23

113 7 0
                                    

Telefon wibruje mi w dłoniach chyba już po raz setny. Mam naprawdę wiele nieodebranych połączeń od Cristofera.

Jest 22:30 za pięć minut będzie przejeżdżajć ostatni autobus, który kursuje zaraz pod moje obecne miejsce zamieszkania.

Fajnie jest tam mieszkać, ale jednak to trochę daleko i jest się odizolowanym od ludzi.

Stoję przed drzwiami pięknego domu. Okropnie boję się reakcji mojego przyjaciela, gdy wejdę do środka. Mam nadzieję, że przypadkiem nie dostanę latającym talerzem. Światła świecą się prawie w całym mieszkaniu, więc ciężko przewidzieć, w której części znajduje się chłopak.

Naciskam delikatnie na klamkę, cholera, zamknięte. Kobieca torebka! Miejsce gdzie jest wszystko. A i tak nic nie można znaleźć. Na dodatek jest tak ciemno, że chyba nie mam wyjścia i muszę zapukać.

Właśnie miałam uderzyć dłonią w drzwi, ale zostały otworzone sekundę szybciej. Powolnym i niespokojnym krokiem weszłam do środka. W głębi duszy modliłam się by furia młodego mężczyzny nie była tak ogromna jak myślałam. Głęboko odetchnęłam nie słysząc żadnych słów. Rozejrzałam się dookoła. Nic. Nigdzie nie było żywej duszy. Wyparował?

- Halo!? - krzyknęłam, zdejmując odzież wierzchnią.

Na marne. Mój głos odbił się tylko echem od ścian pomieszczenia. Po całym ciele przeszły mnie ciarki. Czułam się jak w prawdziwym horrorze, który leciał ostatnio w telewizji. Miałam okropne wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Chciałam się w tej chwili tak mylić, jak nigdy dotąd. Zgasiłam światło w przedpokoju i chwiejnym krokiem poszłam do kuchni. Tutaj też martwa cisza. Z każdą sekundą mój strach narastał. Nie mieszkałam przecież z jakimś psychopatą, chyba. W tej chwili zrozumiałam, że tak naprawdę nie wiem nic o moim współlokatorze. W mojej głowie pojawiało się coraz więcej negatywnych myśli, a napięcie rosło. Zeszłam cały parter domku by pozostawić tylko ciemność w każdym z pomieszczeń. Udałam się małymi schodkami na górę tu też wszystko było oświetlone. Tak jakby ktoś zrobił to specjalnie.

Nie miałam już siły bawić się w kotka i myszkę. Znudzona i zmęczona zrozumiałam, że nie mam czego się bać. Wzięłam szybko prysznic i pobiegłam prosto do mojego łóżka. W pojeździe, który mnie tu przywiózł czułam się już senna, ale teraz nie czułam nawet swojego ciała. Moja świadomość mówiła mi, że wzywa mnie piękna kraina Morfeusza.

Rozłożyłam świeżą pościel i położyłam się, by odpocząć po ciężkim dniu. Byłam odwrócona w stronę drzwi od pokoju, które w tej chwili były otwarte.
Niestety zmęczenie nie pozwoliło mi na to by je zamknąć, a moje powieki stawały się ciężkie. Nagle ku mojemu zdziwieniu wrota do mojego królestwa zamknęły się, a w pomieszczeniu zapanowała już totalna ciemność. Z uchylonego okna było tylko słychać szmer poruszanych drzew. Zbierał się coraz większy wiatr. Mimo dźwięków dochodzących z dworu miałam wrażenie, że ktoś porusza się po pokoju. Niestety księżyc był przysloniety chmurami, a okna żaluzjami więc nie padał żaden cień ani światło. Nie mogłam dostrzec nic. Nadal wyczuwalam czyjąś obecność. Nie mogłam leżeć bezczynnie. Zerwałam się z łóżka i automatycznie odbiłam się jak gumowa piłeczka. Jakaś postać stała przede mną. Delikatny zarys sylwetki wskazywał na mężczyznę ok. 1.90m. Mimo szumu zza okna usłyszałam jego mocne i stanowcze chrząknięcie.

- Nie zgubiłaś się? - powiedział po chwili jeszcze bardziej stanowczo. Nie był to głos żadnego z obecnych mi tu chłopaków.

Wiedziałam jednak, że znam tę barwę i tę męskość.

Nim się zorientowałam było już za późno. Mój oprawca przyłożył mi jakąś szmatę z gazem usypiajacym i potem czułam tylko jak mnie podnosi...

OdmienionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz