Moje nogi są podkulone pod postrzępionym granatowym kocem, palce dłoni zaciśnięte w okół porcelanowego kubka. Wypuszczam powoli powietrze z ust i zaciągam się zapachem świeżo zaparzonej kawy. Moje lewe ramię jest przemarźnięte od dotyku zimnej szyby. Przygryzam dolną wargę i próbuję nie koncentrować uwagi na niczym konkretnym. Moje myśli wypełnia pustka, kiedy siedząc na parapecie spoglądam na samochody sunące po jezdni.
Kupiłam moje pierwsze mieszkanie.
Jest małe, zakurzone i stare. Usytuowane w nienajlepszej dzielnicy, ale jednak moje.
Miejsce w którym mogę puścić hamulce, rozplątać liny i wreszcie przez chwilę być sobą. Schronienie, w którym nie muszę udawać....w którym w ogóle nic nie muszę. Mogę tak tu siedzieć całymi godzinami, dniami, miesiącami, latami i sączyć herbatę, nie słuchając tych głosów, nie oglądając tych twarzy.
Nikt mi tego nie zabroni. Nikt nie powie: Gigi zejdź z parapetu bo przemarźniesz i będziesz chora.Zastanawiam się, czy już zawsze tak będzie. Czy już zawsze będę skazana na życie w ciszy?
Samotności.
Czy tę ciszę przepędzi kiedyś oddech innej osoby, przedzierając się do moich uszu, do mojej duszy?Nie.
To niemożliwe żeby ktoś mnie pokochał.A jednak...Staram się walczyć o tę miłość za każdym razem. Mam wrażenie, że im dłużej jej nie dostaję, tym bardziej jej pragnę, tym mocniej jej szukam.
Jestem żałosna.
Prycham pod nosem i sięgam po telefon, który położyłam wcześniej na rozkładanym plastikowym krześle. Na wyświetlaczu pojawia się jedna wiadomość.
Styles: Gdzie jesteś?
Szybko wystukuję swój adres i go wysyłam. Po chwili namysłu stwierdzam, że wcale nie chcę tu teraz Harrego , ale jest już za późno, wiadomość zdążyła dojść do jego telefonu.
Ja: Po co ci mój adres o tej porze?
Wcale się nie dziwię, kiedy przez następne 25 minut nie otrzymuję odpowiedzi, za to słyszę łomotanie. Podnoszę się powoli z parapetu i kieruję odrętwiałe nogi do drzwi. Zdejmuję łańcuch, przekręcam zasuwę i otwieram, by napotkać wkurwione spojrzenie Harrego.
-Co ty robisz w Croydon?
- A jak myślisz idioto? Mieszkam tu- odpowiadam przeciągle i niedbale, nie rozumiejąc absurdu tego pytania.
- Tu się roi od hołoty. Nie będziesz tu mieszkać. Zaraz cię okradną, porwą i zabiją.
-Boże Styles to nie fawele, ani nie dżungla, tylko pieprzony Londyn!- wykrzykuję unosząc ręce do góry.
Harry patrzy na mnie równie mocno zdenerwowany co wcześniej.
-Daj mi wejść.
-Nie, dopóki się nie uspokoisz!- syczę i podpieram się pod boki.
Harry nie czeka na dalszy rozwój sytuacji, tylko jak zawsze bierze to co chce, w tym przypadku mnie, bez pytania. Chwyta mnie za ramiona i zwyczajnie przepędza ze swojej drogi. Zamyka za sobą drzwi.
Zaciskam zęby tak mocno, że ich zgrzytanie odbija się echem od pustych ścian.-Tak jak myślałem. To wygląda jak nora jakiegoś ćpuna- wypowiada się Harry wszechwiedzącym tonem.
-Spierdalaj, nie wszyscy na tym świecie mają tak dobrze jak ty celebrytko- odpieram ostro.
![](https://img.wattpad.com/cover/64540050-288-k355788.jpg)
CZYTASZ
Oszukana zakochana|| H.S. Z.M.
FanfictionTo ona doprowadziła do rozłamu One Direction w 2015 roku. Została wynajęta, żeby rozetrzeć ten zespół w drobny piach. Historia oparta na faktach. ~~~~~~~~~ - Co masz taką minę Gigi?- pyta Harry, jego głos odbija się w metalowej windzie. - Nie odzyw...