2.Gentleman

601 94 13
                                    

Tłum ludzi zebrał się w ogrodzie. Jeśli dobrze pamiętam świętowali półmetek trasy koncertowej One Direction. Z tej okazji Harry zorganizował przyjęcie, zaprosił najbliższych znajomych i rodzinę. Zatrudniono kucharzy, obsługę, kelnerki, aby wszystko poszło idealnie.

Krążę między stolikami, trzymając w ręku tacę z kieliszkami szampana. Mam na sobie czarną sukienkę przed kolana i czarne szpilki, od których bolą mnie stopy. Na mojej twarzy rozciąga się sztuczny uśmiech. Jak zawsze w takich miejscach, przyciągam męskie spojrzenia, ale bardziej mi to przeszkadza, niż schlebia.
Głupi Gordon Ford nie wiedział, co tracił. Prycham pod nosem i rozglądam się dookoła. Cały czas tłucze mi się po głowie, jak mogłam nie rozpoznać Harrego?

-Pewnie to dlatego, bo cały czas to wypierasz ze swojego umysłu. Nawet nie zajrzałaś do tej teczki - mruczę do siebie idąc do kuchni.

- Hej! Ty!- za moimi plecami rozlega się piskliwy damski głos, z jakiegoś powodu wydaje mi się znajomy.

Sztywna na całym ciele odwracam się do tyłu, by zobaczyć chudą blondynkę, zmierzającą w moim kierunku.
A oto i ona gwiazda Ameryki.
Słodka nastolatka Taylor Swift, o ostrych rysach twarzy, sprawiających wrażenie arystokratycznych, wpatruje się we mnie przymrużonymi mroźnoniebieskimi oczami. Jej kształtne usta wyglądają wprost idealnie w czerwonej szmince dopasowanej odcieniem do sukienki.

-O co chodzi?- pytam,  unosząc jedną brew.

Swift posyła mi uśmiech. A ja od samego początku, wyczuwam, że jest to wymuszony gest.

-Musisz mi pomóc- oznajmia nie znoszącym sprzeciwu tonem, którym pewnie Faraon Tutenchamon zwracał się kiedyś do służących. 

Wykrzywiam twarz, a z tonu mojego głosu nie można wyczytać nic, prócz złości.

-Ja? Niby jak?- dopytuję,nie przychodzi mi do głowy żaden powód, dla którego mogłabym być dla niej przydatna.

-Chodź!- wykrzykuje, machając dłonią, abym za nią podążyła . Wywracam oczy do nieba, ale ruszam za nią, zawczasu przeciągle wzdychając. Przebijamy się przez tłum, zajmuje nam to sporo czasu, ponieważ Taylor z każdym musi się przywitać, wymienić uściski oraz miłe słówka.
W końcu udaje nam się dotrzeć do fontanny

- Widzisz ten pierścionek na dnie?- pyta Taylor pochylając się nad taflą niebieskiej wody.

- Nie, nic nie widzę- odpowiadam jej, mrużąc przy tym oczy. 
Domyślam się już, o co jej chodzi.

-Tam - wskazuje szczupłym palcem gdzieś, na środek- Wejdź do fontanny i mi go przynieś- rozkazuje prostując plecy.

Kładę ręce na biodrach i marszczę brwi.

-Chyba żartujesz. Sama sobie tam wchodź-  oburzona wykrzykuję.

Nie będę sobie brudzić rąk, dla jakiejś pudrowanej lali bez skrupułów. Za to chętnie popatrzę, jak sama brudzi sobie drogie buty.

Tay wybucha perlistym śmiechem, słysząc mój sprzeciw i przybliża się  robiąc małe, powolne kroki.

- Ja?- syczy-No już! Wskakuj, przecież ja nie mogę się tak kompromitować. Dziewczyno, jestem Taylor Swift- oznajmia tak jakby wymawiała imię conajmniej Boga.

Posyłam jej swój najpiękniejszy pół uśmiech, zarezerwowany specjalnie dla moich wrogów.

-Jestem kelnerką, nie dublerką tyłka!- krzyczę.

Swift aż odskakuje do tyłu. Roztrzepuje palcami swoją blond grzywkę, jej nozdrza falują przy szybkich wdechach i wydechach, kiedy przewierca mnie spojrzeniem.
Wygląda uroczo. Jak rozpieszczone dziecko, które nie dostało cukierka.
Ale nagle wybucha nieoczekiwaną przeze mnie złością. Zaciska palce w pięści i krzyczy na mnie, jakbym to ja wrzuciła ten pierścionek do fontanny.

Oszukana zakochana|| H.S. Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz