2

364 11 0
                                    

Obudziłam się w poniedziałek rano. Była godzina 9. To zaskakujące jak łatwo można zasnąć w cudzym domu. W sumie to nawet się przez tę noc przyzwyczaiłam do tego miejsca. " Mój pokój '' był sporych rozmiarów. Po lewej pod ścianą, mniej więcej po środku znajdowało się moje łóżko. Było bardzo nowoczesne. Zdobienie z metalu, owinięto lampkami. Wieczorem widok był naprawdę wspaniały. Ciemna pościel idealnie współgrała z jasnymi ścianami pokoju. Panował tu głównie kolor beżowy. Na wprost drzwi znajdowało się okno, a zaraz przy nim biurko w barwach kasztanowego brązu. Na prawo od biurka, przy ścianie widniała ogromna szafa z lustrem. Podłogi utrzymywały kontrast ze ścianami, ich szary kolor był jednak nietypowy. W rogu pokoju były białe drzwi. Prowadziły one do łazienki.
- O kurde. - pomyślałam. Nawet w domu nie miałam własnej toalety. Gdy weszłam do środka ujrzałam ogromne lustro, które idealnie komponowało się w śród morskich kafelek. Jak w każdej łazience. Bynajmniej każdej, w której byłam. Jest tu umywalka, toaleta no i prysznic. Szczerze mówiąc nie pogardziłabym wanną. Kocham brać długie kąpiele.
Gdy wyszłam z małego pomieszczenia, ujrzałam niską kobietę. Na oko miała nie całe czterdzieści lat. Mama Joe pomyślałam. Była ubrana bardzo elegancko, chyba szła do pracy. Z jej koka uciekał kosmyk włosów koloru mysiego. Na jej twarzy nie było widać zmarszczek, a identyczne oczy zupełnie jak u syna wpatrywały się we mnie z radością.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że to nie problem iż zostanę tu na kilka dni? - Zapytałam niepewnie.
- Och! Witaj słońce. Oczywiście, że nie. Goście zawsze są mile widziani. Przyniosłam Ci śniadanie. - Pokazała dłonią na tace, którą trzymała. - Raczej lubisz tosty?
- O tak, ale nie trzeba było. Naprawdę dziękuję.
- Nie ma sprawy. Rozgość się. - odpowiedziała wychodząc z pokoju. Zazdroszczę mojemu nowemu przyjacielowi. Jego mam to wspaniała kobieta. Tak miła a jaka dobra. Jo nie ma co narzekać.
Po śniadaniu postanowiłam wziąć prysznic. To uczucie gdy po trudnym dniu można odprężyć się podczas kąpieli. Z mojej walizki wybrałam czarne legginsy, top z napisem "DOPE ". Na stopy włożyłam moje czarne roshe. I ruszyłam w kierunku salonu, jednak nikogo tam nie było. Obeszłam cały dom i nigdzie żywej duszy. W kuchni znalazłam karteczkę:
" Poszedłem na basen popływać. Wiesz no taka chwila odprężenia. Czuj się jak w domu. Zostawiam ci klucze. Gdyby były jakieś problemy dzwoń: 666297154. Będę jakoś o 15.
Xoxo twój J. "
To urocze, że nazwał się moim. Chwila... co?! Nie urocze.. o czym ty myślisz?! Skarciłam się w głowie.
Pobiegłam na górę po mojego iPhona. Po odblokowaniu przeraziłam się. Miałam nieodebrane 20 połączeń, poczta głosowa była zawalona mnóstwem wiadomości, a wszystkie one były od jednej osoby.. Roxy.
- Halo? - usłyszałam już po pierwszym sygnale.
- Hej - powiedziałam radośnie, mimo że wiedziała co mnie czeka.
- Czy ty zwariowałaś?! Zachodzę w głowę gdzie jesteś! Od dwóch dni nikt Cię nie widział, nikt nie ma z tobą kontaktu, nie obierasz telefonu. Myślałam, że coś Ci się stało! Jak Cię spotka to chyba zabije. Jak możesz się tak nieodpowiedzialnie zachowywać?!
- No dobra, dobra. Już nie udawaj mojej mamusi to po pierwsze, a po drugie wyjechałam do znajomych na prę dni i by nie psuć wyjazdu schowałam telefon. Więc na mnie nie krzycz niebawem wrócę. - skłamałam.
- Okey. No przepraszam. Kochana jak będziesz mieć czas zadzwoń, muszę iść z mamą na zakupy. Kocham Cię! Całuski! - nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a w słuchawce usłyszałam tylko dźwięk zakończonego połączenia. Zabrałam kluczyki z blatu i niepewnie ruszyłam nieznanymi uliczkami Addison.
Po jakiejś godzinie totalnie nie miałam pojęcia gdzie jestem. Charlotte! Doskonały pomysł! Idź sobie gdzie popadnie po ogromnym mieście i zgub się! Jesteś genialna!
Wyciągam swój telefon i wybieram numer osoby, u której zamieszkuje od wczoraj.
- Jo! Jeju jak dobrze, że odebrałeś. Mam mały problem.
- Co się stało? Zaraz będę!
- Spokojnie. Wybrałam się tylko na spacer.. i no.. ten tego...
- Zgubiłaś się? Gdzie jesteś przyjadę po Ciebie.
- Grove Street.
- Gdzie? Zwariowałaś? Gorszej okolicy nie mogłaś wybrać? Natychmiast stamtąd uciekaj! Zanim Ci się coś tanie. Będę Ci mówić gdzie masz iść, okey?
- Okey. - Dalej już tylko słyszałam polecenia gdzie mam skręcić i do jakiego miejsca mam się kierować. Słyszałam w słuchawce, że przyjaciel jedzie samochodem. Martwiłam się.
- Dobra i teraz skręcisz w lewo i idź do kawiarni na końcu ulicy. Tam po Ciebie przyjadę. Cz... - I nic już nie usłyszałam, poczułam tylko ból ciała. Upadłam na ziemię, a mój iPhone się rozbił.
- Ałł! Uważaj jak jeździsz tym rowerem! Ty dupku! Przez Ciebie mam ranę!
- Oj zamknij się. To ty patrz jak chodzisz arogancka suko.
- Wypraszam sobie! Lepiej znikaj mi z oczu póki jestem jeszcze cierpliwa. Skurwielu/
- Bo co mi zrobisz? Oj Misiaczku żebyś się nie zdziwiła. Zepchniesz mnie z rowerka? Oj już się boję. - Ten koleś mnie denerwuje i ta mina, którą teraz robi! Co za typ!
- hmm no zobaczmy co da się zrobić. - Wywróciłam go z roweru. Widząc okazję zgniotłam mu genitalia swoja małą stopą. Schyliłam się. -Chcesz jeszcze coś powiedzieć? - Dałam mu z liścia w twarz i odeszłam.
- Szmata! - Krzyknął. Wystawiłam mu tylko środkowy palec i znikłam z pola widzenia chłopaka.
Ledwo dotarłam do kawiarni, a Joe od razu już się pojawił. Wysiadł ze swojego czarnego samochodu i od razu mnie przytulił.
- Tak się martwiłem!. - Puścił mnie. - Zaraz ty jesteś ranna! Matko jak dorwę tego kto Ci to zrobił to go zabiję.
- Spokojnie nic mi nie jest, nawet nie boli. To tylko mały wypadek. Nie masz czym się martwic. Wracajmy proszę.
Gdy wróciliśmy do domu nie miałam ochoty wychodzić z pokoju. Zamiast tego przeczytałam moją ulubioną książkę. "The Guardian".
- Charla! - Zawołał z dołu Joseph. - Musisz kogoś poznać!
- No i wtedy ta kurwa dała mi po twarzy. - tłumaczył się znajomy głos. Jednak gdy ujrzałam wcześniej spotkanego chłopaka, zrobiłam kwaśną minę.
- O! Cristofer poznaj Charlotte. - A więc ma na imię Cristofer. No nie pasuje to do niego. Imię takie porządne, a chłopak to typowy dupek.
- My się już znamy. - Powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Ale jak? Ona jest tu od wczoraj to raczej nie możliwe. Nie rozumiem.. - Widać było, że mój '' lokator '' był zmieszany.
- To o niej Ci opowiadałem. - Zszokowany chłopak spojrzał na mnie z otwartą buzią.
- To ja może pójdę... - Właśnie miałam wyjść i wtedy któryś z nich złapał mnie za nadgarstek...

OdmienionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz