~Sara~
Osiem lat wcześniej
-Dobra.- do salonu wpadł Luke z mnóstwem siatek pełnych różnych owoców, soków i innych dupereli. Byłam teraz w dziewiątym miesiącu ciąży, a dzięki blondynowi czułam się tak jakbym sama była niemowlakiem. - Tu masz kiwi, pomarańcze, banany, jabłka, truskawki i gdzieś jeszcze powinny być jakieś witaminy i soki.- rozglądał się po siatkach.
-Luke, czy tu obrabowałeś Tesco?- Ala zaśmiała się na widok tego asortymentu.
-Ja się po prostu troszczę.- odezwał się poważnie.
-No bo on jest prawdziwym mężczyzną.- babcia wtrąciła się do rozmowy. - Zajmuje się swoją kobietą, nie to co ty. - wskazała z pogardą na tatę. - Stary, głupi, pomarszczony i niedojebany trep.-wymieniała, machając ręką przy każdym następnym argumencie.
-Mamo.- upomniała ją mama.
-Tereska w ogóle się nie udzielaj bo jej coś tłumaczyć to jak debilowi. Wiesz, że masz rację, ale i tak ona dalej ciągnie swoje.- wtrącił tata.
-Nie kłóćcie się bo to nie służy ciąży.- Lenka postanowiła odezwać się za co byłam jej wdzięczna, ale niestety blondynka nie była mistrzem w rozwiązywaniu konfliktów i tak właśnie zaczęło się od wymiany zdań babci i taty, a skończyło się na głośnych krzykach wszystkich zebranych w salonie, a było nas całkiem sporo.
Nagle poczułam coś mokrego na moim udzie... Mój Boże zaczęło się...
-Ej!- jęknęłam niespokojnie, opierając się o zagłówek kanapy. - Wody mi odeszły!- krzyknęłam drżącym głosem.
W salonie zapanowała przeraźliwa cisza, którą przerwały głośne piski Luke'a. Mama, Ala, Lenka i Oliwka poprowadziły mnie do łazienki, a po drodze jeszcze zdążyłam zobaczyć jak babcia sprzedaje Luke'owi porządnego strzała z liścia by się uspokoił.
-Mike napuść wody do wanny!- rozkazała mama.
-Co?!- przeraziłam się.
-Urodzisz w domu.- wytłumaczyła mi spokojnie, przytrzymując mnie za rękę.
W łazience Oliwka gorączkowo poszukiwała odpowiedniej ilości ręczników, Alicja sprawdzała temperaturę wody, a Lenka pomagała mi się rozebrać. Za drzwiami słyszałam jeszcze różne piski i krzyki, które niewątpliwie należały do Luke'a lub taty. Oni oboje na pewno to bardzo przeżywają...
-Spokojnie skarbie.- mama mnie uspokajała, gdy wchodziłam już do wanny. - Będzie dobrze.- zapewniła mnie, trzymając mocno moją rękę.
Nagle drzwi się otworzyły, ukazując babcię i Claum'a.
-Rozstąpić się.- rozkazała babcia. - Jestem profesjonalistką, urodziłam Teresę na stole w kuchni, więc wiem co robię.- zbliżyła się do wanny, a Cal towarzyszył jej na każdym kroku.
Oddychałam szybko i głęboko, a fakt, że właśnie rodzę nadal do mnie w pełni nie docierał.
~Luke~
Chodziłem w kółko po całym salonie, kursując między kanapą, a korytarzem i drzwiami łazienki. Nigdy nie byłem tak zestresowany jak teraz, a Budyń w niczym nie pomagał. Nie dość, że to bydle zrobiło się takie ogromne to jeszcze jak się już gdzieś położy to leży tam jak wół, przez co parę razy potknąłem się o niego.
-Kurwa.- Waldek złapał się za głowę. - Dziedzic rodu się rodzi.- spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Ashton i Mike siedzieli roztrzęsieni na kanapie, natomiast Fifi grał z Anią w Monopoli. Ich zainteresowanie sprawą mnie poruszało...