28 marzec 2014r.

31 7 2
                                    

Przepraszam za wszystkie błędy!
Piątek
Hope:
Nie wiedziałam jak pomóc Shawnowi. To okropne jak wiele rzeczy nie dostrzegają dorośli. Chce mu jakoś pomóc. Muszę. Ale nie potrafię. Jak? Co mam zrobić? Nie chce żeby on cierpiał. Jedno wiem napewno, muszę teraz z nim być. Muszę go wspierać. Często, gdy potrzebowałam pomocy, najważniejsze dla mnie było, aby ktoś przy mnie był. Zazwyczaj był to Ben, mimo że nie wiedział co się dzieje był przy mnie, wspierał i pocieszał. Najważniejsze, że nie gdy nie pytał. Nie potrafiłabym mu powiedzieć, może kiedyś się dowie o moim ojcu i o wynikach badań, w sumie to pierwsze ja muszę je poznać.
Stop.
Nie mogę myśleć teraz o sobie.

Siedzimy przytuleni do siebie, co chyba trochę mu pomaga, ponieważ nie czuje aby cały drżał, gdy ktoś nam przerywa. Jestem wściekła. Nie mam powodu, ale już po chwili wiem dlaczego się tak wkurzam.
Ona tu jest. Jessica. Ta, przez która Shawn jest smutny.
Po chwili niezręcznego patrzenia sobie w oczy, zabieram głos.
- Czy mogę w czymś Pani pomoc? - próbuje opanować wszystkie emocje i nie rzucić się na nią.
- Ja... yyy... przyszłam porozmawiać z Shawnem.
- Nie wiem...
- O czym chciałaś porozmawiać? - przerywa mi chłopak, który najwidoczniej jest zestresowany, ponieważ zaciska dłonie w pięści.
- O ostatnim spotkaniu, możemy porozmawiać na osobności?
- Shawn, to ja może pójdę? Zostawię was samych - mówię do chłopak schodząc z drzewa, lecz po chwili czuje jego dłoń na mojej ręce.
- Nie zostań -prosi - lepiej żebyś tu była - dodaje zciszonym głosem. Lekko kiwam głową i zostaje obok niego. - Hope zostaje z nami, chce żeby wszytko wiedziała.
- Sokor tak to okej, przejdziemy się? Będzie mi łatwiej - prosi dziewczyna, na co my przytakujemy i schodzimy z drzewa.
Idziemy wzdłuż jeziora, przez chwile nikt się nie odzywa, lecz zaczyna ta osoba która powinna- Jessica.
- Chyba muszę zacząć od tego, że chciałam Cię bardzo przeprosić, nie chciałam aby to tak wszytko wyszło... po prostu myślałam, że mnie nie poznasz, ze będziesz żył jak przedtem, nie dowiesz się o tym wszystkim...
- Najwidoczniej się myliłas, takich rzeczy się nie zapomina.- przerywa jej Shawn.
- O niektórych rzeczach trzeba zapomnieć, dlatego to wszystko tak się potoczyło.
- Wszytko, czyli co?
Shawn:
To wszytko zaczyna mnie drażnić. Niech ona wszytko powie! Teraz! Chce mieć to za sobą. Na szczęście jest obok Hope, która już o wszystkim wie i mogę na nią liczyć.
- Wszystko, czyli... - Jessica przeciąga, a ja niespodziewanie chwytam Hope za rękę, to troszkę mnie uspokaja. - dobrze... Shawn jestem twoja siostra, rozdzielili nas gdy byliśmy razem w domu dziecka. - mówi, a ja pawie mdleje- Shawn, nasi rodzice mieszkają teraz gdzieś na wybrzeżach miasta, nie miałam z nimi kontaktu odkąd wyszłam z sierocińca. Ciebie zaadoptowano gdy byłeś jeszcze pięcioletnim dzieckiem, ja zostałam. Nie chciałam z tobą iść, chociaż miałam szansę... kochałam Cię, naprawdę mocno, ale stwierdziłam że lepiej będzie nam osobno, przynajmniej tobie. Chciałam żebyś o niczym nie pamiętał, żebyś zaczął wszystko od nowa, zapomniał i żył w końcu normalnie, z rodziną która Cię bardzo kocha. Stało się, Ciebie zaadoptowano, a ja zostałam, wyszła dopiero gdy skończyłam 18 lat. Później zaczęłam pracować i tak oto jestem tutaj, z bratem, moim ukochanym braciszkiem, chociaż wolałabym żebyś nie wiedział...
- Braciszkiem? Cholera, ty mnie zostawiłaś samego! Mogłaś iść ze mną! Byłoby inaczej! - krzyczę, naprawdę zdziera sobie gardło. Dlaczego? Dlaczego nie chciała iść ze mną? Mogła, ale nie poszła. Tak w ogóle można? - Wiedziałbym o wszystkim i teraz nie byłoby tego wszystkiego! Cholera! Czemu to wszytko się stało? - mój głos zaczyna się łamać, w końcu odpadam na drogę, po prostu siadam na środku.
- Shawn, przepraszam, po prostu wiedziałam że bez wspomnień, które napewno przez mnie by do Ciebie przychodziły, byłoby ci lepiej.
- Gdzie są nasi rodzice? Czemu nie masz z nimi kontaktu? Czemu nas... oddali? - w końcu pytam o najważniejszą rzecz.
- Oni nas nie oddali, zostaliśmy im odebrani... matka nie dbała o nas, nie robiła obiadów, chodziliśmy głodni, a czasami nawet w brudnych ubraniach. Ojciec bił nas, ja miałam naprawdę dużo siniaków, raz nawet poszłam do szkoły z podbitym okiem, a ty... Ciebie bili często jak byłeś jeszcze malutki, za to ze nie chciałeś spać, za to że płakałeś... nie chciałam żeby cie tak traktowali, próbowałam Cię chronić, ale często też za to dostawałam... w końcu sąsiadka to zgłosiła i po tym przyjechały jakieś panie z opieki, zobaczyli jak to u nas wygląda i okazało się, że jedynym wyjściem jest po prostu dom dziecka. Poniekąd ucieszyłam się z tego wszystkiego, wiedziałam że tam nam będzie lepiej, nikt nas nie dotknie, będziemy mieli opiekę i tak było. Nawet nie wiesz jak bardzo było dobrze, tam, wszystkie dzieci były mile, opiekowano się nami i karmiono... Ciebie zabrali, do domu w którym mieszkasz teraz, to ten sam dom, w którym mieszkaliśmy przed trafieniem do domu dziecka, a mieszkasz tam dlatego, że ojciec zalegał z czynszem, po prostu ich wywalili, a najwidoczniej los tak chciał zebyś z twoją rodziną trafił do tego domu... tam gdzie Cię kochali i kochają... - przestaje na chwilkę i chwyta mnie za rękę - Shawn... pamiętaj zawsze cie kochałam i nadal kocham, jesteś moim braciszkiem, przepraszam za wszytko, za kłamstwa, za to ze Cię nie szukałam, po prostu chciałam abyś żył normalnie, jak zwykły człowiek... przepraszam.

Oddycham głośno. Chce to wszytko przeanalizować. Za dużo. Czy rodzice naprawdę tacy byli? Przecież we śnie jest inaczej. Tam jest wszytko okej. Nie rozumiem. Jak można być takimi tyranami, przecież to są rodzice, oni powinni kochać swoje dzieci, a nie robić im krzywdy. Nie znam ich, ale wiem napewno że prędko ich nie poznam. Po całej opowieści Jessicy po prostu zacząłem ich nienawidzić. Nienawidzę ich.
- Jess, przepraszam ale muszę ochłonąć, nie dam rady więcej tego słuchać... Hope? Zabierzesz mnie stąd? Proszę... - chce wrócić do domu, albo gdziekolwiek, gdzie poczuje się bezpiecznie. Mam dość wszystkiego.
- Tak pewnie Shawn, wstań - dziewczyna pomaga mi wstać i teraz patrzę prosto na Jessice.
- Dobrze Shawn, rozumiem, ale jeżeli już wszytko sobie ułożysz zadzwoń lub napisz, pamiętaj kocham Cię... - otarła łzę i odeszła.
- Chodź Shawn, idziemy do domu.
Nie mówiąc nic, poszedłem za Hope. Ucieszyło mnie to że poszliśmy do jej domu. Nie byłem gotowy na to wszytko. Hope wzięła mój telefon aby napisać do mojej mamy, że nocuje u kolegi.
Zaraz gdy przyszliśmy do jej domu, usiadłem na łóżku i mimo woli łzy spłynęła po moim policzku. Może to i głupie, bo faceci nie powinni płakać, ale ja już nie dałem rady. Po prostu płakałem, jak nigdy.
---------------------------------------
Jest i następny rozdział! Jak się wam podoba?
Rozdział znów pisany na telefonie i nie sprawdzany!
Dziękuję za tak wiele wyświetleń i gwiazdek! Kocham!
forever6alone ♡

W poszukiwaniu prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz