mają być kolejne ataki, bo szef tego banku jest hazardzistą i popadł w straszne długi zastawiając bank?
-Nie.. o tym nie słyszałam.
-Jest akcja. Chcą ich wszystkich złapać jednocześnie, a kolejny planowany .. no zamach ma być za tydzień. I tata się na to nieźle nakręcił! Boję się! -wykrzyczała jej Marlena.
-Ty.. mówisz serio.. -brunetka wstrzymała oddech.
-Tak. Bardzo serio. Nikt nie wie, że ja wiem. No teraz ty wiesz.. -usłyszała jakieś szamotanie i głos taty: -Córka z kim ty tak rozmawiasz?
-Jaa? -zapytała przeciągle. -Z Thomasem.
-Śpij już. Nagadacie się jutro. -oznajmił.
-Tak, tak.
-Teraz, bo nie wyjdę. -oparłszy się o framugę czekał, aż córka się rozłączy.
-Tatko.. -mówiła zirytowana.
-Czekam.. -ten natomiast nie ustępował.
-No to ja muszę kończyć kochanie. Dobranoc. -cmoknęła do słuchawki.
-Dobranoc. Marlena zadzwonię jutro. - po tych słowach przerażona poszła się szybko ogarnąć do łazienki. Wychodząc uderzyła kogoś drzwiami.
-Przepraszam. -szepnęła wystawiając głowę owiniętą ręcznikiem.
-Nie szkodzi. -usłyszała cichy głos po drugiej stronie. Jego głos. -Czemu tak się czaisz?
-No bo późno jest. -wyszła i skierowała się do pokoju. Słyszała jak jego kroki podążają za nią. Nagle się odwróciła i spojrzała na chłopaka. -A ty co robiłeś pod drzwiami?
-Spokojnie. -uśmiechnął się. -Czekałem, aż się zwolni. -patrzył uważnie jak zmienia jej się wyraz twarzy, ale jej wzrok dalej był nieufny. -Zapytasz jeszcze o coś?
-Co?
-No, bo patrzysz tak..
-A co nie wolno? -odwróciła się i zaczęła wycierać włosy.
-Przepraszam. -rzekł spokojnie. -Dobrej nocy.
Kiedy się odwróciła jego już nie było, a kładąc się spać nie myślała o ojcu, lecz o nim i jego wyrzeźbionymi mięśniami, które były schowane pod tym opinającym go czarnym podkoszulkiem. ~No i co ty robisz ze swoim życiem?! I jeszcze te rozczochrane włosy.. STOP!! ~
Marco również układając się na kanapie myślał tylko o jednym: ~Prawie wszystko zepsułem. Co się takiego dzieje, że tracę przy niej kontrolę nad sobą? Ale tyłeczek to ma zgrabny... i te zielone oczy.. idealnie by współgrały z moimi brązowymi.. co ja robię ze swoim życiem?! Jeśli chcę ją mieć, to muszę się kontrolować. Mój anioł.. będzie moja.~
![](https://img.wattpad.com/cover/60338784-288-k825531.jpg)
CZYTASZ
"Jak w Kopciuszku"
Storie d'amore- Kiedy trzy lata temu przylecieliśmy z rodzicami do Los Angeles byłam wściekła, wręcz zdruzgotana. Przez całą drogę moja siostra migdaliła się ze swoim chłopakiem, a ja siedziałam jak ten kołek i marzyłam, żeby i mnie coś takiego spotkało.. -I co...