1.Wpadka

875 115 15
                                    

25 czerwca

Ciężkie drewniane drzwi ustępują pod naporem moich palców. Ruszam do krawędzi dachu i z pogardą spoglądam w dół na przepiękny angielski ogród. Wszystko w nim kwitnie i krzyczy, że o jego utrzymanie dba  niezmiernie utalentowany ogrodnik. Taki, któremu trzeba pożądanie zapłacić. Ale jest to uczciwa transakcja. Widać, że wykonawca włożył w projekt własne serce.

Odpalam papierosa i daję mojemu ciału się odprężyć. Przez ten jeden wdech, pozwalam sobie zapomnieć o wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnich dniach, Ale problemy zaraz powracają do moich myśli z podwojoną siłą, a wraz z nimi przemożne uczucie porażki i upokorzenia. Powoli rozpamiętywanie tych emocji staje się nieodłącznym elementem mojego życia.
Odtwarzam w głowie po raz tysięczny ten dzień, kiedy podpisałam swój wyrok śmierci. Pociesza mnie tylko jedno- że mam dobre usprawiedliwienie.

Kiedy wróciłam do domu, po włamaniu do apartamentowca Grodona Forda, wzięłam tylko szybki prysznic, zmieniłam ubranie i od razu pojechałam do mieszkania mojej matki.

Weszłam do środka, cichutko zsuwając ze stóp buty. Nie chciałam jej obudzić, ale mama już zdążyła wstać i zamknąć mnie w powitalnym, gorącym uścisku, który niestety sprawił mi ogromny ból.
Zadrżałam w duchu, kiedy wyczułam, że znów schudła. Byłam w stanie wyczuć każdą, najdrobniejszą kość pod materiałem jej lnianej koszuli.

Moja mama chorowała na białaczkę; dowiedziałyśmy się o tym pół roku temu.
Dzień, w którym powiedziała mi, że jest chora, był najgorszym w moim życiu. Był nawet bardziej bolesny od dnia śmierci mojego ojca.

-Cześć mamo, co tam u ciebie?- zapytałam. Kiedy się widziałyśmy, nigdy poza szpitalem nie rozmawiałyśmy o jej chorobie- Właśnie wybierałam się do pracy i stwierdziłam, że zajrzę do ciebie na chwilkę. Chcesz może herbaty?- zapytałam, idąc do kuchni.

"To kłamstwo mamo, zwolnili mnie." Zacisnęłam wargi i starałam się nie zwracać uwagi na ten cichy, lecz naglący głos w mojej głowie

Tymczasem woda w czajniku się zagotowała, a mama postawiła szklanki dla nas na blacie.
Miała dzisiaj na głowie różową chustę w lilie i długie kolczyki.
Pomimo choroby wyglądała przepięknie.
Nasi znajomi mawiali, że jesteśmy podobne, lecz ja nigdy nie zauważyłam żebyśmy dzieliły wspólne cechy.
Kiedyś, przed chemioterapią, miała brązowe włosy, ja jestem blondynką. Odznaczała się niskim wzrostem i kuszącymi krągłościami. Miała w sobie pełno gracji, której zawsze jej skrycie zazdrościłam.
W towarzystwie przyciągała wzrok, a kiedy mówiła wszyscy przy stoliku milczeli, przysłuchując się jej w pełnym skupieniu.
Ja za to byłam szczupła, wysoka i nie miałam tyle charyzmy.

-Co cię gryzie Gigi?- na jej twarzy malował się wyraz troski-Przejdźmy do konkretów- powiedziała, chwytając mnie za ramię- Zawsze uczyłam cię, że odwlekanie trudnych spraw w czasie, do niczego nie prowadzi. Słucham, co chcesz mi powiedzieć?Pomogę ci i razem znajdziemy rozwiązanie - próbowała mnie pocieszyć.

Zaczerpnęłam głęboko powietrza w płuca.

-Musimy wyjechać. Obawiam się mamo, że nie mamy wyjścia. Zrobiłam coś okropnie głupiego- przyznałam się, wbijając wzrok w kafelki pod naszymi stopami. Łzy przysłoniły mi wzrok, przy mamie zawsze szybko robię się miękka.

-Nie becz głupku!- napomniała mnie- to prawda , czasami nie używasz głowy, masz to po tacie, ale na pewno nie jest tak źle...Już tyle razy przeżyłaś takie sytuacje....

-Mamo! To nie jest to samo!

-Jak to nie jest? Pamiętasz, jak w 2 klasie liceum, nienawidziłaś się z tym chłopcem Jakiem? Robiłaś mu paskudne psikusy...

Oszukana zakochana|| H.S. Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz