17 marzec 2014r.

34 5 1
                                    

Sobota
Shawn:

Droga Hope! Słoneczko moje!
 Ten list kieruje do Ciebie. Jeżeli znalazła to Twoja mama, chce aby Ci go przekazała. Zacznę od tego, że jesteś dla mnie całym światem. Kocham Cię nad życie. Jesteś moja małą królewną. Wiem, że jesteś krucha, przepraszam że to zrobiłem. Gdybym jednak tego nie zrobił byłoby gorzej.
Pewnego dnia, gdy Ty i Twoja mama, wyjechałyście do dziadków na weekend, pracowałem w garażu nad kolejnym karmnikiem. Przyszedł do mnie kolega i rozmawialiśmy na różne tematy. Cały ten czas byliśmy w miejscu mojej pracy. W pewnej chwili zemdlałem. Peter zadzwonił po pogotowie. W szpitalu zostałem tylko do niedzielnego poranka. Z badań wynikło iż mam nowotwór. Lekarze nie dawali mi zbytnio szans na przeżycie. Chcieli jednak spróbować, chemioterapia i te wszystkie dziwne rzeczy. Nie zgodziłem się. Nie chciałem żebyście wiedziały. Czułem się dobrze, nic mnie nie bolało. Wyszedłem ze szpitala na własne żądanie. Lekarze nalegali, próbowali mnie przekonać do leczenia. Ja dalej upierałem się przy swoim zdaniu. Gdy już się poddali, powiedzieli mi tylko, że to jest nowotwór genetyczny. Byłem na siebie wściekły, nie mogłem sobie wybaczyć, że nie zbadałem się wcześniej. Bałem się, cholernie się bałem, że ty też będziesz chora.
Hope, musisz się zbadać. Idź do lekarza. Nie możesz skończyć tak jak ja. Proszę Cię, zrób to dla Twojej matki. Ty nie możesz jej opuścić tak jak ja to zrobiłem.
To jedna z rzeczy, które chciałem ci powiedzieć.
Druga jest bardzo delikatna, ale i okropna.
Córeczko, nie chce żebyś cierpiała. Wiem, że pewnie teraz czytając ten list płaczesz. Hope słońce, nie płacz. Nie możesz uronić ani jednej łzy przez takiego człowieka jak ja. Zrobiłem coś, czego nie mogłem znieść. Zabiłem 2 ludzi.
Córeczko, ja nie chciałem, ja nie wiedziałem co mam robić.
Raz gdy poszedłem na piwo ze znajomymi, upiłem się za bardzo. A że była późna pora to zaczęły się wokół nas schodzić jakieś panienki. Jedna z nich poznałem. To była Karen. Moja koleżanka z młodych lat. Wyglądała seksownie, tak pociągająco. Resztę zrobił alkohol. Ja, nie chciałem, to wszytko nie miało się tak potoczyć. Później okazało się, że Karen jest w ciąży. Nie mogłem się pozbierać. Nie chciałem zrezygnować z rodziny, którą kocham nad życie, dla jednego błędu.
Kazałem jej usunąć te ciąże. Na początku mówiła, że tego nie zrobi, ale później już wiedziała że dziecko nie jest jej potrzebne.
Kupiłem jej tabletki, które miała połknąć. Wzięła odpowiednią dawkę i to był koniec. Jak i dziecka tak i jej. Karen zmarła. To wszytko przeze mnie. Nie mogłem żyć ze świadomością, że ich zabiłem.
Córeczko, nie musisz mi wybaczać. Rozumiem, że po tym co przeczytałaś nawet się do mnie nie przyznasz. Jednak proszę Cię, nie popełnij tego samego błędu co ja. Nigdy nie stań się taka jak Twój ojciec. Jestem na siebie wściekły. Nie mogę z tym wszystkim żyć. To dlatego to zrobię.
Hope, jesteś moją nadzieją. Nadzieją na człowieka jakim ja nie potrafiłem być.

Ten list był wstrząsający. Nie mogłem uwierzyć w to wszytko. Przecież ojciec Hope umarł na zawał. Jak to się stało?
Nie zadawałem jej pytań. Wiedziałem, że nie jest w stanie na nie odpowiedzieć. Przyciągnąłem ją mocniej i przytuliłem tak aby poczuła się bezpiecznie. 
-Damy radę Hope, zobaczysz- wyszeptałem do jej ucha.

Hope:

Nie mogłam tego wszystkiego znieść. Gdy znalazłam ten list nie chciałam go czytać. Jednak coś w środku mi kazało. Postanowiłam nie robić tego w domu.

Poszłam do parku. Usiadłam na drzewie, które naprawdę lubię i zaczęłam czytać. Płakałam i to bardzo. Gdy zjawił się Shawn nie wytrzymałam. Pokazałam mu list. On jako pierwszy dowiedział się co się stało z moim ojcem. 

Widać, że był zdumiony. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. 
Wyszeptał do mojego ucha słowa, które na chwilę mnie uspokoiły. 

-----------------------------------------
Starałam się napisać jak najlepiej ten list ;) 

Nie wyszło najgorzej ;)
Pozdrowionka!

W poszukiwaniu prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz