Rozdział 18

1.3K 105 9
                                    

Każdy komentarz jest jak złoto. Dziękuje wszystkim, którzy je zostawiają.

Laura

,, You're a doll, you're flawless.
But I just can't wait for love to destroy us.
I just can't wait for love.
The only flaw, you are flawless.''
The Neighbourhood ,, Flawless''

Chodził za mną jakby był moim cieniem. Nie spuszczał mnie na krok. W normalnej sytuacji
podobałby mi się ten stan rzeczy; uwielbiałam być adorowana i podziwiana.
Chris Craven.
Członek czystokrwistego rodu, ale nieposiadający większego majątku.
Puchon; sprawiedliwy, grzeczny, poukładany. Cechy, które kontrastowały z moimi.
Na ostatniej imprezie oboje byliśmy podchmieleni. Nie wiedzieliśmy, w jakim towarzystwie się bawiliśmy. Przynajmniej ja nie wiedziałam, bo gdybym była tego świadoma nigdy nie zamieniłabym
z nim ani jednego słowa.
Musiałam przyznać, że mimo iż nie zniewalał wyglądem, był dobrze zbudowany, koszula zawsze widocznie opinała mu się na mięśniach. Jego nieporadność działała jak ciche ostrzeżenie przed bliskim kontaktem z tym chłopakiem. Kiedy widział mnie, zdawało mi się, że dostrzega zielone światło.

Powoli zbliżał się Bal Halloweenowy, a ja wciąż nie mogłam się go pozbyć jak pies rzepy przy ogonie. Melanie i Patty zaczęły nazywać go rzepą za każdym razem, gdy jego cień spowijał zamkowe ściany.
W moim rodzie kobiety zazwyczaj były kurami domowymi, a mój los od dzieciństwa zdawał się zmierzać w podobną stronę. Jakby był prowadzony przez zaciętego konduktora, którego celem jest doprowadzenie do nieszczęścia.
Cóż, miałam odmienne plany już jako dziewczynka. Chłopcy, których spotykałam podczas pierwszych lat nauki lekceważyli mnie z powodu drobnej sylwetki i niskiego wzrostu. To ja jednak śmiałam się ostatnia.
Stałam się perfekcją samej siebie; rzucałam kośćmi przeznaczenia i ogłaszałam werdykty. Zwycięzca bierze wszystko.

Zapracowałam sobie na stanowisko prefekt naczelnej. Żaden mężczyzna nigdy mną nie dyrygował. Nie była, niczyją marionetką zawieszoną na sznurkach z żelaznych łańcuchów.Nie pozwoliłam im na to. Jedyną osobą, która mogła mnie zniewolić byłam ja sama. Pisałam własny scenariusz, dyrygowałem muzyką każdego nadchodzącego poranka.

Jednak po jakimś czasie powoli, choć nigdy bym się do tego przed nikim nie przyznała, zaczęłam się przywiązywać do obecności Chrisa.
Dało się z nim porozmawiać i jak się okazało nie był typem ,,potakiwacza'', nie bał się wyrażać swojego zdania, nie podważając mojego i starając się go zrozumieć. Nikt mnie tak nie traktował.
Ale wiedziałam, że moja sympatia do niego nie może wróżyć nic dobrego. Nie potrzebowałam do tego kryształowej kuli. Nie kłamałam, gdy rozmawiałam z Malfoyem- żadna dziewczyna nie chciała złamanego serca. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mogłabym żyć w związku z kimś takim jak Craven. W każdym calu wydawało mi się to absurdem; jak odwrócona rzeczywistość w czarodziejskim lustrze.
-Czekaj, Lauro- zawołał mnie, wybiegając zza rogu korytarza.
Złapał mnie delikatnie swoimi silnymi rękami
- Zastanawiałem się czy może...
-Czy może co, Chris? Czy z tobą nie pójdę na bal? Wybacz, ale chyba nie masz czegoś takiego jak wyobraźnia. Jak myślisz, że by to wyglądało?
Wyrwałam ramię z uścisku jakbym miała przelotny kontakt z ognie .
- Och, jesteś dla mnie troszkę za surowa- powiedział, szczerząc się jak głupi- Mam wyobraźnię..tylko może trochę zbyt wybujałą.
-Jeśli obejmuję ona mnie w skąpych majtkach, to faktycznie zapisz się do psychologa, Craven.
Próbowałam odejść, ale on mi na to nie pozwalał.
-Czemu zawsze udajesz taką zdzirę?- zapytał prosto z mostu, a ja zaczęłam mieć ochotę uderzyć go z całej siły w twarz i rozorać ją tipsami.
-To ciekawa rozrywka. Spróbuj. Wybacz. Nie jesteś dziewczynką. Musisz przyznać, że to mylące przez długość twoich włosów...
Znów sięgnął ku mojemu przedramieniu, a ja tym razem zaczęłam się wyrywać i wykrzykiwać słowa, które z pewnością nie przystają ,,damie''. Parę głów odwróciło się w naszą stronę, byli hienami żerującymi na nieszczęściu innych. Ich oczy błyszczały jak żółte ślepia.
-Może chodźmy do pustego korytarza, chociaż- warknęłam, ale na szczęście się zgodził.
-Nie lubisz mnie?
Wywróciłam oczami, opierając się o ścianę.
-Co to za pytanie, Craven? Twoja obsesja...- zaczęłam gestykulować, ale nie dane mi było skończyć zdania.
-Myślałem, że dobrze nam się rozmawia, Wiesz, widuję cię codziennie. Jak wchodzisz przez drzwi do pomieszczenia widzę mądrą, ładną dziewczynę, która pogubiła się w tym świecie. Samotna przeciw zgrai idiotów. Nagle na twojej twarzy pojawia się maska, odtrącasz każdego. Chciałbym móc cię ocalić, ale ty nie chcesz przyjąć pomocy, Lauro...
Jego ciemne oczy wyrażały dziwny smutek. Mogłabym się w nim zanurzyć, poczuć jak obmywa moją skórę, zdjąć ciężar z jego ramion. Wymienić się bliznami. Odkryć oceany łez.
Każda drobna komórka, która mnie tworzyła, krzyczała o pomoc jednocześnie ją odtrącając.
-Ja nie potrzebuję ratunku. To gra. Moja gra- ja się bawię, ja wygrywam. Nie mam sojuszników, którzy pocieszą mnie, kiedy potrzeba. Istnieją zasady, które muszą być przestrzegane. Kiedy ludzie cierpią przez to, co wytworzyli jako swój obraz, nikt nie powie im, że nie są beznadziejni. Nagle ty oszukujesz; płyniesz pod prąd. Utoniesz. To wbrew wszelkim zasadom jakie znam, Craven...
Zamilkłam; cisza zatańczyła między nami. Czy doszło już do tego, że moje drugie ja zaczynało toczyć walkę z powierzchowną Macmillan?
Chciałam krzyczeć, żeby obie się zamknęły, uspokoiły, dały mi spokój. Ale one nigdy nie odpuszczały.
Przecież były mną.
Chris oparł ręce nad moją głową i rozejrzał się wokół siebie.
-Chciałbym umieć złamać twoje zasady. Po prostu, zaufaj mi. Udajesz szczęśliwą, ale widzę to w twoich oczach- nie jesteś. Czemu nie dasz mi szansy?
Pokręciłam głową, czując dziwny ból przejmujący kontrolę nad moją klatką piersiową.
-Zasługujesz na o wiele więcej. Jesteśmy z innych bajek. Nasze przeznaczenie patrzy na nas i się śmieje. Bo przecina nasze drogi, a karze zbudować między nimi mur.
-Mógłbym go zniszczyć- zapewniał, łamliwym głosem.
Czułam się, jakbym przepędzała jeden z nieproszonych snów, które mąciły mój umysł. Ładne usta Chrisa szeptały do mnie słowa, zapewniając mnie jak wiele może zmienić. Kuszące słowa, które odbijały się echem w mojej głowie, zrównując swój rytm z galopem serca.
-Ale ja będę go naprawiać.
-Wiem. I dlatego czekam na twój wybór. Chcę cię ocalić, ale nie mogę czekać aż miłość zniszczy nas oboje.
Wybuchłam perlistym śmiechem, nie zważając na uczucia chłopaka. Nie wiem czemu urósł we mnie jak pierwszy wiosenny kwiat. Brzmiał jak chichot divy, a w rzeczywistości był pełen goryczy.
-Miłość?- spytałam, czując jak łzy kształtują rzeki w moich oczach.
Co on sugerował? Że mogłam się w nim zakochać?
Czy jego uczucia były tak głębokie?
Moje uczucia zdardzały mnie szkarłatem na bladych policzkach, szkłem ciemnych oczu. Znajdował się tak blisko, że byłam dla niego otwartą księgą. Nie potrafiłam dalej udawać.
Rozwiązał wszystkie równania; nie mogłam wrzucić jego serca do worka wraz z innymi, które złamałam. Nikt nie wiedział w jakich szczątkach znajdowało się moje.
-Jesteś idealna. To twoja jedyna wada, ale uwielbiam cię za nią. Pozwól mi być jej częścią- powiedział, szpecąc do mojego ucha.
Słowa brzmiące jak kołysanka, pocieszenie po przepłakanej nocy, bezpieczeństwo po długiej, trudnej podróży.
Nieświadomie obróciłam głowę tak, że nasze usta stały się jednością.
Szloch próbował uciec z mojego ciała, gdy odkryłam uczucie, którego nie znałam. Oplotłam jego szyję rękoma, wpijając się mocniej w usta. Wziął mnie na ręce, moje nogi oplotły sylwetkę Chrisa.
Nasze języki tańczyły szybki, niekończący się taniec. Zdałam sobie sprawę, że zamknęłam oczy, kiedy przestał. Zawsze miałam otwarte oczy, gdy całowałam chłopców..
Odgarnęłam kosmyk włosów z jego twarzy, delikatnie skroplonej potem.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, której pozwoliłam nie zginąć.
- Ubierz jakąś ciemną koszulę, dobrze?- spytałam, wybuchając krótkim śmiechem.
Zrobił to samo.
-Jeśli to sprawi, że będziesz szczęśliwa...
-Podreperujemy trochę twój styl...- przekomarzałam się z nim, rysując kółka na jego ramieniu.
Postawił mnie na podłodze i spojrzał się na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Źle się ubieram?- zapytał, unosząc do góry grube brwi.
Pokazałam gestem, że nie za dobrze, a szatyn porwał mnie w ramiona i zakręcił tak, że wylądowałam w jego objęciach.
Mogłam wyczuć zapach szamponu i męskich perfum.
Kosmyki kasztanowych włosów Cravena łaskotały moją twarz.
-Troszeczkę. Ale nie martw się, przynajmniej nikt cię nie pomyli z gejem.

Scorose|| ,,It isn't that hard boy, to like you or love you''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz