Rozdział 28

1.1K 82 3
                                    

Tuż po odebraniu bagaży uśmiechnięci i nieco zmęczeni ruszyli ku krzyczącemu Krisowi. Będąc już niedaleko brunetka zostawiła w połowie swoją walizkę i biegiem ruszyła do kuzyna po czym rzuciła mu się na szyję mocno ściskając i całując w policzki.
-Ty gówniarzu. -szeptała przez śmiech. -Wychodzisz za mąż! -szczęśliwy jak nigdy obrócił się wokół własnej osi i przywitał się z resztą przyjaciół.
-Gdzie masz narzeczoną? -zapytał Diego przytulając chłopaka. -Nie mów, że już zdążyła się rozmyślić!
-Głupek. -prychnął Kris. -Jest z Clarą i Evą. -wyjaśnił z chytrym uśmieszkiem. -Czekają na ciebie. -dodał zwracając się do kuzynki, na co ta zmusiła się do uśmiechu.
-Ale będzie impreza! -dołączył się Ivo.
-Nie przejmuj się. -szepnął jej na ucho Marco. -To tylko jeden wieczór. -złączył ich dłonie i ruszyli za chłopakami, którzy cały czas rozprawiali o dzisiejszym wieczorze kawalerskim.
Marcelina błagała w duchu, aby ten dzień minął jak najszybciej. Nie miała zamiaru na kolejne potyczki z wielmożną Clarą. Tak bardzo działała jej na nerwy, jeszcze jak wtedy wypaliła, że jest gruba. No miała ochotę ją rozszarpać. Już miała wsiadać do taksówki kiedy Kris z prędkością rakiety wysiadł i ją powstrzymał.
-Co jest? -patrzyła osłupiała.
-Ty nie jesteś zaproszona. -odparł. -W sensie na kawalerski. -biorąc ją za rękę oddalił się od samochodu. -Na ciebie czeka Susan.
-Tak? Ciekawe gdzie? -wypaliła zirytowana. Nie chciała przezywać wieczoru z Clarą, no to bum! Przeżyje jeszcze całe przedpołudnie, popołudnie i wieczór wraz z nocą. Zapowiadało się wprost przecudownie.
-Nie denerwuj się tak. Wiem, że nie lubisz Clary, ale..
-No co ty powiesz? -przerwała mu Marcelina z wzrokiem mordercy. -Obiecuję ci. -zaczęła. -Zabiję cię jeśli nie będziesz szczęśliwy z tą Susan. Dla was spędzam te dni z tą, tą..
-Nie kończ. -uspokoił ją. -Przepraszam cię słoneczko. -cmoknął ją w czoło. -O! Eva po ciebie idzie! -wykrzyknął i jak poparzony uciekł do taksówki machając dziewczynom na pożegnanie.
-Przepraszam za spóźnienie, ale poprzednia taryfa mi zwiała. -wyjaśniła śmiejąc się z tego zdarzenia. Z tego co zauważyła Marcelina Eva była osobą bardzo rozrywkową, wyluzowaną i potrafiącą uczyć się na błędach. -Chodźmy. Clara i Susan nie mogą się nas doczekać!
~Świetnie. -mruknęła do siebie i poszła w ślad za Evą.








-Nathan! Debilu pośpiesz się, bo odlecą bez nas! -ponaglał chłopaka Adam. Los naprawdę chciał ich dzisiaj powstrzymać przed jakimkolwiek działaniem. Wczoraj tak się spili, że nie byli w stanie nawet głową ruszyć i nikt nie myślał o pakowaniu. Nad ranem zapadli w tak twardy sen, że nie usłyszeli dźwięku budzika. Budząc się w południe mieli zaledwie półtorej godziny, żeby się ogarnąć, spakować, zamówić taksówkę, dojechać i przejść kontrolę. Teraz mieli do odlotu jakieś niecałe dziesięć minut i do przebiegnięcia trzy czwarte lotniska.
-Po co ty mnie ze sobą wleczesz?!  -krzyczał za nim zdyszany Nathan. -Ja tam jestem potrzebny jak dziura w moście!
-Stul pysk! Jak nie zdążymy to zginiesz na miejscu! -pieklił się wściekły Adam, na co zaczęli zbytnio się wyróżniać wśród tłumu. Ostatkiem sił już po wszystkim wbiegli na pokład. Nathan tylko przewrócił oczyma i zajął miejsce od okna.
-Poważnie? -spojrzał na kompana obok. -Najgorsza klasa? No spodziewałem się..
-Cicho! -zdenerwowany uderzył ręką w oparcie. -Nie narzekaj. Chociaż raz! Poza tym w lepszej klasie mogą jechać jej rodzice. -wyjaśnił spokojniej.
-Nienawidzę cię. -mruknął do siebie. Prawdę mówiąc nie życzył mu źle, ale ta cała Marcelina i tak przez niego cierpiała, a on namieszał. Naprawdę byłaby głupią gdyby do niego wróciła po tym jak on przespał się z Vivan. Rodzice zawsze mu powtarzali, żeby nie wchodził do tej samej rzeki i, że wycieraczka zawsze będzie tylko wycieraczką. No, ale ona nie była wycieraczką.. tylko Adam. Westchnąwszy postanowił się nie wtrącać i trochę przespać.
Niestety jego i tak niewygodna drzemka została zaburzona przez głośne zamówienie Adama.
-Ten pan nie pije. -warknął Nathan do zaskoczonej stewardessy i kazał jej odejść.
-Co ci odbiło? -szarpnął nim.
-Chcesz cuchnąć wódą? -zapytał rozjuszony. -Masz sprawić żeby do ciebie wróciła, a nie, żeby uciekła. -patrzył na niego z pogardą. -Ogarnij się!







-Gorzej być nie może. -mówiła do siebie. Wchodząc do swojego pokoju miała w końcu chwilę dla siebie, gdzie nie musiała się sztucznie uśmiechać, odpowiadać na głupie pytania i patrzeć tę skrzecząca ropuchę. Opadając na wygodne łóżko wygrzebała z torebki swój telefon.  Dwie wiadomości. Jedna od Marleny, a druga o Marco. Na tę drugą uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy odkąd chłopcy ją opuścili i zostawili na pastwę losu, albo raczej Clary.

~Nie wytrzymam do jutra. Wymknijmy się kiedy nikt już nie będzie na nas zwracał uwagi. Co ty na to? ;* ~ głaszcząc ekran zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Następnie z wielkim entuzjazmem odpisała:

~Wiesz, że jestem za. Spiszemy się jeszcze. ~ nie minęło kilkanaście sekund, a otrzymała odpowiedź.

~Kocham cię. Niestety muszę kończyć. Do potem malutka.~ odpisując mu nagle zerwała się z łóżka. Na widok Clary poczuła ucisk w brzuchu.

-Jak tu weszłaś? -rzuciła ostrym tonem.
-I po co te nerwy, skarbeczku w paskudnych ciuchach z odzieży używanej? -szczebiocąc rzęsami uśmiechnęła się do niej sztucznie. Jak zwykle wyglądając idealnie zarzuciła swoimi doklejanymi lokami. -Mam klucze do wszystkich pokoi. Przecież to ja zafundowałam wam ten luksus. -uśmiechnęła się z wyższością i usiadła z gracją na fotelu. Marcelina znowu poczuła się jak nic nie znaczący epizod, jak ciężar. Podczas gdy tamta tonęła w perfumach, ona była lekko spocona po podróży. Czuła się zerem.
-Czego chcesz? -brunetka patrzyła na nią hardo. -Nie zamierzam ci za to dziękować.
-Ach tak? Jeszcze zobaczymy. -mruknęła i zaczęła oglądać swój perfekcyjny manikiur. -A tak między nami. -popatrzyła na Marcelinę z ukosa. -Zostaw Marco w spokoju.
-Że co? -unosząc brwi nie mogła uwierzyć w to co słyszy. -Żartujesz! -wybuchając nieopanowanym śmiechem, który wypełnił cały pokój nie mogła uwierzyć w słowa tej suki. Jak ona śmie?
-Śmiej się póki możesz. -odparła spokojnie wiedząc, że i tak wygra. -Znam co nieco twoją historię. Susan mi opowiedziała parę szczegółów i między innymi dlatego jesteś drużbą. -widząc nagłą zmianę na twarzy brunetki wyraziła swój triumf. -Jesteś głupia jeśli myślisz, że Marco jest zaineresowany TOBĄ! -dając akcent na ostatnie słowo uśmiechnęła się znacząco. -Jesteś nikim, moja droga. -popatrzyła na nią litościwie i złożyła ręce. -Gruba, nie oszukujmy się.. brzydka i bez pieniędzy. Gdzieś ty się uchowała?
-Dość tego! -ryknęła i szybko przemierzając dzielący ich dystans znalazła się przy niej. -Nie masz prawa mnie obrażać!
-Uspokój się wariatko! -pisnęła natychmiast podnosząc się z miejsca i kierując w stronę drzwi. -Radzę ci. Zostaw go w spokoju, bo posunę się do radykalnych środków.
-Ach, tak? -prychnęła z pogardą. -A co ty możesz?!
-Wiele. -odparła ze stoickim spokojem. -Ostrzegam cię polska dziwko, jeśli mnie nie posłuchasz to zniszczę ślub Susan i Krisa.
-Nie odważysz się. To twoja przyjaciółka! -warknęła.
-Naiwne dzieciątko. -burknęła i posyłając jej całusa w powietrzu wyszła z trzaskiem drzwi.
Marcelina miała ochotę się zabić. Wszystko co robiła, robiła źle. Wszystko psuła. Do niczego się nie nadawała. ~Co za siksa!! -wyrzuciła.
Ona nie może im zepsuć tego ślubu..
Chociaż nie oszukujmy się. Nie wygląda na osobę, która nie dotrzymuje słowa. Zimna, podła suka. Starając się nie rozpłakać, weszła do łazienki i usiadła pod ścianą patrząc w ogromne lustro.
-No przecież co on może we mnie widzieć?! -łzy zaczynały jej płynąć jedna po drugiej, aż w końcu rozpłakała się na dobre.  -Komu ja powiem prawdę? Nikt mi nie uwierzy.. ona jest idealnym aniołkiem.. -łkając zrzuciła z siebie ubrania i weszła pod prysznic.

Wchodząc do pokoju spojrzała na widok za oknem. Było przepięknie.. szkoda, że nawet taki widok jej nie rozweselił. Wzdychając ciężko spojrzała na telefon. Po wielu namysłach odważyła się napisać, ze nici ze spotkania.
-Muszę się spotkać z Marleną.. -szepnęła półgłosem. Siostra odebrała po czterech sygnałach. Rozmawiając przez moment ustaliły miejsce spotkania, a przy tym prosząc aby nic nikomu nie mówiła, że z nią idzie . Znów zanosząc się płaczem wyłączyła telefon i rzuciła nim o ścianę.
-Poddaję się.. -zawyła. -Dla ciebie Kris.. dla was!

"Jak w Kopciuszku"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz