-I jak? -Zapytał Kris uśmiechając się zawadiacko. -Może być?
Marcelina chodziła z jednego pomieszczenia do drugiego i uważną miną wszystko obserwowała. Mieszkanie jej kuzyna znajdowało się w miejscowości Ostia, w małej kamienicy na ostatnim piętrze, która z wyglądu nie przypominała nic nadzwyczajnego, za to w środku była jak złoto, które ukrywa się pod tą skorupą z zewnątrz. Jak wyjaśnił jej Kris, on razem z chłopakami zamienili ją w małe bóstwo. Na razie w środku, ale na zewnątrz też mają zamiar ją zmienić.
Dziewczyna obejrzała ich mały chlew jaki mieli w kuchni, salon, trzy pokoje chłopaków, dwie łazienki oraz dwa balkony, a teraz stała pełna wdzięczności w jej tymczasowym pokoju.
-I nawet mam balkon! -zapiszczała wesoło, a kuzyn pokręcił z rozbawieniem głową.
-A podobają ci się kolory na ścianie, które malowałem wraz z Diego, i które dopiero dzisiaj wyschły?
-Są piękne. Na prawdę.- dwie sąsiednie ściany miały kolor sprężonej w słońcu maliny, a pozostałe były w odcieniu wschodzącego słońca. Naprzeciw okna balkonowego znajdowało się biurko z obrotowym krzesłem i meble, dalej stało łóżko pełne poduszek, obok lampa nocna, nieopodal były dwa regały z jakimiś książkami, a po jej prawej była szafa. -To jest cudowne. -w jej oczach stanęły na moment łzy. -Czyj to pokój?
-Twój.
-Nie udawaj.
-Naszego kumpla, ale jego nie ma i przyjedzie dopiero tydzień przed ślubem. -wyszczerzył się. -A teraz się rozpakuj i nie zwracaj uwagi na jego niektóre ciuchy w szafie. Ja zrobię kanapki.
-Dziękuję. -rzekła poważnym tonem patrząc mu prosto w oczy.
-Ech.. Marcyś. -przytulając ją mocno jeszcze uprzedził, żeby się zawsze zamykała kiedy wchodzi do łazienki.
-No witaj. Jak miło w końcu cię zobaczyć. -syknęła Vivan kiedy zobaczyła zbliżającego się Adama. Stojąc niedaleko wejścia szpitala oglądała swoje świeżo robione paznokcie.
-Tak strasznie cię przepraszam. -wyrecytował bez czucia. -W ogóle mamy teraz sajgon w pracy. Wszyscy nawalają i ..
-Nie tłumacz się. -przerwała mu z wyższością.- Idziemy. -mówiąc to zaczęła zmierzać w stronę parkingu.
-A co USG? -zapytał nadal stojąc w miejscu.
-Jedna kobieta się spóźniła i lekarz mnie przyjął wcześniej. -oznajmiła idąc zamaszyście dalej.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? -przybiegając stanął przed nią i popatrzył w bezwyrazowe, chłodne oczy swojej dziewczyny.
-Czy to by coś zmieniło? -uśmiechnęła się krzywo, a Adam tylko spuścił głowę. -No właśnie.
-Ruda, poczekaj.
-Daj mi spokój tatuśku. -mocno akcentując ostatnie słowo wyminęła go i z gracją wsiadła do jego terenówki.
Adam jeszcze przez moment stojąc w tym samym miejscu patrzył prosto w niebo.
~Ja pierdole... -mruknął do siebie. ~Co ja jeszcze muszę zrobić, żeby było dobrze? Nosz kurwa!
-Opanuj się młody człowieku! -słysząc obcy głos podskoczył jak oparzony.
-Przepraszam. -wydukał starszej pani i lekko spanikowany wsiadł do samochodu by odwieźć Vivan do domu.
-Kolacja! -dobiegł z kuchni głos Krisa.
-Moment! Jestem w łazience! -odkrzyknęła mu kuzynka i zaczęła się szybciej ubierać. ~Nie masz się co stroić. To tylko jego koledzy, a poza tym jeszcze ich nie ma. To co masz na sobie jest w porządku. Granatowy podkoszulek, spodenki i trampki. Jeszcze zwiąż włosy i będzie super. ~instruowała siebie. Poprawiając grzywkę stwierdziła, że jeszcze lekko poprawi usta błyszczykiem. Wychodząc usłyszała jak nagle pewna chmara ludzi wtargnęła do mieszkania. Tyle hucznych, mieszających się głosów i w dodatku każdy krzyczał co innego. Spanikowana z powrotem zamknęła się w łazience.
-Jezu. -serce biło jak oszalałe -Ja tam nie wyjdę. -opierając się o drzwi raz po raz brała głębokie oddechy. Już prawie wyrównała tętno kiedy ktoś znienacka zaczął pukać.
-K-k. -odchrząknęłą nerwowo i spróbowała jeszcze raz. -Kto tam?
-Ola siniorita Marcelina. -usłyszała chórek głosów. Uśmiechając się pod nosem, wzięła na odwagę jeszcze jeden wdech i otworzyła drzwi. Jej oczom ukazały się sylwetki czterech chłopaków.
Lekko skrępowana zamknęła drzwi i uśmiechając się poszła szybkim krokiem do kuchni, gdzie zmierzyła kuzyna wzrokiem mordercy, na co ten wybuchnął gromkim śmiechem.
-Dlaczego oni się tak gapią? -szepnęła mu na ucho gdy jedli kolację.
-No wiesz.. podobasz im się młoda.- Marcelina krztusząc się prawie na śmierć kopnęła go pod stołem, a pozostali panowie obserwowali jej każdy ruch.
-Nie wejdziesz? -spytała z nadzieją Vivan kiedy stali pod jej domem, lecz odpowiedziało jej milczenie i wbity przed siebie wzrok Adama. -Mhm. -zaciskając usta w wąską kreskę zaczęła grzebać w torebce i rzucając mu kopertę na kolana wyszła trzaskając drzwiami.
Adam czuł się bezradny, miał ochotę się popłakać. Połykając wielką gulę w gardle ruszył sprzed bramy Vivan i pojechał do domu. W drodze nie myślał o nikim innym jak o Marceli. Brakowało mu jej dowcipów, narzekania, dotyku, ukradkowych spojrzeń, pocałunków, nocnych wycieczek, jej zamartwiania się bez powodu, troski, szeptów, krzyków, kłótni, tańców, a nawet zakupów z nią. Tęsknił. Tak bardzo mu jej brakowało. Widział ją kiedy zamykał i otwierał oczy, widział ją gdziekolwiek nie spojrzał, w każdej kobiecie widział jej twarz, co druga rzecz kojarzyła się z Marceliną, tylko jedna osoba mu jej nie przypominała. W niczym. Vivan - zupełne przeciwieństwo Marceli. Przy Rudej czuł się obco, niepewnie, jakby zaraz miała go skrytykować, że znowu coś źle powiedział, coś źle zrobił.
A przecież jego mała Marcelinka taka nie była. Zaciskając mocniej ręce na kierownicy dodał gazu. Mijając swój dom pojechał do parku. Wysiadając mimowolnie włożył do kieszeni kurtki kopertę i poszedł nad jezioro. Siadając nad brzegiem myślał, wspominał, czuł. Kochał ją. Kochał swoją małą Marcelinkę.
~Skoro ją kochałeś to dlaczego pozwoliłeś, żeby tak cierpiała? I to przez ciebie! ~ odezwał się w nim głos sumienia. Otworzył oczy i poczuł jak parę łez spłynęło mu po policzku.
Sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu chusteczek, lecz wyjął tylko zgniecioną kopertę. Otwierając ją zobaczył zdjęcia USG jego małego dziecka i receptę z zaleceniami i pieczątką.
-Doktor Alex Rappalo. - prychnął i zapatrzył się na zdjęcie. Pociągając nosem wykrztusił: -Nie martw się mały. Będę dobrym ojcem... obiecuję ci to.
![](https://img.wattpad.com/cover/60338784-288-k825531.jpg)
CZYTASZ
"Jak w Kopciuszku"
Romance- Kiedy trzy lata temu przylecieliśmy z rodzicami do Los Angeles byłam wściekła, wręcz zdruzgotana. Przez całą drogę moja siostra migdaliła się ze swoim chłopakiem, a ja siedziałam jak ten kołek i marzyłam, żeby i mnie coś takiego spotkało.. -I co...