Rozdział 34

1.5K 102 4
                                    

Dzień, w którym żegnali Hawaje przeleciał im przez palce nie wiadomo kiedy. Wszystko działo się po prostu szybko i bez komplikacji.
Wróciwszy do domu o piątej nad ranem, po wspaniałym wschodzie słońca i pożegnaniu księżyca zasnęli dosłownie na parę godzin, a potem już wszystko działo się szybko. Machinalne dopakowywanie ostatnich rzeczy i przejazd na lotnisko. Później odprawa i samolot ruszał. Ostatni widok, ostatnie spojrzenie, pamiętne chwile, niezapomniane przeżycie..
Marcelina, Marco i pozostali przyjaciele lot do Włoch mieli za piętnaście minut, a jej rodzina dopiero za godzinę. Żegnając się bardzo wylewnie obiecała, że kiedyś ich odwiedzi.
-Kochanie.. -szepnęła Barbara. -Wróć do nas.. przecież w tych Włoszech jesteś całkiem sama. Wakacje się kończą i..
-Mamo. -przerwała jej zerkając za siebie. -Mam przyjaciół. -uśmiechnęła się, ale rozważywszy głębiej propozycja matki miała nawet sens. -Miałam tam znaleźć pracę..
-Nasz dom zawsze będzie na ciebie czekał. -ściskając córkę otarła mimowolnie łzy, które popłynęły z jej oczu. Następnie inicjatywę przejął Tadeusz wręcz dusząc swoją córkę. I tak przeszła całe grono wzajemnej adoracji zanim pochwyciła dłoń Marco i zniknęła z pola widzenia.


-Już jest prawie dwudziesta. -zauważyła kładąc głowę na jego silnym ramieniu. -Wylądujemy przed wschodem słońca, a ty o dwunastej musisz się już wstawić w jednostce. -mruknęła smutno i patrzyła jak samolot wzbija się coraz wyżej i wyżej zostawiając pod sobą cały świat.
-Mamy przed sobą cały lot. -mruknął do niej cicho. -Zdążymy się sobą nacieszyć, a poza tym uwielbiam patrzeć jak śpisz. -zaśmiał się cicho, a dziewczyna podniosła się i popatrzyła na niego podejrzliwie. -Nie żebym cię obserwował, czy coś..śś..
-Głupek. -stwierdziła i całując go oddała całą złą passę. Zmęczenie, niechęć do wszystkiego, chwilowe załamanie i strach. Strach i obawa przed utratą go.
-Ale za to twój. -oplatając ją ramieniem ucałował w czoło. Dziewczyna ułożyła się na nim wygodnie i naprawdę poczuła się senna. Już prawie odpływała, gdy usłyszała mruczenie i perfidny śmiech przed sobą. Otwierając oczy wzdrygnęła się lekko wiedząc jak dwie pary oczu patrzą centralnie na nią i na Marco.
-Macie jakiś problem? -zapytała najspokojniej jak umiała.
-Tak. -odrzekli równocześnie Diego i Ivo. -Mianowicie. -zaczął ten drugi. -Pamiętasz jak dopiero tu przylatywaliśmy?
-Tak. -odparła i przetarła swoją twarz aby się rozbudzić. -Co  w związku z tym?
-Przypomnę ci. -zaczął się śmiać, ale szybko odzyskał rezon. -Pamiętasz moment, w którym pytałem o twoje nazwisko?
-Tak. -mruknęła niezadowolona, bo obudzili ją tylko po to, żeby jej przypomnieć o nazwisku.
-Teraz mam pewność, że mój żart okaże się prawdą. -patrząc na rozszerzone źrenice owej pary Diego wybuchnął śmiechem. -Teraz wiem, że już niedługo twoje nazwisko będzie brzmiało tak: Marcelina Furtado.
-Wiesz co? -odezwał się Marco. -Zaraz ci jebnę. -ale jego powaga nie trwała zbyt długo, gdyż sam nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
-Kiedy oficjalnie zostaliście parą? -wtrącił się Diego.
-Co to przesłuchanie? -burknęła Marcelina i wyplatając się z uścisku chłopaka oparła się o małe okienko.
-Kotku nie gniewaj się na mnie. -szatyn spoważniał i chwycił ją za udo, które natychmiast napięła. -To idioci.. teraz sama widzisz z kim ja żyłem tyle lat. -puścił oko do chłopaków, a tamci się odwrócili i powrócili do ulubionego zajęcia: snu.
-Daj mi spokój. Chcę się wyspać. -poprawiając się co chwilę szukała wygodnego miejsca. Nie mogła zaprzeczyć jednemu, Marco choć był umięśniony, był naprawdę bardzo wygodny i miękki.
-Będzie ci niewygodnie. -zauważył od niechcenia i zaczął jeździć dłonią począwszy od uda wzwyż. Zatrzymując się na biodrze nachylił się i szepnął jej do ucha: -Nie bądź taka. -odsunęła go od siebie, ale nie dawał za wygraną. -Oni tylko tak gadają, bo są zazdrośni.. -nadgryzł lekko płatek jej ucha. -Nikogo nie mają, są sami.. -jego oddech muskał jej szyję i przyprawiał o gęsią skórkę. -A my mamy siebie. -złożył jej bardzo delikatny pocałunek, który przyprawił ją o drżenie. -Ja mam ciebie .. jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. -po tych słowach odwróciła się i spojrzała w jego rozpalone oczy, które wyrażały wszystko jak i również troskę i prośbę o wybaczenie. Prostując się położyła swoją dłoń na jego wyrazistym policzku, z którego emanował lekki zarost. -Kocham cię. -wyszeptał kolejny raz tego dnia.
-Ja bardziej. -wtuliwszy się w niego z powrotem bawiła się jego dłonią, aż w końcu oboje zasnęli.   

"Jak w Kopciuszku"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz