Rozdział 14

1.8K 134 13
                                    

-Mamoooo! -Krzyknąłeś zdenerwowany.
Musieliśmy najszybciej ją powiadomić i ... Chyba zacząć uciekać.
Pani Malfoy odrazu pojawiła się na schodach i zaszła na dół.
-Coś się stało? Któremuś z was ? Jedziemy do szpitala?
-Nie, posłuchaj mnie przez chwilę! -Wrzasnąłeś.
Zobaczyłam dziwny błysk w oku twojej matki.
-Lucjusz...uciekł z azkabanu. -Szepnąłeś.
-Draco, musimy uciekać, nie moze nas teraz znaleźć ! On nas zabije. Ją tez ! -Wskazała na mnie palcem.
-A co ja mam z tym wspólnego ? -Natychmiast umilkłam. Spodziewałam się odpowiedzi.
-Jestes z nim. To wystarczy.
-Nigdzie nie uciekamy. My wracamy do Hogwartu. -Odparłeś.
-A co ze mną?-Spytała twoja matka wyraźnie zaniepokojona.
-Coś...-Wdarłam Ci się w słowo.
-Harry! On moze Ci pomóc. No oczywiście jesli będzie chciał. Możemy Cię ukryć w starym domu Syriusza. Oczywiście jesli zdradzi Ci jego położenie , bo On moze tylko to zrobic ponieważ jest strażnikiem tajemnicy.
-Musi pomóc, twoje zycie jest także zagrożone.
Wysłałam do niego patronusa z wiadomością o sytuacji . Wydra zniknęła z moich oczu.
Natychmiast otrzymałam odpowiedź.
Biały jeleń przygalopował z odpowiedzią.
-Hermiona! Zaraz będziemy na miejscy. Przetransportujemy Cię bezpiecznie do szkoły...no Dracona też.
Resztę opowiem jak się zobaczymy. Za dwie minuty będziemy w salonie .
Jak Harry powiedział , tak zrobił .
Usłyszeliśmy lekki huk w salonie. -Musisieli użyć sieci Fiuu-Powiedziałam .
-Musieli ? Myślałem ze przybędzie sam Potter.
-Oszalałeś? Zawsze ktos z nim jest.-Zaśmiałam się, choć nie był to dobry moment.
Skierowaliśmy sie do salonu. Nie pomyliłam się. Zobaczyłam Harrego, Rona, Ginny i Lunę.
Od razu uśmiech wrócił na moją twarz.
-Hermiono!
Wybraniec podbiegł do mnie i przytulił.
-Nie chciałem-Kontynuował. -Nie znałem prawdziwych intencji Draco, sądziłem że nadal jest zły. Myliłem się. Musimy was chronić.
Puścił mnie i podszedł do Ciebie wyciągając dłoń.
-Zgoda ?
-Zgoda.-Ująłeś jego rękę, niepewnie nią potrząsając.
Przytuliłam pozostałych przyjaciół.
-Dobra, to tak. Przetransportujemy się do Hogwartu. Nie możecie nigdzie wychodzić ...tylko co z Tobą Narcyzo ? -Spytał Harry.
-Zdradź jej, gdzie znajduje się dom Twojego ojca chrzestnego. Tam powinna byc bezpieczna.
-Ron. Weź ich do zamku, ja zaraz do was dołączę tylko deportuję się najpierw z Panią Malfoy. -Drżał mu głos.
Złapałam Cię za rękę w nerwach. Przywołałam nasze rzeczy i weszliśmy do kominka razem z Ronem i Luną.
Dziwne-Pomyślałam. Wszyscy się zamieściliśmy.
-Pomyluna wzięła garść proszku do teleportacji i Krzyknęła:
-Hogwart, gabinet profesora Slughorna!
Wszystko zawirowało.
Nawet nie zdążyłam spojrzeć na pozostałą dwójkę, ktora została w rezydencji.
Wylądowaliśmy w dokładnie tym miejscu ktore wskazała przyjaciółka .
Wypadliśmy z impentem na podłogę. Wszyscy byliśmy w sadzy. Widocznie było nas za duzo. Wstałam i się otrzepalam. Każdy poszedł za moim przykładem. Byliśmy w miarę czyści.
-To gdzie idziemy ? -Spytał Ron.
-Do pokoju wspólnego Gryfonów.-Odparlam.-Tam poczekamy na Harrego i naradzimy się co dalej.
Wziąłeś nasze walizki.
W ciszy doszliśmy do dormitorium. Przeszliśmy przez portret grubej damy, nikogo nie obchodziło, ze znasz juz hasło.
Każdy usiadł na fotelu.
Nie mieliśmy ochoty na rozmowy.
Pozostało nam tylko czekać. Nerwowo założyłam nogę na nogę , gdy zdałam sobie sprawę, ze minęło juz 40 minut.
-Co sie z nim dzieje? Mam nadzieję , ze nadal jest cały.-Luna westchnęła.
-Raczej miej nadzieję, że nadal jest żywy.
-Ron!- Krzyknelam! -Przestań tak mowić !
-uh-Tylko tyle zdołał wydusić.
Dopiero po jakiejś następnej godzinie zobaczyliśmy Harrego w drzwiach pokoju wspólnego. Był cały spocony i zmęczony.
-To...Malfoy...Lucjusz. On...On nas znalazł. -Nadal nie mógł złapać tchu.
-Usiądź i ochłoń najpierw. -Zaproponowałam.
-Nie! On znalazł mnie jak wyszedłem z kwatery głównej. Groził mi. Stoczyliy pojedynek. Nie chciałem mu niczego powiedzieć. On na pewno do nas dotrze, to tylko kwestia czasu. Odkąd nie ma Dumbledora na pewno się nie ośmieli. Draco, jestes najbardziej zagrożony. Od tej pory nie możesz byc sam. Hermiona zamieszka w Twoim pokoju. Na śniadania będziemy chodzić grupą. Musimy wszyscy nawzajem się pilnować. To bardzo ważne. -Powiedział.
- W co ja nas wpakowałem? -Spytałeś.
-To nie jest Twoja wina , tylko Lucjusza.-Usiłowałam Cię pocieszyć.
-Nienawidzę Go! Sądziłem, że po Bitwie o Hogwart nawróci się, a On uważa ze to wszystko nasza wina , ze Voldemort umarł ,ze nie podporządkowalismy sie wszystkim rozkazom.! -Widziałam w tobie  gniew. To było straszne.
- Przestań.-Szepnęłam. Podeszłam do Ciebie i mocno Przytuliłam.
Ron wydał dźwięk jakby wymiotował.
-To nie jest dobry moment, Weasley-Luna Go szturchnęła.
-No dobra, dobra.
Nie przeszkadzały mi Jego żarty. Wlasnie w tych najcięższych momentach powinniśmy byc weselsi
-Co teraz?-Spytałam.
-Działamy według mojego planu. A pozniej to zobaczymy.-Usłyszałam w odpowiedzi.
- Sądzę, że powinnismy isc do profesor Mcgonagall. Ona powinna nam pomoc i zwiekszyć ochronę zamku.-Wtrąciłeś się.
-On ma racje, nie możemy działać sami. To pójdzie tylko na naszą niekorzyść. - Luna zamknęła sprawę.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia , do Gabinetu Dyrektorki. Nie mogliśmy dłużej czekać.

Pierwsza minuta. ~DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz